Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 16 z dnia 19.04.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Hołd po 60 latach
Murawski z rekordem
Wiosna Ludów nad Odrą
Czy Barnkowo zniknie z mapy Chojny?
Nie uwięźmy Go w okowach pomników
Sto lat na diecie
Festiwal znów międzynarodowy
Jak Königsberg stawał się Chojną (7)
Złoty Tomek
Piłka nożna

Nie uwięźmy Go w okowach pomników

Po śmierci Jana Pawła II zadajemy sobie (również na naszych łamach) pytania: jak wykorzystać tę spuściznę, którą nam zostawił? Jak jej nie zmarnować? Jak ją nie tylko zachować, ale i pomnożyć?

W tych niezwykłych dniach pojawiały się rozmaite idee: jedne sensowne, inne mniej. Czasem ze szlachetnych pobudek wyłaniają się pomysły niedobre czy wręcz szkodliwe, bo ograniczające niezwykłą postać Papieża do formy pomnikowej, zamkniętej, statycznej. Zaczęła się też swoista licytacja: kto postawi większy pomnik? Które miasto pierwsze nada jakiejś ulicy Jego imię? Kto ostatni zdejmie obleczone w kir flagi? Również postulat jak najszybszego wyniesienia Zmarłego na ołtarze ma swoją ciemną stronę. W Polsce nawet za życia Papieża bardzo niewiele było normalnej, otwartej rozmowy o Jego nauczaniu. No bo jak można było dyskutować z Największym Rodakiem i głową Kościoła? Tym trudniej wyobrazić sobie dyskusję ze świętym, bo na kolanach raczej się dysput nie prowadzi. Przypomina się w tym momencie anegdota, jak młodopolski malarz Jan Styka malował wizerunek Matki Boskiej. Ta jednak - chyba niezbyt usatysfakcjonowana rezultatem - w końcu przemówiła do niego: "Ty mnie nie maluj na klęczkach, ty mnie maluj dobrze!".

Papież wielowymiarowy
Fenomen Jana Pawła II polegał na tym, że był On postacią wielowymiarową i bardzo barwną. Był nie tylko Papieżem, duchownym, ale także myślicielem, filozofem, etykiem, artystą. Kochano Go za to, że był jednocześnie każdą z tych postaci. Był żywym człowiekiem, który bardzo sobie cenił kontakt z innym człowiekiem - ale człowiekiem naturalnym, autentycznym.
Więc jak sobie poradzić z faktem, że Papież to także filozof - a więc zajmujący się czymś, co z definicji jest dyskursywne, polegające na sporach, konfrontacji różnych argumentów i racji? Był też artystą (wcale nie tylko w młodości), a istotą sztuki jest dramatyczne wadzenie się ze sobą, nawet wadzenie się z Bogiem. Ile jest w nas gotowości do takiego niekoturnowego, niepomnikowego kontaktu z dorobkiem zakończonego pontyfikatu? Na ile jesteśmy otwarci na samych siebie, na swe rozterki, wątpliwości, a więc na to, co stanowi o rozwoju naszej duchowości? Na ile potrafimy mówić naprawdę własnym głosem? Na ile chcemy przyjąć do wiadomości, że Papież był na świecie nie tylko uwielbiany, ale także krytykowany - i to nawet w łonie Kościoła? Wyrazem pychy i braku rozsądku z naszej z strony byłoby twierdzenie, że tylko my Go rozumieliśmy, a Jego oponenci to wyłącznie ludzie mali, nieprzychylni Kościołowi, religii czy Polsce. A przez unikanie głębszych analiz i merytorycznych, niepodszytych polityką dyskusji sami spychamy się na margines, stając się dobrowolnie duchową, kulturową i religijną prowincją świata.

Ułomna etyka autorytetu
Jestem przekonany, że Papieżowi nie zależało na tym, byśmy bezrefleksyjnie, biernie powtarzali cudze prawdy, nawet jeśli były to prawdy głoszone przez Niego samego. Był On wszak jednym z przedstawicieli tzw. etyki personalistycznej (od łac. persona - osoba), o której pisałem tu w 1991 roku: "Jeśli robię coś tylko dlatego, że tak nakazuje mi autorytet, w działaniu moim zawarta jest moralna ułomność, nawet, jeżeli powołuję się przy tym na autorytet absolutny, czyli na Boga. Takim >>heretyckim<< naukom miałem okazję przysłuchiwać się w Katedrze Etyki KUL, kierowanej przez niejakiego... Karola Wojtyłę, współtwórcę i gorącego orędownika etyki personalistycznej, w myśl której powinność moralna jest powinnością afirmowania osoby lub rzeczy ze względu na jej wewnętrzną wartość (w przypadku osoby ludzkiej tą wrodzoną wartością jest jej godność). Ostatecznym i najważniejszym kryterium dobrego moralnie działania nie jest więc wypełnienie nakazu najwyższego nawet autorytetu, ale dostrzeżenie i podkreślenie godności drugiego człowieka. Przekładając z języka filozofii: uznawanie autorytetów moralnych, nawet tych najwyższych, nigdy nie może oznaczać ubezwłasnowolnienia jednostki, nie zwalnia jej z samodzielnego rozwiązywania najgłębszych dylematów natury ludzkiej ani z odpowiedzialności za dokonywanie własnych wyborów i decyzji".

Niejednoznaczny wizerunek jest prawdziwszy
Lubił się spierać i dyskutować - zarówno jako biskup krakowski, jak i później, w Watykanie. Cenił, gdy ktoś miał własne zdanie. Ale myśmy tu w Polsce tak naprawdę nie chcieli z Nim rozmawiać. Gorzej, nawet nie chcieliśmy wiedzieć, czy w jakiejś kwestii mamy inne zdanie. Mówił nam tyle ważnych rzeczy - lista byłaby długa. Ale może w czymś nie miał racji? Wszak nawet dla katolików Papież nieomylny jest tylko w pewnych okolicznościach. Trudno zrozumieć na przykład, czemu jednakowo mocno potępiał zarówno aborcję, jak i antykoncepcję. Tu Jego argumenty były bardziej emocjonalne niż logiczne. Tymczasem widać wyraźnie, że stanowisko zakazujące np. stosowania prezerwatyw jest już nie do utrzymania, zwłaszcza że mnóstwo katolików i tak od dawna ich używa. Inna sprawa, w której Papież według mnie wyraźnie się pomylił, to dokonana pod koniec lat 90. krzywdząca ocena środowiska "Tygodnika Powszechnego".
W paradoksalny sposób dzięki podobnym zastrzeżeniom wizerunek Papieża nie odnosi w moim odczuciu uszczerbku. Wręcz przeciwnie: zyskuje dodatkowe wymiary i pokazuje, że nie był On postacią papierową.

Otworzyć serca i umysły
A więc czy uda nam się wykorzystać to, co zostawił nam Jan Paweł II? Twierdząca odpowiedź będzie możliwa jedynie wówczas, gdy gotowi będziemy otworzyć się - otworzyć nasze serca, ale i umysły. Ale to nie ma nic wspólnego ze stawianiem pomników (zresztą rzadko kiedy estetycznych), co przypomina zamykanie Karola Wojtyły w metalowej albo kamiennej klatce. Nie ma też nic wspólnego ze stadnym nadawaniem ulicom imienia Jana Pawła II. Poza tym uwłaczające dla Niego jest umieszczanie Go w towarzystwie np. Świerczewskiego czy Żymierskiego - a więc zbrodniarzy, którzy nadal patronują ulicom w naszych miastach. No i sprawa bardzo prozaiczna: ulice przede wszystkim trzeba remontować, a dopiero potem wybierać szacownych patronów. Inaczej dojdzie do tak żenujących sytuacji, jak choćby w Gryfinie, gdzie ulice Jana Pawła II i ks. Popiełuszki są chyba najgorsze i najbardziej dziurawe w całym mieście.

Ileż znaczeń i odcieni odnaleźć można w tylekroć przytaczanych już słowach Jana Pawła II: "Nie lękajcie się!"...
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska