Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 16 z dnia 19.04.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Hołd po 60 latach
Murawski z rekordem
Wiosna Ludów nad Odrą
Czy Barnkowo zniknie z mapy Chojny?
Nie uwięźmy Go w okowach pomników
Sto lat na diecie
Festiwal znów międzynarodowy
Jak Königsberg stawał się Chojną (7)
Złoty Tomek
Piłka nożna

Jak Königsberg stawał się Chojną (7)

Dalszy ciąg zapisków z dziennika pastora kościoła Mariackiego w Königsbergu F. Bliednera po zajęciu miasta przez Rosjan w 1945 r. Po raz pierwszy (w języku niemieckim) opublikowano je w Kreiskalender für den Kreis Königsberg/Nm. na 1961 r. Jest to część dokumentacji, zebranej przez byłego mieszkańca miasta - Kurta Speera. W nawiasach podajemy późniejsze polskie nazwy miejscowości oraz inne objaśnienia.

I jeszcze trzy spotkania z rosyjskimi oficerami. Jednego razu spotkałem żydowskiego oficera (lekarza?), który płynnie mówił po niemiecku. Wiedział, że jestem pastorem i z tego powodu mnie lubił. Ale kiedy wzbraniałem się przekląć Hitlera jako sprawcy całej nędzy i odpowiedziałem mu, że ptak nie kala własnego gniazda, on nie mógł tego zrozumieć i tylko kręcił głową.
Prawdopodobnie ten sam oficer kilka tygodni później, kiedy byliśmy już w Schönfliess (Trzcińsku), uratował mi życie. Któregoś dnia przed Wielkanocą pojechałem do nowej rakarni przy drodze do Blankenfelde (Brwic), gdzie odprawiłem świąteczną mszę dla ludzi z okolicy. Kiedy wracałem, samochód z rosyjskimi oficerami zajechał mi drogę. Zabrali mnie do kwatery głównej w Rohrbeck (Rosnowie). Tam długo czekałem, żeby się dowiedzieć, że zaraz będę rozstrzelany jako szpieg. Dalej czekałem, kiedy przyszedł jakiś oficer, spojrzał na mnie, powiedział: "My się przecież znamy!" i wszedł do środka. To był ów żydowski oficer. Chwilę potem wyszedł jeden i powiedział, że mam już iść do domu.

Tak przed 1945 rokiem wyglądała ulica Klasztorna, która zachowała swą nazwę do dziś
Inne spotkanie z rosyjskim oficerem miało bardziej zabawny charakter. Siedziałem z superintendentem w moim biurze na parterze. Nagle przez okno wszedł Rosjanin, który najwidoczniej czegoś chciał. I tak właśnie było: cierpiał strasznie na ból zębów, a kiedy przechodząc zobaczył pokój z półkami pełnymi książek, pomyślał, że tu na pewno mieszka lekarz. Chociaż nie mogliśmy mu pomóc, to jednak sobie z nim porozmawialiśmy, gdyż mówił trochę po niemiecku. Nauczył się naszego języka w akademii wojskowej. Wychodząc, zapytał się, czy mogę mu dać podręcznik "Opieka nad chorymi w czasie wojny", a potem powiedział: "W Niemczech wszystko kultura. W Rosji wszystko świństwo!".
Następne spotkanie z oficerem wyglądało tak: siedzieliśmy w moim pokoju z superintendentem, który właśnie pakował walizkę. Przechodzący oficer zobaczył ubrania, wbiegł, zdjął spodnie, założył jedna na drugą dwie pary znalezionych spodni i pobiegł z własnymi w ręce.

Chcę tutaj ogólnie coś napisać o Rosjanach i Polakach. Większość uważała nas za wrogów i rzadko traktowano nas przyjaźnie. Dla dzieci często byli życzliwi, szczególnie ci z oddziałów zaopatrzeniowych, zwłaszcza ojcowie rodzin. Bardzo odczuwalne były różnice występujące wewnątrz tej wielkiej mieszaniny narodów, które dziś tworzą potężne państwo. Najbardziej nieprzyjemni byli ci typu mongoloidalnego. Wśród starych, prawdziwych Rosjan było wielu dobrodusznych, jakich znaliśmy z dzieł wielkich rosyjskich poetów. Niestety, nawet i oni zmieniali się całkowicie, skoro tylko napili się alkoholu.
Towarzyszące wojskom kobiety z reguły były niemiłym zjawiskiem, szczególnie Polki. "Oto samice hien" - powiedział Schiller.
W głębi z prawej kamień, o którym pisze K. Speer
Przymusowa praca
Często, zwykle w Schönfliess, byłem odkomenderowany do pracy. Okresowo systematycznie wzywano mnie do pracy w polu czy ogrodzie, a czasem brano mnie z ulicy, abym robił to czy tamto w tej czy owej miejscowości. Za drugim razem dostałem bardzo mile widzianą zapłatę środkami spożywczymi, częściej jednak nic nie dostawałem.

Smutne przeżycia jednak przeważały. Jednym z najokropniejszych było to zanotowane 23 lutego. Po zniszczeniu jej domu, pani L., idąc do rodziny Plagen na Klosterstr. (Klasztornej), została napadnięta przez Rosjan. Jej mały syn został zabity, a nieco starsza córka tak stłuczona kolbami karabinów, że pół jej twarzy to były dosłownie zwisające płaty mięsa. Z pomocą siostry Anny-Marthy mogłem udzielić pierwszej pomocy - oczywiście niewystarczającej. Później rosyjscy lekarze więcej pomogli.
Przypis K. Speera: Ta zmaltretowana dziewczyna po raz pierwszy odważyła się wrócić na miejsce zbrodni w 1995 roku. Resztki zwłok małego chłopca zostały odkopane i pochowane pod małym, pozbawionym napisów kamieniem pamiątkowym w pobliżu miejsca pamięci na dawnym niemieckim cmentarzu (dziś to cmentarz komunalny przy ul. Odrzańskiej). Cdn.
Tłum. Jakub Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska