Jedwabnym Szlakiem do Chin (7)
Udany wypiek
Zagwarantowanie w konstytucji swobód religijnych spowodowało w Chinach ożywienie życia duchowego i odradzenie się religii. Po 10 latach to się wprost rzuca w oczy. Ciąg dalszy rozmowy z Andrzejem Kordylasińskim z Cedyni.
Cerkiew w Harbinie w północnych w Chinach (Mandżuria), gdzie za cara rządzili Rosjanie
|
Gazeta Chojeńska: - Czy w Chinach trafiłeś na ślady chrześcijaństwa?
Andrzej Kordylasiński: -W Pekinie widziałem kościoły, lecz nie mogłem zobaczyć wnętrza, bo były akurat zamknięte. W Harbinie widziałem cerkwie. W Chinach mamy Kościół katolicki oficjalny i podziemny.
- W Chinach można jedynie mówić o śladach chrześcijaństwa, bo oficjalnie według encyklopedii PWN mówi się o 1 proc. wyznawców tej religii. Czy władze komunistyczne nie obawiają się skutków swobód religijnych?
- Trudno powiedzieć. Sądzę, że wszystko w jakimś stopniu jest pod kontrolą. Wyznawcy taoizmu czy buddyzmu nie są groźni w rozumieniu władz. Zresztą - jak już wspominałem - religia w Chinach to coś innego niż np. w krajach muzułmańskich. To jest mieszanka wierzeń, tradycji, filozofii - to pewien sposób na życie, nazywany niekiedy chińską mądrością.
- Gdy nastąpiła odwilż, to odżyły też religie.
- Prawdziwy boom przeżywa buddyzm. W świątyniach widziałem wielu wyznawców - modlą się, palą kadzidła. Prawie puste są natomiast świątynie konfucjańskie. Konfucjanizm był zwalczany w czasach rewolucji kulturalnej jako wroga, niebezpieczna doktryna. Jednak jego etyczne wartości przetrwały, a niektóre cechy, jak np. posłuszeństwo wobec ojca, mogą być z punktu widzenia władz przydatne. Mówiąc o religii w Chinach, trudno jest niektóre pojęcia zdefiniować.
Wizyta pielgrzymów z Tybetu w lamaistycznej świątyni w Pekinie. Buddyzm chiński i tybetański różni się zasadniczo zarówno pod względem doktrynalnym, jak i obrzędowym.
|
- Badacze ruchów religijnych mają trudności z ustaleniem liczby wyznawców. Np. źródła nie podają liczby wyznawców rdzennej chińskiej religii, jaką jest taoizm.
- To religia, ale jednocześnie pewien system filozoficzny. Są tacy, którzy nie uważają taoizmu za religię, bo przecież nie mówi się tu o Bogu. Celem jest uwolnienie się od nalotu materialnej cywilizacji, powrót do korzeni poprzez zjednoczenie z naturą. Sporo myśli zaadaptowałem sobie przed laty do swojej filozofii życiowej. Taoizm i konfucjanizm to wytwory kultury chińskiej. Buddyzm i islam przywędrowały przed wiekami handlowym Jedwabnym Szlakiem.
- Często do niego nawiązujesz. Czy Chińczycy mają handel w genach?
- Patrząc na sklepy (chociażby nasze), można odpowiedzieć, że tak. Ich prawdziwą religią wydaje się być pieniądz. To ich bożek. Nie odbiegają zatem od światowych trendów. Poszli mocno w kierunku konsumpcji i w światowym wyścigu produkcji dóbr są niezwykle groźnymi rywalami.
Młynek modlitewny. Buddyści wierzą, że wystarczy go obrócić, by modlitwa zaniosła się do nieba.
|
- To ogromny, przeszło miliardowy naród, stanowiący około 20 proc. ludności świata. Czy nie zauważyłeś manii wielkości? Czy nie czują się narodem wybranym?
- Chińczycy są dumni ze swej historii i kultury. Może przytoczę pewną legendę, dość chętnie powtarzaną w Azji. Gdy Bóg robił próby ze stworzeniem człowieka, to lepił postaci z gliny i dla utrwalenia wypalał je. Najpierw włożył model do pieca i trochę podpiekł. Produkt okazał się jednak zbyt biały. Nie marnując surowca, tak stworzył białą rasę. Potem widząc, że to jednak nie to, następny wytwór przytrzymał w piecu dużo dłużej, ale jednak przedobrzył i z tej próby wyszła czarna rasa. Dopiero za trzecim wsadem wypiek wyszedł żółciutki - czyli taki jak trzeba.
Rozm. Tadeusz Wójcik, fot. Andrzej Kordylasiński