Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 47 z dnia 24.11.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Polki znów rodzą w Schwedt
Hetman ustąpił obywatelom
Jest "Rocznik Chojeński"!
Paraliż władzy w Chojnie
Podatki lokalne na 2010 rok
Litwa nad Odrą
WŁÓCZYKIJ wśród najlepszych
DoDoHa w szczecińskim parnasie
Trener czy psycholog?
Sport

Trener czy psycholog?

Na 27 listopada zaplanowano oficjalne uroczystości 50-lecia Międzyszkolnego Klubu Sportowego Hermes Gryfino. Początki jego działalności związane są z miejscowym Liceum Ogólnokształcącym, gdzie nauczyciel wychowania fizycznego Ludwik Alchimowicz założył sekcję lekkoatletyczną. Dwa lata później także nauczyciel tej szkoły Bolesław Sikora powołał sekcję żeglarską. Te dyscypliny utrzymały się do tej pory, a w międzyczasie doszła jeszcze gimnastyka artystyczna i uprawiany dorywczo biathlon letni (bieg i strzelanie). Hermes to najbardziej zasłużony klub sportowy w naszym powiecie, mogący poszczycić się wieloma osiągnięciami, szczególnie w popularyzacji i upowszechnianiu kultury fizycznej. Od wielu lat jest w czołówce szkolnych klubów sportowych w województwie i kraju. Ma też swoje miejsce w sporcie wyczynowym. Olimpijczyk Michał Bieniek to przecież wychowanek Hermesa. Najlepszy polski ultramaratończyk Jarosław Janicki to też hermesiak. Dziś rozmowa z długoletnim trenerem i zarazem wiceprezesem klubu Janem Podleśnym.

"Gazeta Chojeńska": - Właściwie to nie wiem, z kim mam rozmawiać: z trenerem, wiceprezesem klubu, szefem MOS-u czy z kolegą?
Jan Podleśny: - Mógłbyś jeszcze z politykiem (J. Podleśny jest radnym i członkiem Zarządu Powiatu - przyp. red.), ale najlepiej jak porozmawiasz z kolegą.
- Od ilu lat jesteś związany z klubem?
- Od 46, bo gdy w 1963 r. przyszedłem do I klasy ogólniaka, to Ludwik Alchimowicz już we wrześniu, po sprawdzianie na 1000 metrów, namówił mnie do sekcji. Pamiętam, że nabiegałem równo 3 minuty, a więc jak na chłopaka po siódmej klasie, to nieźle. Teraz chciałbym, żeby do mnie z takimi wynikami trafiali. Ten czas nie wziął się z powietrza, bo już uprawiałem kolarstwo w gryfińskim Piaście i stąd wytrzymałość.
- Pamiętasz pierwszych zawodników?
- Oczywiście. To była fajna grupa - przeważnie starsi ode mnie: Bronek Baszuk, Marek Radtke, Kucharski. Baszuk za rok miał poważny sukces, bo został brązowym medalistą Mistrzostw Polski Juniorów w przełajach. Ja też robiłem duże postępy, bo już zimą 1965 r. wywalczyłem jako pierwszy młodzik w klubie halowe mistrzostwo okręgu w biegu na 600 m.
- Dyrektorem MOS-u jesteś od...?
- Od 1986 roku, czyli 23 lata, a więc równo pół stażu klubowego.
- Model sportu szkolnego w powiecie macie wzorcowy, ale nigdy nie ma tak dobrze, żeby nie można czegoś ulepszyć...
- ...czy zepsuć.
- Mam na myśli sugestię, żeby ograniczyć liczbę konkurencji branych do współzawodnictwa powiatowego, bo mniejsze szkoły po prostu nie wyrabiają. Nauczyciele i dyrektorzy skarżą się, że sprawniejsi uczniowie nie chodzą na lekcje, tylko startują w zawodach.
- To jest problem małych szkół i sprawa warta przemyślenia od nowego roku szkolnego. Niektóre szkoły nie startują w zawodach, bo dyrektorzy nie pozwalają na wyjazdy. To jest ich decyzja i my ją szanujemy. Taki kształt rywalizacji narzuca nam też kalendarz imprez Szkolnego Związku Sportowego. Tam przede wszystkim powinni ograniczać dyscypliny, a oni jeszcze je rozszerzają. Teraz np. dorzucili warcaby, którymi prawie nikt się nie interesuje. Po co? Czytałem twój artykuł i pewne sugestie odnośnie unihokeja czy piłki nożnej dziewcząt. W pełni się z nim zgadzam. Po co pchać te konkurencje? Dziewczęta u nas w nożną nie grają i ta dyscyplina żyje tylko w czasie rozgrywek. To samo z unihokejem, który od lat nie przebija się jako sport wyczynowy. Istnieje jakieś dla mnie niezrozumiałe lobby sportów niszowych. Namawiam cię, żebyś porozmawiał na ten temat z Gienkiem Kudukiem, bo on ma "wysokie przełożenie" w Szkolnym Związku Sportowym.
- Gdybyś miał wskazać największe talenty sportowe w dziejach waszego klubu, to kogo byś wymienił?
- Przede wszystkim Michała Bieńka (olimpijczyk z Pekinu, rekordzista Polski juniorów z rekordem życiowym 2,36 m - przyp. red). To olbrzymi talent o wielkich możliwościach, jednak ciągłe kontuzje nie pozwalają na wykorzystanie tego potencjału. W rzutach mieliśmy też podobny talent (również rekordzistę Polski 16-latków) - Andrzeja Antoniaka. Wśród biegaczy indywidualnością jest zapewne Jarek Janicki. Nie chodzi tu może ściśle o talent, ale jego psychikę, budowę anatomiczną czy podejście do treningu. On ma niesamowity aparat ruchu. Już jako junior nas zadziwiał, że trenując biegi średnie, skakał ponad 6 m w dal. Ta lekkość, skoczność, sprawność powoduje, że mimo gigantycznych obciążeń, on się trzyma. Inny już by się pięć razy rozleciał. Prawdziwym talentem biegowym wśród dziewcząt była Dorota Jankowska, ale żeby wskoczyć na najwyższą półkę, musiałaby solidnie popracować, a tej motywacji jej zabrakło. Gdyby miała taki zapał do treningu, jak bliźniaczki Rybackie, zaszłaby bardzo wysoko.
- Ano właśnie. Czy nie lepiej byłoby, gdybyś odwrócił proporcje? Moim zdaniem miałbyś większe efekty, gdybyś był bardziej psychologiem niż trenerem. Masz duże straty zawodników na przyzwoitym poziomie sportowym. Odchodzą, przychodzą nowi - i tak w kółko. Szkoda pracy, traconych nadziei.
- Może masz i rację, ale ja naprawdę dużo czasu poświęcam na motywację. Wydaje mi się, że w 60 proc. jestem psychologiem, a w 40 trenerem. Rozmawiam, przekonuję, wdrażam do systematycznej pracy, obowiązkowości. W konkurencjach wytrzymałościowych bez właściwej motywacji zawodnika nic się nie osiągnie. Przykład pierwszy z brzegu: wczoraj poleciłem zawodniczkom, żeby przebiegły okrężną trasę w lesie, bo ja akurat nie mogłem z nimi być. Dwie pobiegły, a trzy schowały się za drzewo. Biegi są specyficzną dyscypliną, wymagająca silnej woli, samozaparcia. Trzeba zrobić swoje - niezależnie od pogody, nastroju. Bardzo trudno w dzisiejszych czasach zmobilizować ludzi do takiej pracy. Młodzi idą na łatwiznę. Zamiast iść na trening, można przecież pooglądać telewizję, porozmawiać z koleżanką, pobawić się przy komputerze. Ambitniejsi uczniowie dużo się uczą, chodzą na dodatkowe zajęcia, języki itd. Nie ma też jeszcze mody na sport, na ruch, bieganie. Teraz coś się zaczyna dziać, ale w naszym kraju to dopiero początki. Trzeba przebudować świadomość ludzi. Myślę właśnie o tym, żeby organizować więcej imprez działających na wyobraźnię, masowych biegów ulicznych, rodzinnych. Telewizja też nas zupełnie bojkotuje. Tylko piłka, piłka, piłka. Zawody lekkoatletyczne pokazują o pierwszej w nocy.
- Nie tylko telewizja, ale i rząd. Jak spaprali piękną ideę Orlika... Czy nie mogły być to obiekty uniwersalne, dla wszystkich, a nie tylko placyki do kopania piłki? Wyobraź sobie, że taki facet jak ja, który codziennie coś tam ćwiczy, chciałby skorzystać z takiego boiska. Pójdzie, a tam paru małolatów będzie kopać piłkę. I co? Gdyby chciał coś tam robić, to powiedzą mu: "spiep... dziadku!". Przecież prawie za te same pieniądze można było wybudować obiekcik podobny jak w Moryniu. Jest tam wszystko: bieżnia, skocznie i orlikowskie trzy boiska.
- To prawda, nawet gdyby była tylko bieżnia na prostej, to już dla szkoły czy dla innych ćwiczących byłby ogromny atut.
- Ponarzekaliśmy trochę, więc na koniec coś bardziej optymistycznego. Chyba cieszy cię następne twoje dziecko? Mam na myśli nowo założony Klub Biegacza. To był świetny pomysł. Gdy byłem ostatnio w Goleniowie na biegu z okazji 11 Listopada, to KB Hermes w swoich strojach klubowych był najbardziej rzucającą się w oczy grupą. Klub rośnie jak na drożdżach i niebawem będzie o nim głośno nie tylko w naszym województwie.
- Cieszy mnie, że tak to poszło. Już widzę pozytywne efekty i może ci dojrzali biegacze pociągną innych, wytworzy się dobry klimat, moda na bieganie. Dojdą ludzie z nowymi pomysłami. Dobry początek został zrobiony.
Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska