Chojeńskie czarownice z Sydonią
W dwunastym Lecie z Sydonią w Marianowie uczestniczyła 26 czerwca 20-osobowa delegacja kobiet z gminy Chojna: z kół gospodyń wiejskich w Lisim Polu, Mętnie, Jeleninie, Grzybnie i Strzelczynie, sołtyski, wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Ryszarda Bekier, sekretarz gminy Ewa De La Torre. Zaprosiła je wójt Marianowa Elżbieta Rink. Przyjechały też panie z Dobrej Szczecińskiej, Szczecina, a nawet z Małopolski. Barwny korowód przemaszerował ulicami, a nad jeziorem przygotowano festynowe atrakcje, w tym: stoiska rękodzieła artystycznego i biżuterii etnicznej, koncerty, wystawy. Były też damskie zapasy i mecz piłki nożnej czarownice z Marianowa kontra reszta świata.
Czarownice z Chojny. Na pierwszym planie wójt Marianowa Elżbieta Rink
|
Tradycyjna impreza w Marianowie sięga korzeniami wydarzeń z XVII wieku. 19 sierpnia 1620 r. w Szczecinie została ścięta i spalona na stosie Sydonia von Borck. Był to ostatni taki wyrok na "czarownicę" na Pomorzu. Sydonia miała wyjść za mąż za Ernesta Ludwika - syna księcia pomorskiego Filipa I. Jednak narzeczony wycofał się. W 1604 r. Sydonia zamieszkała w Marianowie (Marienfliess) w zakładzie dla szlacheckich panien. W 1612 r. oskarżono ją o czary, a przede wszystkim o rzucenie klątwy na rodzinę niedoszłego małżonka. Miała rzekomo przepowiedzieć po rozstaniu z Ernestem, że nie minie 50 lat, jak ród księcia wyginie. Zbiegło się to ze zgonami kolejnych książąt (ostatni z Gryfitów - Bogusław XIV zmarł w 1637 r., nie zostawiając potomka). Jak to zwykle było w takich procesach, zeznania na świadkach i oskarżonych wymuszano torturami.
Dziś postać Sydonii jest elementem historii Pomorza Zachodniego, odkrywanej przez nowych - od 65 lat polskich mieszkańców tego regionu. A dla niektórych jest też symbolem prześladowania kobiet w poprzednich wiekach.
(rr)