Liczą na polskich pacjentów
Rozbudowuje się szpital w pobliskim Schwedt (15 km od Chojny). W lipcu położono kamień węgielny, a 13 stycznia wciągnięto wiechę na nowym, czterokondygnacyjnym budynku, który staje obok dotychczasowego gmachu. Ma być gotowy w trzecim kwartale. 14 obecnych oddziałów z ponad 400 łóżkami będzie wtedy przeniesionych do nowego budynku, a stary (wybudowany w 1973 roku) zostanie częściowo rozebrany. Zostaną tylko trzy piętra z przeznaczeniem na administrację. Koszt całej inwestycji to 43 miliony euro.
Od 2007 roku współpracująca z Pomorską Akademią Medyczną w Szczecinie klinika w Schwedt należy do prywatnego konsorcjum „Asklepios”, które posiada 111 szpitali w Niemczech. Przygraniczne położenie powoduje, że od lat zarówno spora część personelu, jak i pacjentów to Polacy. Klinika w Schwedt kojarzyła się w Polsce przede wszystkim z licznymi polskimi porodami i aborcjami. Dzięki nowemu prawu unijnemu już wkrótce zakres usług dla polskich pacjentów może się znacznie poszerzyć. Co prawda już obecnie koszt leczenia naszego obywatela w Niemczech w nagłych wypadkach (nieszczęśliwe zdarzenie na drodze, zawał serca, złamanie nogi itp.) podlega refundacji przez Narodowy Fundusz Zdrowia, natomiast inaczej jest z tzw. planowym leczeniem. Ma się to wkrótce zmienić na mocy unijnej dyrektywy z ubiegłego roku o ponadgranicznej opiece zdrowotnej, tworzącej coś w rodzaju medycznej strefy Schengen. Wchodzi ona w życie w październiku 2013 roku, ale szpital w Schwedt już teraz przygotowuje się do tej nowej sytuacji.
Stary gmach szpitala w Schwedt za rok zostanie rozebrany do II piętra. Obok powstaje nowy
|
Tomasz Tomczyk
|
Rozmawiamy z menedżerem ds. współpracy międzynarodowej w klinice „Asklepios” w Schwedt Tomaszem Tomczykiem.
„Gazeta Chojeńska”: - Co się zmieni w waszym szpitalu po wejściu w życie unijnej dyrektywy?
Tomasz Tomczyk: - Teraz bardziej koncentrujemy się na pacjentach potrzebujących operacji, na którą czeka się w Polsce często bardzo długo, co niejednokrotnie znacząco pogarsza rokowania. Stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy przy granicy, to należy stworzyć możliwości leczenia się tutaj pacjentom także z Polski. Wszyscy jesteśmy Europejczykami i bliskimi sąsiadami. Chcemy odejść od postrzegania nas w Polsce wyłącznie w kontekście - wysoko zresztą ocenianej - opieki położniczej czy zabiegów aborcyjnych. Podpisujemy teraz w Polsce umowy z centrami medycznymi, które przyjmują pacjentów do leczenia ambulatoryjnego i jeśli zaistnieje potrzeba, przysyłają ich do nas, gdzie natychmiast przeprowadza się zabiegi operacyjne. Pacjent unika więc wielomiesięcznego, a czasem nawet kilkuletniego oczekiwania. Nie trzeba dodawać, że w przypadku niektórych zabiegów umożliwia to szybki powrót do całkowitej sprawności, co byłoby nieosiągalne w razie zbyt długiego odkładania operacji.
- A co z odpłatnością?
- Ceny naszych usług dla polskich pacjentów są dostosowane do cen obowiązujących w Polsce. Nie przewyższają cen prywatnych usług medycznych np. w Szczecinie czy Gorzowie. W październiku 2013 r. wejdą w życie przepisy, na mocy których takie zabiegi będą mogły być refinansowane przez NFZ.
- W całości?
- Nie, tylko do wysokości kosztów takiego samego zabiegu w Polsce. Jednakże przygotowani jesteśmy logistycznie do rozwiązania tego problemu. Wprowadzimy możliwość refundacji pozostałej kwoty, czyli rodzaj ubezpieczenia czy składki, płaconej przez jakiś czas przez pacjenta na wypadek operacji u nas. To pokrywałoby także koszt wizyty w centrum medycznym w Polsce.
- Gdzie są takie centra?
- Są dwa w Szczecinie i jedno w Stargardzie. Jest też w Gorzowie, choć jeszcze nie podpisaliśmy umowy. Jeśli jednak pacjent został zdiagnozowany przez swojego lekarza w Polsce i zostanie skierowany na operację, może się z nami skontaktować bezpośrednio. Dysponujemy przejrzystą stroną internetową w języku polskim, jak również numerami infolinii. Mamy też polskich lekarzy, np. na internie siedmiu, na ginekologii, na chirurgii i ortopedii po trzech. Przed operacją wykonujemy raz jeszcze badania, by uniknąć najdrobniejszych nawet pomyłek czy nieścisłości. Natomiast jeśli przychodzi do nas pacjent z centrum medycznego, z którym bezpośrednio współpracujemy, wówczas wykonujemy tylko niezbędne badania, gdyż przepływ informacji i poziom zaufania pozwala respektować wykonywane uprzednio badania diagnostyczne. Cenimy polskich lekarzy i jesteśmy gotowi podjąć taką współpracę także z innymi centrami w Polsce.
- Jak obecnie wygląda sprawa polskich porodów w klinice w Schwedt?
- Szczycimy się bardzo dużą ich liczbą. Polki w swoim kraju - jeśli chcą zapewnić sobie komfortowe warunki - też często muszą płacić. Kiedy dokonaliśmy prostego rachunku sumującego takie wydatki w Polsce, okazało się, że nasza oferta jest absolutnie porównywalna pod względem finansowym, a sądzę, że atrakcyjniejsza medycznie. Niebawem powinna zostać dopracowana specjalna, dodatkowa, oferta przygotowana wspólnie z centrami medycznymi w Polsce. W jej ramach kobieta opłacałaby 500-600 zł za całe prowadzenie ciąży wraz z różnymi badaniami. Nie musiałaby wtedy płacić za każdą wizytę. Mogłaby przyjeżdżać do centrum w Szczecinie albo do nas do Schwedt. W 2011 roku 6 procent wszystkich porodów w Schwedt stanowiły Polki. W 2012 r. tylko w styczniu ilość ta wzrosła aż do 15 procent. Do 24 stycznia już 10 Polek przyjechało do nas rodzić. Widać więc, że jest spore zapotrzebowanie na nasze usługi.
- Czy wasza oferta dla polskich pacjentów obejmuje również diagnostykę?
- Tak. Przykładowo na rezonans magnetyczny czeka się u nas do tygodnia.
- Ile to kosztuje?
- Zależy od odcinka ciała. Mniej więcej są to takie ceny jak w prywatnych gabinetach w Polsce.
- Znane są kłopoty finansowe polskiej służby zdrowia. A tymczasem w Schwedt wygląda na to, że usługi medyczne to dobry biznes, skoro tak inwestujecie.
- Cała inwestycja kosztuje 43 mln euro, ale z tego 33 mln dostaliśmy od landu Brandenburgia. Czyli nasz wkład to tylko 10 mln euro.
- Czyli land dofinansował prywatną firmę?
- Jako szpital zobligowany do świadczenia usług wszystkim pacjentom posiadającym państwowe ubezpieczenie, otrzymujemy spore dofinansowanie, gdyż także w interesie landu jest nasze funkcjonowanie na najlepszym poziomie. Stąd szczodrość landu we współfinansowaniu inwestycji. Można powiedzieć - korzyść obopólna.
- Czy zdarzają się w Niemczech likwidacje szpitali?
- Oczywiście. Ale my odpowiednio szybko zaczęliśmy się modernizować i jako szpital przy granicy otworzyliśmy się na stronę polską. Inwestowaliśmy w dokształcanie, sprzęt, przyjmowaliśmy polskich lekarzy i personel medyczny. Nie dość, że zaoferowaliśmy specjalistom z Polski świetne warunki pracy, możliwość szkoleń i pracę na najnowocześniejszym sprzęcie, to jeszcze pozyskaliśmy polskojęzyczny personel, zapewniający Polakom komfort i poczucie bezpieczeństwa. Każdy pacjent pragnie bez niedomówień porozumiewać się z lekarzem, szczególnie w momencie trudnym i stresogennym. Możemy zapewnić naszym pacjentom z Polski pełen luksus w tym zakresie. Nie muszą władać niemieckim czy angielskim. To my uczymy się polskiego. Rozumiemy, że racja bytu szpitala wymusza konieczność zmian i świadomość, że nie jesteśmy już tylko w Niemczech, ale i we wspólnej Europie.
Rozm. i fot. Robert Ryss