Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 37 z dnia 11.09.2012

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Uznanie dla moryńskich inwestycji
Łączą dach z wieżą
Naukowcy podziwiali drzewa
Jak pamiętają Polacy, Czesi i Niemcy?
Kolejne pieniądze na drogi
Chóralne wibracje
Dworska kapela w Czachowie
Pożegnanie z Italią
Wschodnie klimaty (2)
Bomba w internecie
Sport

Pożegnanie z Italią

Jak zapowiadaliśmy, przekazujemy krótką relację niestrudzonego podróżnika Jerzego Chrabeckiego z tegorocznej kwietniowo-majowej wyprawy na Bałkany, którą odbył z biegową międzynarodową sztafetą niepełnosprawnych. Co roku przemierza on z nią część Europy, pokonując do tej pory 30 tys. km.

O niezwykłej pasji związanego z Rynicą w gminie Widuchowa społecznika pisaliśmy w poprzednich latach wielokrotnie, m.in. w nr.:
29 (2004 r.)
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=04-29&temat=4
31-32 (2004)
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=04-31&temat=7
27 (2006)
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=06-27&temat=1
39 (2009)
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=09-39&temat=3
33 (2011)
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=11-33&temat=5

Zgodnie ze zwyczajem, sztafeta miała wyruszyć z końcowego ubiegłorocznego miasteczka, czyli z San Giovanni Rotondo (miejsca życia i kultu ojca Pio), lecz zaliczono jeszcze San Marino, bo mimo czterokrotnego pobytu we Włoszech, nie było okazji tam dotrzeć. - Tak więc jeden etap zorganizowaliśmy na terenie tego państewka i mamy go już w naszej kolekcji – stwierdził J. Chrabecki . - Oficjalnie jednak wyruszyliśmy z S. G. Rotondo, żegnani z pompą przez burmistrza i przy efektownej eskorcie policji. Zapewne z Italią rozstaliśmy się na dobre, ale mamy miłe wspomnienia i dużo wrażeń. Z Włoch dostaliśmy się promem do chorwackiej perły – Dubrownika, a potem przez przesmyk Bośni i Hercegowiny w kierunku Medżugorie i Mostaru. W Medżugorie byliśmy 3 godziny, a etap kończył się w Mostarze. Z Chorwacji pojechaliśmy do Czarnogóry, a potem do Albanii. W stosunku do innych państw bałkańskich zrobiła na nas przygnębiające wrażenie. Na początku, od granicy w kierunku Tirany, nie było nawet drogi w naszym znaczeniu, tylko taki szeroki piaszczysty trakt. Później już było w miarę normalnie, gdy zbliżaliśmy się do większych miejscowości. W etapowym miasteczku zastaliśmy takie warunki, że musieliśmy im podziękować i ruszyliśmy dalej, bo było fatalnie. Nawet nie było możliwości umycia się, a ponadto baliśmy się, bo gromada miejscowych wyrostków zachowywała się wyzywająco i agresywnie. Potem jednak przenocowaliśmy w bardzo przyzwoitym motelu pod Tiraną, a następne etapowe miasteczko przyjęło nas już normalnie. Było nawet sympatycznie i miejscowi ludzie tłumaczyli nam, że wcześniej pechowo trafiliśmy, bo tamta miejscowość to znana w okolicy wybuchowa mieszanka. Następnym etapem była Macedonia. Serdecznie nas tam przyjęli. Nie odwiedziliśmy Serbii, bo trzymaliśmy się bardziej linii brzegowej, gdzie są atrakcyjniejsze miejscowości. W Macedonii przekraczaliśmy unijną granicę z Grecją i tu nas trochę potrzymali, bo oprócz Polaków, Węgrów, Czechów i Rumunów była ekipa ukraińska, a wiadomo, że to nie unijny kraj. W Grecji mieliśmy aż 8 etapów, bo wiadomo, że tam jest mnóstwo atrakcji. Między innymi byliśmy na jednym ze szczytów Olimpu, a następnie w Olimpii, gdzie zapala się ogień olimpijski, odwiedziliśmy wyrocznię muzeum w Delfach oraz słynne Termopile. Akurat gdy kończyliśmy sztafetę, tzn. 10 maja, było zapalenie znicza w Olimpii, ale już dwa dni wcześniej, gdy tam byliśmy, trwały występy plenerowe. Etapem końcowym była Kalamata, czyli miasteczko na cypelku Peloponezu.
Gdy już wracaliśmy do domu, to w okolicy miasta Patras natknęliśmy się na sztafetę z ogniem olimpijskim. Stamtąd wróciliśmy promem do Wenecji. W naszej sztafecie uczestniczyło 7 ekip, łącznie 60 osób. W roku przyszłym wyruszymy z Kalamaty i będziemy dalej zwiedzać Grecję, docierając m.in. do Sparty, a następnie do Myken (jest tu grób Agamemnona), promem na Rodos, a potem historyczne miejscowości w Turcji: Izmir (dom Maryi), Pamukkale, Efez, Pergamon, Troja. Chcemy dotrzeć aż do Istambułu. Trasę już mam objechaną, zaplanowane etapy i mam nadzieję, że wszystko zrealizujemy. Jako ciekawostkę powiem, iż będąc na wyspie Rodos, widziałem wiele napisów w trzech językach: greckim, angielskim i... polskim. Na imprezach Polacy dominują. Jeżdżąc po Grecji, nie widać oznak kryzysu i ma się wrażenie, że to raczej problem medialny niż rzeczywisty - mówi nam Jerzy Chrabecki.

Trudno uwierzyć, ale całe przedsięwzięcie związane ze sztafetą J. Chrabecki przygotowuje sam. Opracowanie trasy ze wszystkimi detalami zajmuje mu dwa miesiące. Tam są szczegóły: miejsca postojowe, parkingi, noclegi, co będą zwiedzać, czy są wolne wstępy itp. Potem trzeba wysłać sterty pism o pozwolenia, zabezpieczenie trasy itp. Czas przejazdu musi być dograny prawie co do minuty. Pan Jerzy powiedział nam, że obecnie ma tak przetarte ścieżki, że wszystko robi prawie automatycznie. Marka, jaką sobie wyrobił, otwiera wszystkie drzwi. Tegoroczna sztafeta każdego uczestnika kosztowała około 250 euro, łącznie z dość kosztownymi dojazdami i przejazdami promem. To kwota prawie symboliczna. Dotychczas ze swoimi podopiecznymi w 14 edycjach sztafety przebył (bieg plus jazda samochodami) około 30 tys. km, odwiedzając 37 państw. Właściwie trzeba wszystko liczyć podwójnie, bo zawsze uprzednio osobiście objeżdża całą przyszłą trasę. Na moje pytanie, czy nie ma jeszcze dość, odpowiada: - To wciąga i pierwotnie nie planowałem, że to tak się potoczy. Zresztą w planie mam całą Europę i jak kiedyś napisaliście, przecież Rosja czeka.
Tadeusz Wójcik
Zdjęcia z archiwum J. Chrabeckiego

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska