Mogę grać, ale nie muszę
|
Małgorzata Braunek - aktorka, która szybko weszła na szczyt, grając u Wajdy w „Polowaniu na muchy”, potem u swego ówczesnego męża Andrzeja Żuławskiego w „Trzeciej części nocy” i w „Diable”, wreszcie w 1974 roku jako Oleńka Billewiczówna w superprodukcji „Potop” Jerzego Hoffmana. Była też tytułowa rola Izabeli Łęckiej w serialowej „Lalce”. Potem na blisko 20 lat wycofała się z zawodu. Opowiadała o tym 26 listopada podczas spotkania w wypełnionej sali Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie. - Poczułam, że jestem uzależniona od grania jak alkoholik od alkoholu. Odżywałam tylko wtedy, gdy dzwonił ktoś z propozycją kolejnej roli - mówi. Doszła do wniosku, że musi coś zmienić w swym życiu. I zmieniła dość radykalnie. Pojechała do Indii i Tybetu, spotkała się z Dalajlamą. Zaczęła praktykować buddyzm zen, a z czasem stała się jego nauczycielką. Może dzięki temu sprawia dziś wrażenie spokojnej, opanowanej, choć jednocześnie zdecydowanej? Podkreśla, że buddyzm to przede wszystkim praktyka duchowa, którą można stosować bez wyzbywania się własnej religii.
Braunek opowiadała też o wydanej właśnie przez krakowski „Znak” książce „Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko”. To zapis rozmowy-rzeki, jaką przeprowadził z nią Artur Cieślar - pochodzący ze Świnoujścia pisarz, poeta, podróżnik, tłumacz i... buddysta. Spotkanie prowadził szczeciński dziennikarz radiowy Konrad Wojtyła. Na koniec wiele osób kupiło książkę i ustawiło się w kolejce po autograf.
Dodajmy, że Małgorzata Braunek 8 lat temu wróciła do filmu. Miłośnicy seriali znają ją dziś przede wszystkim jako Barbarę w „Domu nad rozlewiskiem”. - Wróciłam jak po odwyku, z poczuciem, że mogę grać, ale nie muszę. Nie mam już ambicji aktorskich, nie spinam się - powiedziała.
(tekst i fot. rr)