Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 16 z dnia 21.04.2015

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
70 lat po krwawej bitwie
Miasto zza zamglonych szyb
Akademia wina w Baniewicach
Pociągi znów ze zmianami
Posprzątajmy przy murach
Nie płacić za dekorację
Rowerami po gminie
Szkolenie „Na szlaku Natura 2000”
Francusko-niemiecko-polska Piaf
Sport

Nie płacić za dekorację

Opozycyjny klub radnych Inicjatywa Samorządowa w Baniach złożył dość ciekawy projekt uchwały, dotyczący zmian diet radnych. Chociaż na sesji 30 marca nie uzyskał on wymaganej większości, bo opozycja ma tylko pięć szabel w radzie, to jednak warto przybliżyć sedno proponowanych zmian, tym bardziej że wiele rad gminnych w tym okresie ustalało bądź też jeszcze ustala wysokość diet. Propozycja IS zmierzała w tym kierunku, aby płacić tylko za rzeczywiście wykonywaną pracę, a nie za tytuły. Dotyczyło to wiceprzewodniczącego rady, który podczas sesji nie wykonuje żadnych czynności, a otrzymuje 500 zł – oraz o przewodniczących komisji, którzy też mają zwiększone diety. Propozycja była taka, aby wiceprzewodniczący otrzymywał dietę taką jak inni radni (150 zł), a gdyby prowadził sesję, to miałby dodatkowy ryczałt 200 zł. Według wnioskodawców także przewodniczący komisji nie wiadomo z jakiego powodu otrzymują 170 zł zamiast 150, gdy nic ponadto nie robią. Przewodniczący za prowadzenie obrad komisji otrzymują 200 zł.
Po dyskusji propozycja zmian została odrzucona stosunkiem głosów 9:4. Argumentacja była głównie taka, że wiceprzewodniczący ma zwiększone obowiązki między sesjami i nieraz uczestniczy w naradach, spotkaniach czy wyjazdach dotyczących interesów gminnych. Ponadto zwracano uwagę na to, iż w Baniach, w stosunku do innych samorządów, diety są bardzo niskie.
(tw)


Nasz komentarz
Rzeczywiście, apanaże bańskich radnych są skromne, lecz poruszany problem jest godny uwagi, bo rzadko zdarza się, aby wiceprzewodniczący rad mieli jakieś obowiązki i często mówi się, że stanowią tylko dekorację stołu prezydialnego. Nieraz już żartowano, aby na tę funkcję wybierać szykowne panie, które będą mogły pokazać swoją wytworną biżuterię. Są rady, w których jest dwóch wiceprzewodniczących, więc to stanowi już jakiś uszczerbek w budżecie. Sądzę, że przewodniczący mogliby częściej angażować do pracy swoich zastępców. W niektórych radach stosuje się taką praktykę, lecz są to raczej wyjątki.

Przewodniczącym Rady Miejskiej w Chojnie na początku pierwszej kadencji w 1990 roku został Bogdan Sternal
Przy okazji może warto wspomnieć o genezie diet radnych. W Chojnie, gdy sprawowałem funkcję radnego 25 lat temu, czyli w pierwszej kadencji samorządu, początkowo nie było żadnych diet. Wtedy, na fali demokratycznych przemian, mówiło się, że mandat radnego to zaszczytna funkcja społeczna i pobieranie za nią jakichkolwiek pieniędzy to dyshonor. Niebawem jednak okazało się, że to jest czysto idealistyczne podejście, zupełnie nieprzystające do realiów. Niby nikt nie upominał się o diety, lecz wkrótce był problem z zebraniem kworum, bo radni mieli dziesiątki wykrętów, aby urwać się z sesji bądź nie przyjść wcale. Szczególnie dotyczyło to radnych spoza Chojny. Właśnie wtedy ktoś odważny zaproponował, aby uchwalić diety rekompensujące przynajmniej koszty dojazdu i obiadu. Pamiętam, iż nawet była dyskusja, a może nawet uchwała, aby radni ze wsi otrzymywali wyższe diety uwzględniające dojazdy, a sprawę obiadów potraktowano bardzo serio, bo w czasie obrad była przerwa obiadowa. W Chojnie mieliśmy sesje w Centrum Kultury, gdzie na dole mieści się restauracja. Kto więc chciał się posilić, to zamawiał obiadek i potem, już w lepszym humorze, mógł dalej debatować. Zdarzały się sytuacje, które teraz mogą śmieszyć (no może za wyjątkiem sesji sejmowych, gdzie posłowie wyskakują na pepsi). Otóż niektórzy radni do obiadu zamawiali nie tylko mineralną i rozgrzani stolikową dyskusją, nie kwapili się do powrotu na salę obrad. Pamiętam, że przewodniczący wtedy schodził na dół z dzwonkiem i dyndał aż do skutku. Będąc wśród radnych opcji rządzącej, nawet ceniłem ten obiadowy przerywnik, bo nasi oponenci (wtedy w większości ludowcy) po konsumpcji byli bardziej ugodowi, a nawet przyjaźni i można było przepchnąć kontrowersyjne uchwały.
W pierwszej kadencji wszyscy też byli przeczuleni na punkcie oszczędności, przejrzystości finansów itp. Nie do pomyślenia było, żeby burmistrz wydał jakieś gminne grosze bez wiedzy radnych i bez skrupulatnego rozliczenia się. Aby wszystko można było kontrolować, funkcjonował tzw. fundusz reprezentacyjny (w śmiesznej wysokości), z którego szef gminy się rozliczał. Przypominam sobie dość kuriozalną sytuację, gdy po jakiejś wizycie niemieckich gości burmistrz na sesji złożył sprawozdanie, wyliczając ile zakupiono wody mineralnej i słonych paluszków, ile z tego zostało i co potem zrobiono z tymi nieskonsumowanymi zapasami. Po tym precyzyjnym, acz trochę prowokacyjnym sprawozdaniu, ktoś trzeźwo myślący zaproponował, żeby uprościć tę buchalterię.
Obecnie wahadełko z pozycji oszczędności często wychyla się zbyt mocno w drugą stronę, bo w niektórych gminach z okazji dożynek czy zakończenia roku wydaje się spore sumki na konsumpcję i nikt nie śmie nawet zapytać, ile na nią przeznaczono.
Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska