Kto zatrzyma polskich emigrantów?
Gdy rok temu prezentowaliśmy statystykę demograficzną gmin naszego powiatu, prorokowałem, iż to będzie ostatni rok tak dużego spadku liczby ludności i powoli będziemy odrabiać straty. Nic z tych rzeczy. W roku ubiegłym też straciliśmy w powiecie 487 osób, czyli tylko o jedną mniej niż w 2014. Co się dzieje? Przecież nie są to ubytki wynikające z ujemnego przyrostu naturalnego (różnicy między zgonami a urodzeniami), bo sytuacja jest raczej wyrównana lub lekko plusowa na rzecz urodzeń. Skąd tak duży odpływ ludności? Trudno powiedzieć bez szczegółowych badań, a migrację niełatwo jest ustalić z wielu względów. Niby obowiązuje jeszcze obowiązek meldunkowy, lecz mało kto go przestrzega. Ale tak jest od wielu lat. Z drugiej strony jednak wiele osób się wymeldowało, a więc statystycznie jest nas rzeczywiście mniej.
W ciągu dwóch lat powiat skurczył się o prawie 1000 osób. Można bez większego ryzyka przyjąć, że to są nasi emigranci. Pomnóżmy tę liczbę przez 320 (ilość powiatów w Polsce) to będziemy mieli około 300 tys. emigrujących. I tu od razu nasuwa się refleksja: jak to się ma do skromniutkiej liczby 7 tys. uchodźców, których mamy przyjąć? Niektórzy rwą włosy z głowy, kracząc o islamizacji, arabskiej dominacji i zagrożeniach dla naszego kraju. A co by było, gdyby tak Anglicy czy Norwegowie ubzdurali sobie, że grozi im polonizacja i pogonili naszych? Jak poradzilibyśmy sobie z ponadmilionową rzeszą wysiedleńców?
|