Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 06 z dnia 09.02.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Sekretarz odwołana
Ratujmy oczy Piotrusia
Nasi sąsiedzi reklamują się w Szczecinie
Walentynki 2016
Pogodno na Włóczykiju
Rzeczy są bardziej złożone, niż myślisz
Przecieram innym ścieżki
Złote komnaty i krzycząca nędza
Sport

Rzeczy są bardziej złożone, niż myślisz

W Polsce triumfuje fałszywy manicheizm i zbiera obłędne żniwo. Najlepiej widać to w poglądach Jarosława Kaczyńskiego, który w roli przeciwników PiS-u potrafi sobie wyobrazić wyłącznie miłośników PO, komunistów, złodziei, ludzi oderwanych od koryta, obywateli gorszego sortu itp. Prezes głosi takie opinie zapewne z premedytacją, bo taka perspektywa wystawia mu przeciwników na łatwy cios. Niestety, ten przeraźliwie prostacki dualizm, w którym po jednej stronie jest pełnia dobra, po drugiej całe zło, a nie ma żadnych innych stron, znajduje wielu zwolenników – z tego samego powodu, dla którego licznych zwolenników mają teorie spiskowe. Ludzie wybierają takie proste schematy, bo zwalniają ich one z wysiłku myślenia i poszukiwania własnych odpowiedzi w oceanie niezwykle zniuansowanej rzeczywistości. A jak powiedział Milan Kundera – „rzeczy są bardziej złożone, niż myślisz”.


Taki klimat ogarnął też Mariusza Moskę, który przed tygodniem, polemizując z moimi publikacjami (głównie „Tożsamość lokalna w budowie” z nr. 46/2015 - www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=15-46&temat=5
i „Jaskiniowa (nie)demokracja” z nr. 49/2015 - www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=15-49&temat=1) w tekście „Wartości i antywartości” (www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=16-05&temat=5) zarzuca mi, że nie rozdzierałem szat w poprzednich latach i twierdzi: „Pan reaguje teraz na sygnał dany z Centrali”. Tymczasem – powtarzam to jak mantrę – „rzeczy są bardziej złożone, niż myślisz”. Nie stałem w przeszłości – wbrew temu, co uważa M. Moska – po stronie szulerów. Ani przedtem po stronie małych, ani tym bardziej dzisiaj po stronie wielkich. Na polityków patrzę realistycznie i nie oczekuję od nich konsekwentnego trzymania się zasad etycznych. Dotyczy to z definicji polityków w każdym państwie, choćby dlatego, że idą często na zgniłe kompromisy czy wchodzą w brzydko pachnące sojusze, odstępując od głoszonej przed wyborami moralnej pryncypialności. Dlatego – wbrew M. Mosce – nie uważam, że żyliśmy i żyjemy w państwie bandyckim, lecz w państwie rządzonym przez polityków, którzy są jacy są. Od polityków nie da się oczekiwać tego, że nie będą zachowywać się jak politycy. To może bolesna, ale za to realistyczna refleksja, chroniąca przed tęsknotą za utopiami, w którym lekarstwo na autentyczne problemy okazuje się zwykle dużo bardziej szkodliwe od choroby. Innymi słowy: gdybym chciał reagować na wszystkie niecne poczynania polityków, to musiałbym podnosić larum codziennie od ćwierć wieku. Reaguję więc wtedy, gdy w moim odczuciu poziom patologii czy zagrożeń przekracza masę krytyczną. Jest to więc kwestia nie zerojedynkowa, lecz leżąca w proporcjach. PiS zdecydowanie przebił wszystkich dotąd rządzących w naginaniu czy łamaniu prawa, a gdybym dostał w dolarach różnicę w tej kwestii między PO a PiS-em, to byłbym bardzo zamożnym człowiekiem. Odnośnie Trybunału Konstytucyjnego pisałem: „Poprzednia władza tu nabroiła, ale ta nowa postanowiła świerzb leczyć trądem. Cyniczne i niemoralne są argumenty, że skoro mój poprzednik ukradł sto złotych, to mnie wolno ukraść dwieście”. W przypadku polityków PiS-u nie chodzi tylko o to, co już konkretnie powyczyniali, ale przede wszystkim o wizję państwa, wyłaniającą się z ich planów.


Wszyscy, czyli kto?
Często budujemy sobie obraz świata poprzez zawsze wiodące na manowce pochopne uogólnianie i wkładanie wszystkich do jednego worka: wszyscy katolicy są jak Tadeusz Rydzyk, wszyscy muzułmanie są jak bin Laden, wszyscy Niemcy są jak Erika Steinbach. Żydzi są bogaci i potajemnie rządzą światem, Polacy to złodzieje i brudasy, a Polki skoro są ładne, to na pewno puszczalskie. Na przykładzie zdarzających się za granicą wyobrażeń o Polakach możemy najlepiej przetestować prawdziwość takich uprzedzeń.
Niestety, równie stereotypowo Mariusz Moska gloryfikuje chrześcijan, a deprecjonuje muzułmanów. Twierdzi nawet, że „ataki terrorystyczne są wykonywane wyłącznie przez wyznawców proroka Mahometa”. Zapomniał choćby o Breiviku, o amerykańskim terroryście o polskich korzeniach Theodore Kaczynskim czy o zamachowcu Januszu Walusiu - zabójcy czarnoskórego działacza w RPA. Ale sięgnijmy po opinie ekspertów: „Fundamentaliści stanowią 5-8 proc. wszystkich muzułmanów, a terroryści to z kolei zaledwie 3-10 proc. całej liczby fundamentalistów. Z tego wynika, że liczba muzułmanów, którzy naprawdę są dla nas groźni, czyli terrorystów – waha się od 0,15 do 0,8 proc. populacji” – piszą Agata Marek i Agata S. Nalborczyk w książce „Nie bój się islamu”. „Przygotowanie młodych do tego, by przeobrazili się w ludzkie bomby, które mają eksplodować w restauracji czy autobusie, zabijając cywili, nie ma nic wspólnego z wartościami islamu. Samobójstwo jest w islamie formalnie zabronione” – mówi Tahar Ben Jelloun („Co to jest islam? Książka dla dzieci i dorosłych”). Przypomina też, że Koran uważa Jezusa „za proroka i doskonałego wysłannika Allaha. Muzułmanin ma go czcić, tak jak czci Abrahama, Mojżesza i Mahometa. Wrogami islamu nie są więc wyznawcy innych religii”.
M. Moska pisze do mnie: „Nie ma zgody na Pański postulat polegający na przyjmowaniu wszystkich islamskich imigrantów”. Tylko że ja nigdy o to nie apelowałem. Porusza mnie los ludzi uciekającym przed wojną, ale dużo bardziej porusza mnie postawa ogromnej części moich rodaków, wyrażających nienawiść do całych grup bliźnich, z góry zbiorowo piętnując ich i traktując jako zbrodniczy pomiot. Tak jak antysemityzm bez Żydów dużo mówi o antysemitach, a niewiele o Żydach, podobnie islamofobia bez muzułmanów więcej mówi o Polakach niż o muzułmanach. Jest potężna różnica między postawą „nie możemy przyjąć wszystkich uchodźców czy imigrantów” a postawą „nie chcemy u siebie żadnego uchodźcy”. Ważne jest nie tylko, co się robi (lub nie robi) dla ludzi. Często dużo ważniejsze jest to, co i jak się o nich mówi, zwłaszcza gdy pamiętamy, że najgorsze zło zaczynało się od słów.

Od pytania, kim są oni, ważniejsze jest pytanie, kim my jesteśmy
M. Moska pisze: „Całe szczęście, że nie wszyscy wyznawcy islamu podchodzą do jego przykazań poważnie, tak jak nie wszyscy chrześcijanie podchodzą do nakazu miłowania nieprzyjaciół swoich”. Sęk w tym, że miłość bliźniego (w tym nieprzyjaciół) to nie jakieś trzeciorzędne przykazanie chrześcijańskie, lecz sama istota tej religii. „Bóg jest miłością” - najpiękniej zdefiniował Go św. Jan Ewangelista. A najnowsza książka papieża Franciszka nosi tytuł „Miłosierdzie to imię Boga”. Czy uważając to za fanaberię lub dziwactwo, możemy się nadal uważać za chrześcijan? Dlatego moje wątpliwości co do chrześcijańskości Polski są uzasadnione. Rzecz jasna nie można wymagać masowej świętości i wiernego naśladowania takich postaci, jak np. siostra Chmielewska czy papież Franciszek. Jednak jest wielką różnicą, czy takie osoby uznamy za przykłady postawy prawdziwie chrześcijańskiej, czy za szkodliwych idiotów. Wybór wariantu jest automatycznie wyborem własnej tożsamości.

„Dzisiaj jesteśmy zaproszeni do postawienia sobie pytania o jakość naszego chrześcijaństwa. Czy moje chrześcijaństwo prowadzi mnie do otwarcia na innego, którego twarzą jest dziś twarz uchodźcy, bezdomnego, dziecka?” – pyta Marta Titaniec, przewodnicząca komitetu organizacyjnego X Zjazdu Gnieźnieńskiego, który w marcu odbędzie się z okazji 1050-lecia chrztu Polski.


Czy Polacy są zdolni do zbrodni?
W stosunku do moich uwag na temat Jedwabnego i najnowszych archiwalnych odkryć, które na samym Podlasiu każą pomnożyć tę zbrodnię razy 128, Mariusz Moska formułuje brawurową tezę, że „w latach 1939-45 Polska była pod okupacją Niemiec i wedle prawa międzynarodowego za wszystkie siłowe rozwiązania na ludności cywilnej odpowiedzialność ponosi okupant”. No cóż, jeśli Polacy nie są odpowiedzialni za Jedwabne, bo Polska była wówczas pod okupacją, to znaczy że za masakry na Wołyniu nie są odpowiedzialni Ukraińcy, bo państwo ukraińskie nie istniało nie tylko wtedy, ale i nigdy przedtem.

Sięgnijmy do źródeł. W 2002 r. IPN zakończył swe śledztwo w sprawie Jedwabnego. W raporcie czytamy: „Wykonawcami zbrodni jako sprawcy sensu stricto byli polscy mieszkańcy Jedwabnego i okolic”. Prowadzący śledztwo prokurator Radosław Ignatiew (ówczesny szef pionu śledczego IPN) w podsumowaniu napisał: „Nad ranem do Jedwabnego zaczęli przybywać mieszkańcy okolicznych wsi z zamiarem brania udziału w zaplanowanej wcześniej zbrodni zabójstwa żydowskich mieszkańców”. Moska upiera się, że mord „zorganizowali Niemcy i pod lufami karabinów zmusili mieszkających tam Polaków do współudziału”. Ale prok. Ignatiew w rozmowie z Anną Bikont w jej książce „My z Jedwabnego” powiedział, że nie zna przypadku, by Polak został ukarany przez Niemców za to, że nie wziął udziału w tej zbrodni.
Bezpodstawne byłoby oskarżanie całego narodu polskiego za zbrodnie, których dokonywały wtedy setki czy tysiące Polaków. Podobnie jak teraz nie ma podstaw, by za zbrodnie islamskich terrorystów oskarżać wszystkich Arabów czy muzułmanów.

Z powodu szczupłości miejsca odniosłem się zaledwie do niewielkiej części stwierdzeń mego adwersarza, choć w jego tekście jest dużo więcej opinii, które nie mają racjonalnego uzasadnienia.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska