Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 06 z dnia 09.02.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Sekretarz odwołana
Ratujmy oczy Piotrusia
Nasi sąsiedzi reklamują się w Szczecinie
Walentynki 2016
Pogodno na Włóczykiju
Rzeczy są bardziej złożone, niż myślisz
Przecieram innym ścieżki
Złote komnaty i krzycząca nędza
Sport

Złote komnaty i krzycząca nędza

Druga część rozmowy z Jerzym Kołaczykiem z Morynia, który dzieli się wrażeniami z niedawno odbytej podróży do Tajlandii i graniczących z nią krajów


Tadeusz Wójcik: – W Tajlandii zapewne nie przepuściłeś okazji, żeby zobaczyć walki tamtejszych bokserów?

Jerzy Kołaczyk: – Rzeczywiście, będąc tam, trzeba było zobaczyć tajski boks w oryginalnym wydaniu. Przyznam jednak, że nie było to jakieś porywające widowisko, a widziałem kilka walk. Oni są drobni, zwinni, ale miało się wrażenie, że walczą ze sobą takie większe dzieciaki. Ciekawostką było to, iż w jednej z walk wystąpił – jak oni określają – ladyman. U nich takich podmalowanych babochłopów czy też na odwrót, spotyka się często na ulicach czy w restauracjach. Nikt nie zwraca na nich uwagi i nie wywołują żadnej sensacji. Bardziej od turnieju bokserskiego podobało mi się barwne widowisko, w którym uczestniczyliśmy. To było wielowątkowe przedstawienie, odnoszące się do historii kraju, tradycji, ludowych wierzeń i obrzędów. Tańce, śpiewy, muzyka, gra świateł, przepiękne stroje. Wszystko profesjonalnie wyreżyserowane, więc byliśmy zachwyceni.

Trzymetrowy posąg Buddy z czystego złota waży 5,5 tony
– Oglądając twoje fotki z wycieczki, zwróciłem uwagę, z jakim animuszem ujeżdżasz słonia. W Tajlandii to szczególne zwierzę.

– Ależ tak! Słoń to dla nich świętość, może porównywalna do indyjskich krów. Mają długą i ciekawą historię związaną z tymi zwierzętami, łącznie z wykorzystywaniem ich w czasie walk. Tam organizuje się słynne, jedyne na świecie festiwale słoni, przygotowuje specjalnie dla nich atrakcyjne przekąski w postaci szwedzkich stołów. Słoń jest symbolem Tajlandii i kiedyś jego wizerunek był umieszczony na fladze. Obecnie jest to pięć poprzecznych pasków, bo podobno (nie wiem, ile w tym prawdy) król się wkurzył i nakazał czcigodnego słonia zdjąć z flagi, bo niektórzy odwracali go trąbą w niewłaściwą stronę.

– Chyba miał rację, bo wiem, co by się u nas działo, gdyby ktoś naszego orła pokazał od ogona. Ale oni teraz mają słoniowy biznes, bo to nie lada atrakcja dosiąść takiego zwierzaka.

– No tak, jest turystyczną atrakcją. Na pewno potrafi na siebie zarobić i na kilka innych osób. Zresztą nie tylko słoń, bo popularne są też wizyty w klatce z tygrysami. Też nie ominąłem takiej atrakcji, chociaż nie powiem, żeby nie było dreszczyku emocji. Były pewne zabezpieczenia, bo „myśliwy” stał z wycelowaną flintą, a mnie popryskali czymś przyjemnym dla tygrysa, ale dużego komfortu psychicznego nie miałem. Wygłaskałem zwierza, nie dotykając głowy, bo to było zabronione. Wystarczyło, jak spojrzałem na jego potężną łapę. Pazurów nie pokazywał.

Jerzy Kołaczyk głaszcze kotka
– Z nędzą się zetknąłeś?

– Niesamowitą, bo krzyczącą.

– Jak to rozumieć?

– W Tajlandii nie ma rzucającej się w oczy nędzy, ale natknęliśmy się na nią tuż po przekroczeniu granicy z Birmą. Przechodziło się granicę podobnie jak w Krajniku i szło kawałek do miasteczka. I wyobraź sobie, że przy drodze były powystawiane małe dzieciaczki, niemowlaki zupełnie same, leżące bez opieki. Przeważnie płakały, a obok stała jakaś butelczyna z mlekiem i kubek do żebrania. Szokujący i przygnębiający widok, płakać się chciało. U nas czegoś takiego nie można sobie nawet wyobrazić.

– Ale zapewne dla kontrastu widziałeś też wyzywające bogactwo?

– Niestety tak. W Tajlandii jest sporo złotych skarbów, dosłownie i w przenośni. W Bangkoku olśniewa kompleks pałacowy, a w nim słynny złoty posąg Buddy o wadze 5,5 tony. Na północy Tajlandii zaś zobaczyłem budowlę, która mnie urzekła i zachwyciła. To coś niesamowitego. Chodzi o tzw. Białą Świątynię (Wat Rong Khun) w miejscowości Chiang Rai. Tajlandzki ekstrawagancki artysta Kositpipat, bogaty człowiek, tworzy dzieło życia. Przypomina to trochę historię Sagrady Familii w Barcelonie i wizji Gaudiego. Obok budowanej z białego szkła Białej Świątyni powstają też inne niecodzienne obiekty. Jest tam między innymi złota toaleta. Wszystko wewnątrz, łącznie z muszlą klozetową, jest wykonane ze złota. Widziałem różne cuda świata i zapewne ta śnieżna świątynia wśród soczystej zieleni kwalifikuje się w czołówce.

– A rodaków w Tajlandii spotkałeś?

– A gdzie ich nie ma? Zaraz w hotelu natknąłem się na przykutego do komputera jakiegoś biznesmena z Gdańska, który twierdził, że tu corocznie przyjeżdża od 10 lat i spędza po parę tygodni. Może to i prawda, bo wiele osób z Europy Zachodniej tak robi, ponieważ jest tanio, warunki dobre i można sobie zamówić Tajkę (bez podtekstów) do opieki, towarzystwa i jako przewodniczkę po mieście.

– Zwiedziłeś trochę świata, więc powiedz, gdybyś miał wybrać z tych kilku wycieczek jedną, to którą byś wskazał?

– Każda miała niepowtarzalny urok, ale wskazałbym na Chiny. Tam jest wszystko: piękne widoki, zapierająca dech w piersiach architektura, niewyobrażalna potęga. Warszawa przy takim Szanghaju to wioska.
Rozm. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska