Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 09 z dnia 01.03.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Jeszcze wolni
VAT do odzysku
Radni nie chcą Związku
A po trzech dniach zaczyna śmierdzieć
Posterunki nie wrócą automatycznie
Na wyższy szczebel
Targowisko uratowane
Nietypowe odwołanie
Sport

A po trzech dniach zaczyna śmierdzieć

Publikujemy kolejny tekst w naszej dyskusji o wyzwaniach, jakie naszej tożsamości stawia teraźniejszość. Dotychczasowe głosy: Robert Ryss - nr 46 i 49/2015 oraz 6/2016, Michał Gierke - nr 51-52/2015 i 4/2016, Tomasz Zgoda - nr 3/2016, Mariusz Moska - nr 5/2016, Jarema Piekutowski - nr 7/2016.
Dzisiaj głos z Berlina.

Kryzys uchodźczy roznieca żar dyskusji: Robert Ryss nawołuje o chrześcijańskie miłosierdzie, Michał Gierke apeluje o pielęgnację tradycyjnej polskiej gościnności, Mariusz Moska i Tomasz Zgoda biją w dzwon w obawie o chrześcijańskie wartości... Gość jest jak ryba i po trzech dniach zaczyna śmierdzieć?


Mydło i szklanka
Michał Gierke przekonuje, że prawo gościnności od zarania chroniło wędrowców, kupców czy banitów. Jest to jednak sprzeczne chociażby z badaniami prof. Karola Modzelewskiego. W czasach przedchrześcijańskich banita nie miał żadnych praw, można go było zabić lub sprzedać - handel niewolnikami był u Słowian wysoko rozwinięty. Prawo gościnności dotyczyło krewniaków albo kogoś z rekomendacją krewniaka lub sojusznika. Kupca odprowadzono do „sąsiada”, chroniąc jako gościa do momentu przekazania go w jego ręce. Szpitale czy przytułki pod wezwaniem św. Gertrudy nie były wyłącznie wyrazem wspaniałomyślności wobec biednych czy włóczęg. Ogarnięte mistycyzmem średniowieczne społeczeństwo było jednocześnie szalenie materialne. Mieszczanie fundujący szpital oczekiwali za to konkretnych korzyści - najpóźniej na Sądzie Ostatecznym. Przy całym szacunku dla intencji M. Gierkego, uważam tego typu odniesienia za mydlenie wody na pianę. Ja potrafię zrozumieć, że takie wywody mogą irytować.
Podobnie jest z Robertem Ryssem, który odpierając zarzuty Mariusza Moski, przytacza cały rząd faktów dyskredytujących poglądy oponenta, jednak przy całym posiadaniu racji nie dostrzega moim zdaniem bardzo istotnego faktu: oskarżenie o podporządkowywanie się „centrali” oznacza, że stracił wiarygodność w oczach części czytelników. „Gazeta Chojeńska” jest prywatna i niezależna finansowo, co pozwala jej na rzadką w mediach niezawisłość. Jestem przekonana, że nie tańczy tak, jak jej zagra jakaś tam centrala, jednak wydaje się, że ta niezawisłość doprowadziła z biegiem czasu do lekkiego oderwania się od rzeczywistości. R. Ryss przekonuje już od lat, że szklanka jest do połowy pełna. Ta benedyktyńska adoracja tej półpełnej szklanki nie pozwala mu widać dostrzec, że - jak by nie patrzeć - i w półpełnej, i w półpustej szklance istnieje próżnia.


Świadomość zwierciadłem bytu
Robert Ryss jest wiernym fanem fajności pogranicza. Jest fajnie, bo to on uczy znajomych Niemców punktualności. Mnie i moich znajomych punktualności nauczyły realia rynku pracy, i to bez żadnych ceregieli. Być może ilość płynu w półpełnej szklance redaktora Ryssa to ilość całego szeregu półpełnych szklanek mniej „świadomych” czytelników „Gazety Chojeńskiej”? Redaktor Ryss widzi się nieustannie jako watch dog i niby powinien dbać o edukację obywatelską, jednak jak się ten fakt ma do jego uwielbienia różowych okularów? Jestem całkowicie świadoma tego, jakim dobrodziejstwem jest niezależny lokalny tygodnik. Wierzę też szczerze, że R. Ryss jest zaangażowanym dziennikarzem, jednak właśnie dlatego nie wolno mu stawiać się ponad swoich czytelników. Tomasz Zgoda pyta, gdzie są ci syci chrześcijanie? To Robert Ryss i Michał Gierke, jak sądzę. Rozmach ich gościnności przypomina gościnność zamożnej szlachty, dla której goście oznaczali rozrywkę. Do obsługi mieli służbę - zatem i czas na filozofowanie, a egzotyczne nowinki niewątpliwie wzbudzały apetyt. Przysłowie porównujące gościa do ryby powstało wśród ludu. W czasie mojej aktywnej działalności w „Starym Zagonie” w Widuchowej gościłam w wielu domach i nabrałam szacunku dla żmudnych starań „zwykłych ludzi”, żeby zapewnić rodzinie sytą i bezpieczną codzienność. W niepatologicznych rodzinach głodu nie ma. Jednak ile za tym stoi wysiłku! Wobec tego jak (nie)funkcjonuje w Polsce służba zdrowia, jak droga jest edukacja, jak nieadekwatne są zarobki, jakie kłody pod nogami mają przedsiębiorcy, to zarzucanie ludziom niegościnności wobec nieproszonych przybyszów jest co najmniej niesmaczne.


Czarnego różowe nie zasłoni
Różowe okulary redaktora Ryssa może i odrywają go od rzeczywistości, ale nie zaślepiają, więc dostrzega kłębiącą się czerń. Nie mam tu na myśli ani zakwefionych kobiet, ani dokonujących gwałtów Saracenów. Niedaleko od mojego berlińskiego mieszkania są dwa noclegowiska dla uchodźców, razem około pół tysiąca ludzi. Widać ich na ulicy? Nie. Na wywiadówkach w szkole nie słychać bojaźni matek o bezpieczeństwo córek. Według statystyk berlińskich urzędów zatrzymało się tu ponad 50 tysięcy uchodźców, jednak gwałty nie są na porządku dziennym. Pojedyncze przypadki prób gwałtu ograniczyły się do sylwestrowego balu przy Bramie Brandenburskiej. Nie powinny być zbagatelizowane – i nie zostały, jednak nie można ich generalizować. Merkel nie wpuściła uchodźców, bo potrzebna jej jest tania siła robocza do fabryk. Współczesna niemiecka fabryka nie ma nic wspólnego z takimi wyobrażeniami. Od taniej siły roboczej tańsze są roboty. Tanią siłę roboczą wykorzystują cywilizowane kraje w Trzecim Świecie, żeby sobie rąk we własnym kraju nie brudzić. Zarzucanie uchodźcom posiadanie smartfonów świadczy o małej znajomości smartfona jako takiego. On może być zabawką dla bogatego europejskiego nastolatka, jednak dla uchodźcy to minikomputer wielokrotnie zwiększający szansę na przetrwanie. Tylko głupiec nie postarałby się w takiej sytuacji o smartfona. Poza tym nie pytajmy, skąd oni na to mieli pieniądze. Czy nie wydali na swoją wędrówkę wszystkiego, co mieli? Miejmy szacunek przed ludzką niedolą. Więc gdzie ta kłębiąca się czerń? Kryzys uchodźczy nie dlatego jest kryzysem, że uchodźcami są muzułmanie i że jest ich dużo, tylko dlatego, że ta napływająca fala obnażyła wszystkie od lat kumulujące się problemy systemowe tak zwanej cywilizacji zachodniej, do której Polska też należy i to niezależnie od tego, jaką ma demokrację: jaskiniową czy nie.


Wycena krwi
Mój dziadek, dygocąc z zimna w oflagu, zapisywał maluteńki notesik modlitwami „Boże daj nam Polskę...”. Jak się jego modlitwa spełniła, to przez resztę życia płacił za to, że był chorążym w sanacyjnej Polsce. Był nacjonalistą czy patriotą? Dla niemieckiego socjaldemokraty Polak to powielenie Wałęsy tworzącego „Solidarność”, czyli ktoś z niejako naturalnym pociągiem do braterstwa i demokracji. Dla klepiącego zwyczajną biedę berlińskiego robociarza Polak to sprawny złodziej samochodów, dlatego bardzo się pilnuje, jak jedzie z żoną na zakupy do Słubic. Jednak dla niemieckiego NPD-dowca Polak to Żyd – tego nie zmieni nigdy nawet najgłośniej deklarowana wspólnota interesów. Nacjonalistą zostaje ten, kto czuje się silny i jest przekonany, że nie ma silniejszych od niego. Wśród takich siłaczy na solidarność po prostu nie ma miejsca. Siłacz odrzuca wspólnotę, bo ta jest niby dla słabych, więc jeśli już jakieś sojusze, to tylko na chwilę. Unii Europejskiej nie stworzyli nacjonaliści. Unia Europejska powstała w obronie przed nowym potężnym dyktatorem, jakim jest globalizacja i ekonomia. Obecnie to zwłaszcza ekonomia włada wszystkim i to pod jej dyktando defraudują się wartości, które przez wieki były filarami człowieczeństwa. Unia zakłada, że najlepszą odpowiedzią na tę dyktaturę jest współpraca. Przy czym nie myli współpracy z towarzystwem wzajemnej adoracji. Dlatego wypracowywane w niej reguły to nie jest rozdawanie darmowej zupy. Solidarność tu proklamowana wyraża się w tym, że każdy gracz ma takie same prawa, jednak bez bajdurzenia o tym, że każdy gracz jest tak samo sprawny i tyle samo wnosi do gry. Co przeciwstawiają temu nacjonaliści? Siłę. Jaką? Ja nie mam pojęcia. Zamykajmy się i nie dajmy sobie niczego zabrać? I to ma zadziałać? Zbudujemy wokół Polski mur i będziemy żyli w kwitnącym dobrobycie? A może Jarosław Kaczyński, zamiast marzyć o koronie monarchy, założy koronę cierniową i nakarmi własną piersią wszystkie rodziny, których ojcowie już nie będą mogli wyjeżdżać do pracy za granicę?

Europa przeżywa kryzys. Nadeszła fala, która zagraża wszystkim. Niebezpieczeństwo trudności asymilacji kulturowej uchodźców to pryszcz w porównaniu z konsekwencjami gospodarczymi wynikającymi z pozamykanych granic. Niemcy mają najstabilniejszą gospodarkę, wpłacają najwięcej do kasy wspólnotowej, im uchodźcy nie są do niczego potrzebni. Niemcom jest potrzebna stabilizacja w polityce wewnętrznej – a ta także zależy od dbałości o obraz „dobrego” Niemca - i otwarte granice. Tak więc o to właśnie zajadle walczą. Z kolei o tym, czy polscy ojcowie rodzin dalej będą mieli pracę w Niemczech, nie decyduje Merkel, tylko kierownik działu personalnego danego przedsiębiorstwa. Może warto się zastanowić, czy zatrudni Polaka, jeśli zacznie mu się kojarzyć z kimś, kto w czasie kryzysu uważał za stosowne dać dyla i umyć od wszystkiego ręce, żeby się przypadkiem śmierdzącą rybą nie popaskudzić? I to jeszcze dlatego, że uważał się za lepszego chrześcijanina niż wszyscy Niemcy razem wzięci.
Saba Keller (Widuchowa - Berlin)


Tytuł i śródtytuły od autorki. Saba Keller obecnie mieszka w Berlinie, przez wiele lat prowadziła w Widuchowej stowarzyszenie Stary Zagon.

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska