Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 12 z dnia 21.03.2017

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
W cieniu słońca
CIT znów z certyfikatem
Muzyka ratowała życie
Geologiczno-filmowa laureatka
Pijawka i ślimak zamiast chemii
Sport

Muzyka ratowała życie

Edward Dębicki to człowiek-instytucja, twórca kultury cygańskiej w Polsce i jej piewca, autor blisko 200 pieśni, kilkunastu widowisk, książek, wierszy. Urodził się w 1935 roku w Kałuszu na dzisiejszej Ukrainie. Mieszka pod Gorzowem. W 1955 roku założył działający tu do dziś Cygański Teatr Muzyczny Terno. Od 1989 r. organizuje w Gorzowie coroczne Międzynarodowe Spotkania Zespołów Cygańskich „Romane Dyvesa” („Cygańskie Dni”), na których występują najlepsi wykonawcy z całego świata. To wszystko tak blisko nas (niespełna godzina drogi), a tak mało o tym wiemy...


W sobotę 18 marca Edward Dębicki kolejny raz gościł na naszym terenie - tym razem w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Mieszkowicach. Bezpośrednim powodem wizyty była prezentacja wydanej kilka miesięcy temu jego książki „Zagubiona droga”, zawierającej cygańskie bajki. Teksty w niej są zarówno po polsku, jak i romsku - w dialekcie Cyganów Nizinnych (Polska Roma), czyli jednego z czterech szczepów w Polsce, z którego wywodzi się Dębicki. Jak zaznaczył we wstępie, dorobek kulturowy Cyganów zanikał, gdyż nie był zapisywany. Dlatego powstała ta książka, ilustrowana przez Magdalenę Ćwiertnię, a wydana przez Stowarzyszenie Twórców i Przyjaciół Kultury Cygańskiej im. Papuszy w Gorzowie.

Mieszkowickie spotkanie rozpoczął krótki film dokumentalny, przybliżający postać 82-letniego gościa. Potem osobiście opowiadał o sobie. - Całe moje życie to bajka. Wyrosłem obok mojej ciotki Papuszy, która miała w głowie wielką fantazję - powiedział. Bardzo krytycznie wyraził się o fabularnym filmie „Papusza” sprzed czterech lat. Według niego 80 proc. tego, co tam jest o jego ciotce-poetce, to nieprawda. Realizatorzy zaniedbali środowiskowe konsultacje i np. cygańskiego słownictwa uczył aktorów człowiek, który w Sejnach uczył romskie dzieci i od nich poznał zaledwie niektóre słowa. W rezultacie jak aktorzy rozmawiali w filmie po cygańsku, to Dębicki nic nie rozumiał. Ma też żal, że choć Papusza mieszkała przez pół życia w Gorzowie, to w filmie nie ma o tym wzmianki.
- Cyganie nie są już na ostatnim miejscu, bo kończą studia, robią doktoraty, a więc wiele się zmieniło - stwierdził Dębicki. Na spotkaniach często ludzie pytają go, czy Cyganie jeszcze kradną. „Odpowiadam, że nie. Jak to nie? - dziwią się ludzie. No nie, bo kradną złodzieje” - powiedział i wyznał, że sam został już trzy razy okradziony.
Jak mówi, książek i wierszy nauczył się pisać dzięki Jerzemu Ficowskiemu - zmarłemu w 2006 r. znakomitemu poecie, pisarzowi, tłumaczowi, badaczowi folkloru cygańskiego. Muzyki uczył się w średniej szkole muzycznej, a potem na studiach w Katowicach i Poznaniu, których nie ukończył, bo kolidowały z wędrówkami taboru. Pisania partytur na orkiestrę nauczył go Mateusz Święcicki - kompozytor m.in. słynnego przeboju Niemena „Pod Papugami”. - Kocham muzykę bałkańską, dwa lata tam się jej uczyłem. Jest ona bardziej różnorodna i złożona rytmicznie - powiedział Dębicki w Mieszkowicach.
Zanim wraz z żoną przeczytał fragmenty bajek, zaznaczył, że część napisał dla dzieci, a część dla dorosłych. Choć Cyganie są, podobnie jak Polacy, katolikami, to wierzą też w duchy i przesądy. Wyraźnie widać to w bajkach. Dębicki retorycznie zapytał publiczności, czy ktoś tu nie jest przesądny.
Wcześniej wydał w 1993 r. tomik poezji „Pod gołym niebem”, a w 2004 r. „Ptaka umarłych” o tragedii rodzin cygańskich na Wołyniu podczas II wojny. Pięć lat temu ukazała się druga część zatytułowana „Wczorajszy ogień”. Dębicki odznaczony został przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego Złotym Medalem Zasłużony Kulturze Polskiej „Gloria Artis”. Jest honorowym obywatelem Gorzowa i województwa lubuskiego.
Wieczór zakończyła muzyka i taniec. Razem z Dębickim - wirtuozem akordeonu zagrał jego szwagier - gitarzysta Roman Rose. Brawurowo wykonali m.in. melodię bałkańską. Potem solistka zespołu Terno - Marta zaśpiewała piosenkę Dębickiego do słów Jonasza Kofty pt. „Idź swoją drogą”, która w 1995 r. w wykonaniu Edyty Geppert zdobyła Grand Prix na festiwalu w Opolu. Na koniec specjalizująca się w tańcu flamenco bosonoga Marta zaprezentowała się w ognistym tańcu.


Po występie rozmawialiśmy z bohaterem wieczoru.

„Gazeta Chojeńska”: - Cyganie czy Romowie? Pan używa pierwszego określenia.

Edward Dębicki: - Tak. W swych starych zapiskach, książkach czy bajkach używam słowa „Cygan”, bo tak się wtedy mówiło. Młodzi mówią o sobie „Romowie”, bo uważają, że „Cygan” to negatywne określenie. Słowa „Romowie” też używam, gdy mówię o współczesności. Ale Rom to po prostu po polsku Cygan. Nie gniewamy się, gdy tak się na nas powie.

- Na ile kraj, w którym żyją Cyganie, wpływa na ich folklor i język?

- Te wpływy mocno oddziałują. Czerpiemy i z języka, i z kultury danego kraju. Na Cyganów z Bałkanów bardzo wpłynęła tamtejsza muzyka. Ale na Węgrzech odwrotnie: Węgrzy bazowali na cygańskiej muzyce, nawet Liszt.

- Mój ulubiony cygański zespół pochodzi właśnie z Węgier. To Kalyi Jag, czyli Czarny Ogień. Słyszałem go m.in. na Romane Dyvesa w Gorzowie. W tej muzyce rzeczywiście trudno odróżnić elementy cygańskie od węgierskich.

- Tak, bo jedno wpływa na drugie.

- Życie Pańskiej rodzinie we Włodzimierzu uratowała muzyka. Gdy w czasie wojny grali w restauracji we Włodzimierzu, wzruszony i podpity esesman ostrzegł ich, żeby uciekali, bo jutro będą wywozić ich na śmierć.

- Tak, muzyka ratowała nam życie nie tylko tam, ale na całej Ukrainie. Przed wojną nazywałem się Krzyżanowski, a po wojnie Dębicki, bo wszystkie dokumenty z nazwiskami kończącymi się na -ski musieliśmy zniszczyć, a przybraliśmy inne i przed banderowcami udawaliśmy, że jesteśmy Cyganami ukraińskimi. Często kazali nam grać i wówczas muzyka też nas ratowała.

- Choć w czasie II wojny naziści postanowili wymordować wszystkich Cyganów, podobnie jak Żydów, wasza tragedia jest cały czas mało znana. Ale trudno się dziwić, skoro słabo znana jest dużo większa Zagłada Żydów. Polacy często nadal uważają, że to oni najwięcej wtedy ucierpieli.

- To jest niedobre, bo ci Cyganie urodzili się w Polsce. Byli mordowani zaraz w drugiej kolejności po Żydach. Żydzi, jako lepiej wykształceni, mogli po wojnie łatwiej opisać swą tragedię, a Cyganie mieli z tym dużo trudniej.

- Czy Cyganie w Polsce odczuwają w ostatnim czasie wzrost nieprzyjaznych nastrojów ksenofobicznych?

- Nie tak mocno, ale odczuwamy. To takie skryte nastroje, nie są bezpośrednie. Uważam, że jeżeli ma się do kogoś pretensję, to się mówi mu wprost, a nie za plecami.

Tekst i fot. Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska