Powstaniec znów musi walczyć z faszyzmem
|
Często obecny w naszej okolicy i na łamach „Gazety Chojeńskiej” prof. Zbigniew Kruszewski uczestniczył 1 sierpnia w obchodach 73. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Walczył w nim pod pseudonimem Jowisz. Teraz, w rocznicę tamtych wydarzeń, protestował w Warszawie przeciwko przemarszowi przez stolicę w tym szczególnym dniu członków Obozu Narodowo-Radykalnego. Na ulicy, przy włazie do jednego z kanałów, w których jako powstaniec omal nie zginął, powiedział m.in.: - ONR był przed wojną najgorszą organizacją faszystowską w Warszawie. Jest tragiczną sprawą, że obecny ONR honoruje powstanie warszawskie. Nigdy nie przypuszczałem, że w mojej dzielnicy, przy tym tragicznym włazie, przez który ewakuowali się powstańcy ze Starówki, będziemy wypowiadali się przeciwko tej organizacji, która odpowiedzialna była za faszyzm przed wojną. Oni się od tego nie odcięli. Byłem świadkiem przed wojną, patrząc z balkonu, jak co tydzień ONR-owcy rozbijali sklepy i niszczyli własność żydowską. Jest absolutnie rzeczą konieczną protestowanie przeciwko takiemu wizerunkowi Polski. Drodzy przyjaciele, Polacy, wydaje mi się, że nie zdajecie sobie sprawy, jaką plamę ONR rzucił na historię Polski i jak trudno nam, emigrantom, było odrobić [niszczony] wizerunek Polski, gdyż te wszystkie sprawy, łącznie z tą demonstracja, ukazują się momentalnie na pierwszych stronach wszystkich gazet świata - powiedział były powstaniec. W tym czasie ONR m.in. w jego stronę wykrzykiwał „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”.
Prof. Zbigniew Kruszewski jest emerytowanym profesorem politologii Uniwersytetu Teksańskiego w El Paso, był wiceprezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej. Specjalizował się w tematyce pograniczy, stąd jego wielokrotna obecność na pograniczu polsko-niemieckim, w tym w Szczecinie i Chojnie. Ma 89 lat, urodził się w 1928 roku i wychował w Warszawie. Podczas okupacji w jego mieszkaniu przez trzy lata ukrywał się jego żydowski kolega. Potem Kruszewski był żołnierzem powstania warszawskiego, a po jego upadku został uwięziony w obozie jenieckim. Po wojnie na emigracji. „Gazeta Chojeńska” rozmawiała z nim w sierpniu 1995 roku (nr 17 z 23.08.1995), a ostatnio przed rokiem w długim wywiadzie pt. „Każda granica jest niesłuszna”:
nr 30 z 26 lipca 2016 -
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=16-30&temat=2
i nr 31 z 2 sierpnia 2016 -
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=16-31&temat=2.
Powiedział nam wtedy m.in.: „Jestem krytykiem powstania. Było źle zaplanowane i w tamtych warunkach nie należało go robić. Miałem butelkę benzyny, drugiego dnia dwa czołgi zniszczyliśmy na Wybrzeżu Kościuszkowskim, ale powstańcy ginęli jak muchy. W ogóle nie byliśmy uzbrojeni, a wysłali nas na karabiny maszynowe. Mój brat zdobywał radiostację na Wyścigach i nie mieli nawet pistoletów. To wszystko było beznadziejne. Na Zachodzie żywy był stereotyp, że Polacy zawsze giną dla honoru i nigdy niczego nie osiągają. Dlatego Solidarność była niesamowitym przełomem, bo Polacy zwyciężyli kompromisem, czyli Okrągłym Stołem. A na Zachodzie spodziewano się, że w Polsce będzie powstanie. Dlatego u Amerykanów, na amerykańskich uniwersytetach załamał się ten stereotyp Polaka i zmienił się wizerunek - na wzór Czechów, którzy zawsze byli szalenie szanowani. Tym zaimponowała Solidarność”.
(tekst i fot. rr)