Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 02 z dnia 09.01.2018

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Znów letnia zadyma w środku zimy
Coraz mniej Polaków w kościołach
Będzie szybciej do Szczecina i do S3
Czy chrzest Mieszka był chrztem Polski?
Dużo zebrali dla chorego Kubusia
Mieszkowice się oddłużają
Anioł jest mężczyzną
Sport

Czy chrzest Mieszka był chrztem Polski?

Gwiazdy są nie tylko w sztuce czy sporcie, ale także w nauce. Jedną z nich jest niewątpliwie prof. dr hab. Stanisław Rosik z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. To jeden z najwybitniejszych obecnie - nie tylko polskich - znawców średniowiecza. Od paru lat co roku gości w czerwcu na Cedyńskich Spotkaniach z Historią. Co ciekawe, jego gwiazdorstwo - choć skrzące się barwnym językiem - nie polega na efektownym (a tym bardziej efekciarskim) wypowiadaniu oryginalnych twierdzeń, ale wręcz przeciwnie: na skrupulatnym podkreślaniu wątpliwości, z jakimi borykają się naukowcy. Rosik nie boi się o nich mówić, ba! nawet na nich opiera jedną z istotnych cech rzetelnego naukowca, który bez obaw mówi, że często jego zdanie to nie jedyna, lecz tylko jedna z kilku hipotez. O takich kulisach warsztatu mówił dwa i pół roku temu, co relacjonowaliśmy w tekście „Błogosławione wątpliwości” w nr. 30-31 z lipca 2015 roku.
Rok później, 24 czerwca 2016 roku, na konferencji w Cedyni zastanawiał się, czy chrzest Mieszka był chrztem Polski. Oto telegraficzny skrót tego wykładu.

Prof. Stanisław Rosik
Rok 966 jest bardzo prawdopodobny, ale tylko prawdopodobny, bo nie mamy do końca pewności. Np. Jan Długosz uważał, że chrzest Mieszka był w roku 965. Pod koniec lat 50. upowszechniono koncepcję Jerzego Dowiata, że chrzest Polski to długotrwały proces zaprowadzania chrześcijaństwa, który trwał co najmniej do pojawienia się sieci parafialnej, czyli do XIII wieku, a według niektórych nawet jeszcze dłużej. Ale jeśli ktoś chce mówić, że jeszcze dłużej, to ja powiem, że ten proces do dzisiaj się nie skończył. Lecz wtedy cała metafora chrztu traci w ogóle sens, bo nie można mówić o rocznicy. Jak obchodzić coś, co ma trwać cztery stulecia? Przyjmuje się więc, że data 966 to symbol. Ale przecież chrzest to konkretna ceremonia, więc rozciąganie go na kilka stuleci wydaje się problematyczne. Metaforę stosuje się po to, by coś lepiej zrozumieć, a w tym wypadku ta metafora myli.
Według żyjącego w XII wieku Galla Anonima Polska jest już chrześcijańskim krajem, w którym nie wszyscy są jeszcze chrześcijanami. W sto lat wcześniejszej Kronice Thietmara pojawiły się potem problemy z tłumaczeniami. Rosik uważa, że należy rozumieć, iż proces chrzczenia zaczął się od głowy, czyli od władcy Mieszka, za którym cały lud idzie. I niezależnie od różnych trudności, kraj uważany był już za część wspólnoty chrześcijańskiej. Czyli nawet nieochrzczeni poddani mogli być częścią chrześcijańskiej monarchii. Ani Thietmar, ani Gall nie mieli w swoich czasach wątpliwości, że Polska jest już chrześcijańska. Tak działa metafora chrztu władcy jako aktu, który coś inicjuje. Dopiero w XIV wieku w rocznikach pojawia się stwierdzenie, że wszyscy Polacy się ochrzcili zaraz po Mieszku. Według Długosza chrzest Mieszka był w 965 roku, a rok później powstały już wszystkie biskupstwa, jakie tylko wtedy Długosz znał. We Wrocławiu dopisał pierwszych siedmiu biskupów z bardzo ładnymi imionami. I nie wiemy, skąd dopisał, dlatego ci biskupi są legendarni. Długosz był przekonany, że Mieszko ochrzcił całą Polskę i stworzył sieć kościelną. Jak nie wiedział, jak było, to pisał piękniej niż było. Jak Koszałek-Opałek - specjalista od historii wszystkich krasnoludków. Dla Długosza wzorcem z jego czasów był chrzest Litwy, który jednak dokonał się w innym kontekście, bo Jagiełło zyskał potężne zaplecze w postaci polskiego duchowieństwa.
Jeśli metafora myli, to czy mamy się jej dalej trzymać i mówić o chrzcie jako nawróceniu całego kraju? Ale czy chrzest zakłada, że wszystko już jest zakończone? Chrzest nazywany jest sakramentem inicjacji chrześcijańskiej. To początek, włączenie do społeczności chrześcijańskiej. W tym sensie możemy mówić, że 966 to jest chrzest Polski. Dzisiaj też jest wielu ochrzczonych, ale różnie to wygląda.
Chrzest może nie zakończyć się pełną chrystianizacją. U nas się zakończył, ale po kilku stuleciach. Co nam daje świadomość, że nie od razu cały lud Mieszka się ochrzcił i że nie od razu cała Polska się schrystianizowała, a była to decyzja naszego pierwszego historycznego władcy? Otóż widzimy, że Polska nie była czymś oczywistym. Wbrew twierdzeniom niektórych historyków Polska nie pojawiła się w źródłach historycznych w gotowej postaci. Cały czas ewoluowała. Polska za Mieszka I to pajęczyna władzy rozpięta nad społecznościami plemiennymi, które jeszcze w znacznej mierze kultywują na co dzień dawny tryb życia. I dopiero przez kilka pokoleń następuje przeniknięcie do szerokich rzesz tego, co rozumiemy jako Polska, nawet w tym średniowiecznym znaczeniu. Przeniknięcie np. tego, że ktoś wie, iż w ogóle jest Polska, że jest chrzest albo kalendarz ze świętami. I to dopiero tworzy tożsamość i wspólnotę. Polska rozwijała się więc nie tylko terytorialnie, ale także od elit w dół, aż całe społeczeństwo ogarnięte zostało świadomością należenia do jednego organizmu. W tym sensie chrzest Polski to może być zalążek pokazujący, jak się Polska rozwija poprzez przenoszenie pewnej tożsamości. Stał się niezbywalnym elementem tej tożsamości. A więc ten chrzest z 966 roku to początek procesu, który trwa do dzisiaj. W ten sposób można uratować tę metaforę i wydaje się to bardziej logiczne niż rozciąganie chrztu na cztery stulecia. Nie wyrzucimy tej metafory z naszej tradycji.


Wystąpienie Rosika wywołało w Cedyni obfitą dyskusję. Zaznaczył, że widząc konkretne korzyści polityczne, Mieszko podjął taką decyzję. Okazało się, że jej skutki trwają tysiąc lat. W pewnym momencie stanął wobec wyboru i zdecydował się, że przyjmie chrzest z Zachodu. - Skąd Mieszko miał taką mądrość, że wiedział, iż musi podjąć taką decyzję? Bo gdyby nie podjął, to Polski by w ogóle nie było - powiedział inny wybitny historyk - prof. Jan M. Piskorski. - Bóg chrześcijański imponował barbarzyńcom. Gwarantował coś, co dzisiaj nazwalibyśmy skokiem cywilizacyjnym. Mieszko naśladował świat cesarstwa Ottonów, chociażby decydując się na kamienne budowle, co było absurdalne z punktu widzenia wygody. Jednak imponowało mu to. Widząc potęgę tego kręgu, uznawał też potęgę tego sacrum - odparł Rosik.

Z sali padło pytanie o hipotezę mówiącą o pochodzeniu Mieszka z Państwa Wielkomorawskiego. Rosik odpowiedział w swoim stylu: - Jak dyskutować z czymś, do czego nie ma źródeł? Albo uprawiamy historię na zasadzie czegoś, co pozwala nam odpowiedzialnie budować hipotezy, albo odpowiedzialnie milczeć, wiedząc, że kto powie słowo za dużo, to kłamie i łamie reguły, według których budujemy zaufanie w społeczeństwie. Wiele takich roboczych, nieodpowiedzialnych hipotez wchodzi w obieg. Między hipotezą badawczą a weryfikowalną, którą warto puścić w obieg, różnica jest radykalna. Każda myśl, którą można znaleźć w Internecie, nie powinna mieć tej samej wagi, co coś, co jest efektem pracy badawczej (tę arcyważną i niezwykle aktualną uwagę każdy z nas powinien sobie dobrze przyswoić - przyp. rr). Z XIX wieku pochodzi metoda stosowana przez niektórych naukowców: przedstawiam coś ciekawego i teraz się męczcie, by mi powiedzieć, że nie mam racji - stwierdził wrocławski uczony. Dodał też, że w latach sześćdziesiątych XX wieku, na etapie obchodów milenijnych, w głowie się nie mieściło, że to jakiś Otton I ochrzcił Mieszka. - Więc jedyną nadzieją były Czechy, że przynajmniej przez swojaków to przeszło. Ale Czechy były tak samo częścią Rzeszy i nie ma o czym dyskutować, bo chrzest był z tego samego kręgu - powiedział Rosik.
Oprac. i fot. Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska