Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 09 z dnia 27.02.2018

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Most w Osinowie ma być zamknięty
Tłumy na Włóczykiju
PiS walczy o region
Starosta o chojeńskich murach
Ma być ekumeniczna kaplica katolicko-prawosławna
Co z tymi dachówkami?
Nie zlikwidowali ZGM-u
Trochę zapomniane miejsce
Sport

Tłumy na Włóczykiju


Przemek Lewandowski - kreator i główny organizator Włóczykija
W czwartek 22 lutego rozpoczął się 12. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży „Włóczykij”. Otworzyli go (na zdjęciu od lewej): główny organizator Przemek Lewandowski, dyrektorka Gryfińskiego Domu Kultury Maria Zalewska i burmistrz Gryfina Mieczysław Sawaryn.

Marcin „Yeti” Tomaszewski
Na inaugurację zaprezentował się Marcin „Yeti” Tomaszewski - rekordzista w pokonywaniu pionowych ścian górskich w różnych zakątkach świata, jak np. Grenlandia, Patagonia, Alaska, Ziemia Baffina, Wenezuela. Robi to bardzo ambitnie, wytyczając nowe, nieprzetarte jeszcze ścieżki na takie szczyty. Niedawno ukazała się jego autobiografia. Szczecinianin uprawia wspinaczkę od ćwierćwiecza, jest też instruktorem w tej dziedzinie i członkiem kadry narodowej w alpinizmie wysokogórskim.

Wiktor Kobryn
Pierwszego dnia festiwalu można było degustować specjały kuchni gruzińskiej, przygotowane przez otwartą przed miesiącem w Szczecinie restaurację Chinkalnia. Właścicielem jest pochodzący z Ukrainy Wiktor Kobryn (na zdjęciu u góry), ale kucharze to Gruzini. Na Włóczykiju były następujące potrawy: charczo - zupa pikantna z wołowiną, pchali - bakłażan z pastą orzechową, przyprawami i owocem granatu, chinkali - czyli wymagające instrukcji obsługi przed konsumpcją pierogi z mięsem wieprzowym lub serem, kurczak po czkmerulsku w sosie śmietanowym, odżachuri - ziemniaki z mięsem i cebulą, lobiani - placek nadziewany farszem z fasoli i cebuli, pelamuszi - deser z soku winogronowego i mąki kukurydzianej z rodzynkami.

Chinkali, czyli gruzińskie pierogi

(tekst i fot. rr)


40 dni przez lodowce
Przed paroma tygodniami polskie i światowe media emocjonowały się dramatem alpinistów: Francuzki Elisabeth Revol i Polaka Tomasza Mackiewicza, którzy atakowali samotnie himalajski ośmiotysięcznik (8126 m) Nanga Parbat. Jak wiemy, wyprawa miała tragiczny skutek, bo po zdobyciu szczytu Polak nie zdołał zejść do bazy, a Francuzkę po brawurowej, szaleńczej akcji uratowali nasi alpiniści: Denis Urubko i Adam Bielecki, którzy wraz z ekipą przebywali w Himalajach, biorąc udział w ataku na K2. Zimowe wejście na Nangę to przedsięwzięciem bez precedensu, gdyż odbywało się bez żadnego wsparcia tragarzy i bez użycia butli tlenowych. Tomasz Mackiewicz chyba miał obsesję na punkcie tej góry, bo zimą próbował wspinać się siedem razy. Revol także dostroiła się do niego, bo była to już jej czwarta próba.
Lecz nie o tym chcę pisać, lecz o lokalnym wątku związanym z Mackiewiczem, bo zapewne niewiele osób go zna. Otóż Tomasz był bliskim przyjacielem gryfińskiego ekstremalnego podróżnika i himalaisty Marka Klonowskiego. W wywiadach często go wspomina. Razem wybrali się na pierwszą zimową wyprawę na Nanga Parbat z tego między innymi powodu, iż zimą pozwolenie od władz pakistańskich kosztowało tylko 300 euro, a latem 10 tys. Nie brakło im entuzjazmu, ale brakło pieniędzy. Razem z Klonowskim 10 lat temu zdobyli najwyższe wyróżnienie podróżnicze w Polsce, czyli Kolosa. Dostali go za samotną, ekstremalną wyprawę (40 dni przez lodowce) na najwyższy szczyt Kanady Mount Logan, mający prawie 6 tys. metrów wysokości. Nie sama wysokość była jednak prawdziwym wyzwaniem, lecz prawie 400-kilometrowy marsz - jak określał Mackiewicz - z buta po głębokim śniegu, uważając na dziury i różne rozpadliny. Nieraz udawało się im pokonać tylko 300 metrów w ciągu godziny. Godzinny film z tej wyprawy mogliśmy zobaczyć w ubiegły piątek podczas „Włóczykija”. W wielu ujęciach Tomek uzewnętrzniał swój charakter, filozofię życiową, stosunek do świata i przyrody. To naturszczyk, który zapewne miał więcej odwagi niż rozwagi. Marek się do niego dostroił albo się wzajemnie uzupełniali. W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” powiedział: „Zacząłem się zastanawiać, jak to jest, że ludzie już po Księżycu chodzą, a nie mogą zimą na Nangę i K2. Nie pojmowałem tego. Mieliśmy wizję, która później została zweryfikowana w brutalny sposób”.
Bohaterów wyróżnionych Kolosem nie było przy projekcji filmu. Tomasz pozostał na zawsze pod swoją upragnioną Nangą, a Marek nie zdążył jeszcze dotrzeć do Gryfina. Ma się wkrótce jednak pojawić na festiwalu i w piątek 2 marca o godz. 18 zaprezentuje wspomnienia o swoim przyjacielu.
Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska