Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 19 z dnia 08.05.2018

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Odcięci od świata
Czyste sumienia i brudne miasto
Islam nie uczy przemocy
Mówią świadkowie historii
Ścieżka zdrowia w kurorcie
Każdy mógł coś sobie znaleźć
Sport

Mówią świadkowie historii

Jak już wcześniej informowaliśmy, w styczniu ukazała się książka Andrzeja Krywalewicza pt. „Tam, gdzie zatrzymał się pociąg”. Jest owocem rozmów z ponad 20 osobami, których losy rzuciły po II wojnie na nowe tereny zachodniej Polski.


Andrzej Krywalewicz (fot. Facebook)
Autor mieszka w Baniach (jest miłośnikiem historii regionalnej, na co dzień pracuje w Domu Dziecka w Trzcińsku-Zdroju), więc jego rozmówcy związani są z tą okolicą. - Do poszukiwania osób, które szczęśliwie przeżyły i pamiętają lata wojny, przyjazd na ziemie zachodnie i pierwsze lata powojenne, zainspirowała mnie moja wyprawa. Kilka lat temu poszedłem średniowieczną Drogą Lota w poszukiwaniu śladów jej przeszłości i wiosek przylegających do tego starego traktu. Wówczas napotkałem mieszkańca Grzybna, który wspominał swoje życie. Zbiór wspomnień mieszkańców naszego regionu znajduje się w książce - mówi A. Krywalewicz.
Bohaterami książki są: Katarzyna Kuchar, Michał Płotkowski (Trzcińsko-Zdrój), Andrzej Stańko, Józefa Kostecka, Maria Tłumowska (Lubanowo), Anna Prybacka, Henryka Gała, Maria Chmielnicka, Stefania Brus, Stefania Pomsta (Banie), Helena Baczul (Dłusko Gryfińskie), Maria Karmanowicz (Krzywin), Maria Burchot (Widuchowa), Michał Dębowski (Karsko), Stanisław Mróz (Strzeszów), Stefania Bigus (Żelechowo), Tadeusz i Marianna Abramkowie (Górnowo), Adela Mazurkiewicz, Władysław Mazan (Piaseczno w gm. Banie), Leokadia Gajb (Szczecin), Edward Gardziejewski (Swobnica). Jedyna postać, która nie przeżyła wojny, to Antoni Janiszewski, gdyż jako jeniec wojenny zginął w Wigilię w grudniu 1939 r. podczas próby ucieczki w miejscowości Dołgie w dzisiejszej gminie Gryfino.

Rozmówcy Andrzeja Krywalewicza pochodzą „zza Buga”, czyli z terenów przejętych po 1945 roku przez Związek Radziecki, ale część także z okolic Zamościa, Wisły czy Kozienic, a więc przygnała ich tu po wojnie nie tylko zmiana granic państwowych, lecz również bieda we wsiach centralnej czy południowej Polski. We wspomnieniach przewijają się typowe losy wielu Polaków z tamtych lat: wojna, front, wypędzenie, utrata domu, przymusowe roboty, także obozy koncentracyjne, spowszednienie śmierci. Widać tu brutalną prawdę o wojnie: to jest zawsze mnóstwo zła, bólu, cierpienia, śmierci, biedy, tułaczki, upokorzeń. Na bohaterstwo zostaje już tylko trochę miejsca, gdzieś na marginesie, a i to nie zawsze. Bo podczas wojny pierwiastek zła i cierpienia dominuje, o czym nie chcą pamiętać dzisiaj ci, którzy próbują dorabiać do niej walory wychowawcze, hartujące ducha. Podobne podejście widać nieraz w grupach bawiących się w wojnę za pomocą inscenizacji czy rekonstrukcji bitew. A w rzeczywistości wojna przede wszystkim upokarza, a bardzo rzadko duchowo wzbogaca. Zresztą nie inaczej jest w czasach pokoju: kto długotrwale zmaga się z bólem i ciężką chorobą własną lub cudzą, rzadko będzie skłonny powtarzać slogan, że cierpienie uszlachetnia...
Biografie bohaterów książki też bywają dalekie od stereotypów. Podczas okupacji częste były wywózki na przymusowe roboty do Niemiec, ale w przedwojennych wspomnieniach nie brakuje Polaków wyjeżdżających dobrowolnie do pracy u niemieckich sąsiadów. Zresztą ochotnicze zgłaszanie się na roboty do Niemiec zdarzało się i w czasie okupacji. Poza tym kraj leżący w takim miejscu jak nasz obfitował w małżeństwa polsko-niemieckie, polsko-ukraińskie, polsko-rosyjskie, polsko-żydowskie. Inaczej być nie mogło. A w pamięć głęboko zapadły nie tylko wojenne okrucieństwa Niemców, ale także późniejsze okrucieństwa wobec nich. Bo okrucieństwo pozostaje okrucieństwem, a zło pozostaje złem, niezależnie kto jest sprawcą, a kto ofiarą.

Książka „Tam, gdzie zatrzymał się pociąg” to przykład tak zwanej z angielska „oral history”, czyli historii mówionej - mówionej przez świadków wydarzeń. To bardzo istotne źródło wiedzy, także dla naukowców. Jednak - podobnie jak przy każdych źródłach - trzeba je konfrontować z innymi źródłami, w tym z opowieściami innych świadków. W polskiej historiografii z reguły - wbrew pozorom - nie uprawia się historii Polski, lecz historię Polaków, co widać szczególnie w opracowaniach na temat Kresów Wschodnich. Dla pełności obrazu warto zobaczyć, co o tych samych miejscach i zdarzeniach mówią mieszkający tam wtedy Ukraińcy, Białorusini czy Żydzi. A w wielu miasteczkach i wsiach było ich więcej niż Polaków. Stałym elementem polskich wspomnień np. z Wołynia są twierdzenia, że do wojny wszystkie nacje żyły tam razem jak w raju, a nagle - ni stąd, ni zowąd - w Ukraińców wstąpił diabeł. Wysłuchanie drugiej strony pozwala lepiej zrozumieć, skąd ten „diabeł”: bo dla nich przedwojnie to nie są wcale rajskie wspomnienia...

Narody mają różne pamięci i nie mamy innego wyjścia, jak tylko nauczyć się z tym żyć, bo inaczej nie jest i nie będzie. Dobrze jest rozmawiać i próbować uzgadniać to, co w tych pamięciach da się uzgodnić. Ale różnice zawsze będą, co dobitnie dzisiaj widać w katastrofalnym zderzeniu pamięci polskiej i żydowskiej, jak również polskiej i ukraińskiej. Zresztą po co szukać daleko: różnice w pamięci historycznej występują dobitnie nawet w ramach tej samej nacji. Wystarczy popatrzeć choćby na polskie rozbieżności w stosunku do powstania warszawskiego czy do PRL-u. Przychodzi tu także na myśl słynny japoński film Akiry Kurosawy pt. „Rashomon”, gdy cztery (zaledwie cztery!) osoby opowiadają o wydarzeniu, w którym razem uczestniczyły i są to cztery zupełnie różne opowieści...

Mimo tych wątpliwości książki takie jak ta są bardzo potrzebne, zwłaszcza że - co oczywiste i naturalne - świadków historii II wojny jest coraz mniej. Pierwotnie wspomnienia te publikował portal chojna24.pl. Są one wzbogacone licznymi zdjęciami z domowych archiwów rozmówców autora. Książkę opublikowało wydawnictwo Infoman w Szczecinie. Na koniec warto zgodzić się z Bogdanem Twardochlebem, który w lutym w „Kurierze Szczecińskim” w tekście „Wielka historia - indywidualne losy” pochlebnie zrecenzował tę pozycję, zwracając jednak uwagę na niedostatki redakcji i korekty. To dzisiaj wada wielu publikacji. Ale to już zastrzeżenie nie pod adresem autora, lecz wydawcy.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska