Cedyński kirkut
Henryk Szperka przy nagrobku Abrahama Levina z 16 marca 1854 r. |
Można tam dojść z placu Wolności - dawnego Rynku, zmierzając ulicą Kościuszki w kierunku ośrodka sportowego. Zostawiwszy za sobą wieżę widokową, po kilkudziesięciu metrach musimy skręcić w lewo, pod górę, by po krótkim marszu znaleźć się na miejscu.
Cedyński kirkut, mały żydowski cmentarz. Na niewielkim, wykoszonym placyku stoi tu siedem macew - nagrobków. Powstała zapewne po wojnie droga i prywatny ogródek wrzynają się w teren kirkutu, możliwy jednak do obrysowania wyobraźnią dzięki pozostałościom dawnego cmentarnego muru.
Opowiada o tym miejscu Henryk Szperka - emerytowany nauczyciel z Cedyni:
- W zeszłym roku zabrałem się za ustawianie nagrobków. Na początku miałem pomocnika, ale kończyć musiałem sam, tylko łopatą i łomem. I tak postawiłem te macewy, siedem, bo tyle tylko ocalało. Może są tu jeszcze gdzieś w ziemi obok inne, czekają żeby je wydobyć i przypomnieć? Zanim w sierpniu 2003 roku poustawiałem nagrobki, cmentarzem zajmował się znany w Cedyni kombatant Marceli Szablewski. Wraz z pomocnikami wydobył z ziemi i poukładał obok siebie tych siedem pozostałych macew. Jak przyjechałem tu w połowie lat siedemdziesiątych, kamieni było więcej, niektóre jeszcze stały. Było też trochę kości, bo wtedy prowadzili tu badania antropolodzy z Poznania. Wydobywając je z ziemi, poprzewracali macewy, których wtedy było jeszcze bardzo wiele. Cmentarz był bardzo duży, większy niż obecnie. Jak kopali, spotkałem swojego wykładowcę z Poznania. W czasie studiów trochę się go bałem, bo był groźny. Tutaj odczytywał i tłumaczył hebrajskie inskrypcje na nagrobkach. Stare napisy już się częściowo pozacierały, więc nakładali na nie specjalną kalkę i potem to odczytywali. Co stało się z płytami, nie wiem. Może część z nich znalazła się w biegnącym przez cmentarz wykopie, bo jakoś w tym czasie budowano kanalizację? Mówią też, że zostały wykorzystane do jakiejś budowy jako kamienne płyty. Nawet nie wiedziałem, że w Cedyni była tak duża społeczność żydowska.
- Jeszcze długi czas po wojnie kirkut był zachowany w dosyć dobrym stanie - wspomina Czesław Kroczak, kustosz Muzeum Regionalnego w Cedyni. - Właściwie do połowy lat pięćdziesiątych XX w. stało na nim wiele dobrze zachowanych macew. Potem, z czasem, coraz bardziej zarastał, by ulec zupełnej dewastacji.
Tylko tyle pozostało z cedyńskiego kirkutu |
Kustosz pokazuje materiały źródłowe. Żydzi osiedlali się na Pomorzu w XVI-XVII wieku, w tym też zapewne czasie pojawili się w Cedyni. Według źródeł, w roku 1801 doliczono się ich w miasteczku 28, w roku 1858 - 22, w 1903 - 9, wreszcie w 1930 - 6. W Cedyni nie było nigdy dużej synagogi, Żydzi posiadali jednak własny, zapewne niewielki, dom modlitwy, wzmiankowany w źródłach oraz kirkut powstały w XVIII w. Społeczność ta zajmowała się handlem, rzemiosłem i wyszynkiem, zasiedlając prawdopodobnie bezpośrednio sąsiadującą z kirkutem część ulicy Kościuszki oraz nieistniejące już zabudowania przy ul. Chrobrego, naprzeciw obecnego banku i posterunku policji.
Jak widać z przywołanych wyżej liczb, społeczność żydowska w Cedyni była z latami coraz mniejsza. Jaki był los tych kilku, którzy dotrwali do początku lat trzydziestych? Czy przetrwali wojenną zawieruchę i Zagładę? Czy żyją ich potomkowie? Wreszcie to najbardziej ponure pytanie: dlaczego, pomimo antysemickiej polityki hitlerowskich Niemiec, kirkut jednak przetrwał wojnę, by ulec zapomnieniu i zagładzie dopiero w Ludowej Polsce?...
To pytania także o nas samych, stawiane przez cichy, cedyński kirkut, przywrócony pamięci wysiłkiem ludzi dobrej woli. Stanowi on fragment historii tych ziem, jest przy tym prawdopodobnie jedynym odtworzonym i zadbanym żydowskim cmentarzykiem w powiecie gryfińskim.
W ostatnich, sierpniowych dniach wakacji 2004, dzieci ze świetlicy środowiskowej "Tęcza" w Cedyni, pod opieką swej wychowawczyni Renaty Wasążnik, idą na kirkut. Sprzątają otoczenie macew, układają na nich kamyki, według żydowskiej tradycji symbolizujące modlitwę za zmarłego.
Historia i czas zatoczyły koło.
Sławomir Błęcki