Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 38 z dnia 22.09.2004

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Nie chcą roszczeń
Dwa razy mniej pociągów
J. Janicki wicemistrzem świata!
Słoneczny jarmark
Najważniejsze jest pozytywne nastawienie
Powstaje „Księga gryfinian”
Decathlon w Krakowie z udziałem Widuchowej
DoDoHa o Popiełuszce
Akwarele, Inspiracje i Pastele w nowym sezonie
Liga się trzyma
Piłka nożna

Najważniejsze jest pozytywne nastawienie


- Ja jestem od przykręcania śrubek, a żona od kwiatów i wzajemnie się uzupełniamy - mówi Bogdan Sucko z Kłosowa w gminie Mieszkowice. Gospodarstwo Marii i Bogdana Sucków zajęło II miejsce w powiecie w konkursie na najbardziej estetyczną i przyjazną środowisku zagrodę wiejską. Było to duże wyróżnienie, ale jeszcze większy sukces osiągnęło wspomniane gospodarstwo w kolejnym konkursie pod nazwą "Bezpieczne gospodarstwo", zajmując w województwie zachodniopomorskim drugą lokatę. Głównymi organizatorami konkursów byli: Zachodniopomorska Izba Rolnicza, Regionalne Centrum Doradztwa w Barzkowicach, ODR w Koszalinie, Państwowa Inspekcja Pracy i KRUS. Niebywały zaszczyt spotkał panią Marię, bo została starościną dożynek w Barzkowicach. Przypomnijmy, że corocznie w tej miejscowości we wrześniu odbywają się słynne targi Agro-Pomeranii. Połączone z dożynkami zakończenie targów miało miejsce w niedzielę 12 września. Tam dokonano podsumowania konkursów rolniczych, wręczając nagrody.

Mówi Maria Sucko: - Już parokrotnie byłam w Barzkowicach i z roku na rok coraz bardziej mi się tam podoba. Targi się rozwijają. Zawsze można coś ciekawego zobaczyć. To duża, profesjonalnie zorganizowana impreza. Same dożynki też mają urok i swoisty klimat. Patrząc tylko na wieńce, odnosi się wrażenie, że są to niepowtarzalne arcydzieła.
W ubiegłym tygodniu odwiedziłem laureatów w Kłosowie. Jest to niewielka wioska w gminie Mieszkowice, podzielona na dwie części. Moi rozmówcy mieszkają na samym końcu Kłosowa Nowego. Po kilku minutach rozmowy odkrywam tajemnicę sukcesu tego gospodarstwa. Pani Maria jest absolwentką Technikum Rolniczego w Mieszkowicach i Wydziału Zootechnicznego Akademii Rolniczej w Szczecinie. Powiedziała, że gdy już była na gospodarstwie, to niektórzy jej odradzali naukę, mówiąc, że nic to jej nie da. Teraz jest przekonana, że kilkuletni trud się opłacał.
- Pomijając już samą satysfakcję osobistą, wiem, że nie był to stracony czas. Lepiej wiedzieć więcej, niż za mało - stwierdza. Zootechnika okazała się bardzo przydatna, bo gdy się prowadzi dość dużą hodowlę, to nie można sobie pozwolić na nieprzemyślane eksperymenty. Gospodarstwo ma cykl zamknięty, więc bardzo ważne jest pozyskanie dobrego materiału zarodowego. Moja rozmówczyni stwierdziła, że niejednokrotnie pełni też rolę weterynarza, bo fachowcy są zbyt daleko, a każdy przyjazd kosztuje.
Bogdan Sucko, zanim objął gospodarstwo po rodzicach, ukończył Zasadniczą Szkołę Zawodową w Chojnie o specjalności mechanik-kierowca. Obecnie wspaniale się uzupełniają z małżonką, bo - jak powiedział na wstępie, on jest od przykręcania śrubek, a żona od kwiatków. To prawda. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić wielohektarowe gospodarstwo bez speca od mechaniki. Gdy komisja oceniała stan bezpieczeństwa, brano pod uwagę wiele aspektów: sprawność maszyn, osłony, własne pomysły usprawniające pracę, przestrzeganie zasad bhp, zabezpieczenia przeciwpożarowe, oświetlenie gospodarstwa itd. Z kolei estetyka to domena pani Marii. Ogródek przydomowy kusi oczy różnorodnością barw.

- Teraz to już jesień i większość roślin przekwitła, ale na wiosnę jest na co popatrzeć - mówi gospodyni. Gospodarstwo przy ocenie otrzymało prawie maksymalną ilość punktów za tzw. różnorodność. Obecnie na wsiach jest sporo gospodarstw monokulturowych i gdy ktoś hoduje tuczniki, to już nie zawraca sobie głowy bydłem czy drobiem. U państwa Sucków jest inaczej. Oprócz setki tuczników, które stanowią podstawowe źródło dochodu, hoduje się bydło (opasy), jest wieloraki drób, krowa, a od ponad roku po wybiegu dumnie spacerują... 4 strusie emu. Na temat tych australijskich przybyszów można byłoby napisać drugi artykuł, bo to ptaszyska u nas bardzo rzadkie i niewiele osób wie, że w polskich warunkach pogodowych czują się bardzo dobrze. Ponadto - jak mówi półżartem pan Bogdan, jest pewne, że nikt ich nie ukradnie, bo kopa mają niesamowitego, a pazury ostre jak żyletki.
Przy zagrodzie są drzewa owocowe, krzewy, a tuż obok folia z warzywami. Aż trudno uwierzyć, że przy tak dużym gospodarstwie można znaleźć czas na dłubanie na grządkach. Pani Maria mówi jednak: - To dla mnie ogromna przyjemność, gdy na wiosnę wejdę do nagrzanej folii i popatrzę, jak już coś się zieleni.
Gdy pod koniec rozmowy pytam o perspektywy i warunki życia na wsi, słyszę w odpowiedzi: - Najważniejsze jest pozytywne nastawienie. Nie wolno spuszczać głowy i się poddawać. Raz jest gorzej, a raz lepiej. Był taki okres, że za żywiec płacili 2,60 zł i musieliśmy ratować hodowlę, wybierając pieniądze z konta - mówi pan Bogdan. - Teraz nie można narzekać, bo płacą 5 zł. W tamtym roku była okropna susza i nieurodzaj, w tym wszystko obrodziło jak nigdy. Można się przestawić na coś innego - dodaje p. Maria. - Teraz bardzo opłacalna jest hodowla koni i może kiedyś...?
Odnosząc się do tegorocznego wyróżnienia w konkursach, moja rozmówczyni stwierdza: - Nigdy nam nie przychodziło do głowy, żeby wystartować. To był przypadek, bo mąż zwichnął nogę i odwiedził nas szef KRUS z Chojny. Gdy zobaczył gospodarstwo, to namówił nas do udziału. Potem skontaktowała się z nami pani Zielińska i tak się wszystko potoczyło. Nie traktujemy tych wyróżnień jako czegoś szczególnego. To jest ocena naszej pracy.

Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska