Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 51-52 z dnia 22.12.2004

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Życzenia od gazety
Od stycznia więcej pociągów!
Debata trudna, ale potrzebna
Wina i cierpienie
Powiatowe potyczki z budżetem
Językowa przygoda
Za dużo imprez, za mało lekcji
Oczyszczanie oczyszczalni
Legia - Hamburger SV w Mieszkowicach

Za dużo imprez, za mało lekcji

Kontynuujemy najważniejsze wątki poruszane podczas debaty oświatowej w Gryfinie 3 grudnia. Przypomnijmy, że debatę z udziałem dyrektorów szkół, przedstawicieli samorządów i doradztwa pedagogicznego zorganizował kurator Jerzy Kotlęga wraz z pracownikami Delegatury w Chojnie.

Wymieniając mankamenty pracy szkół, kurator mocno zaakcentował niewłaściwą organizację zajęć oraz brak pełnej odpowiedzialności tych placówek za swój wizerunek. Wina jest po stronie dyrektorów (niedostateczny nadzór), jak i nauczycieli, którzy nie zawsze biorą odpowiedzialność za jakość swej pracy. Obecnie zmienił się system oceniania, więc społeczeństwo, znając kryteria i mając skalę porównawczą, będzie śledzić postępy szkół i rozliczać nauczycieli, dyrektorów, samorządy i kuratorium za te wyniki.
J. Kotlęga zwrócił uwagę, że szkoły są przeimprezowane: z dziesiątków powodów odwołuje się lekcje. Jadwiga Fragstein-Niemsdorff przedstawiła dane tabelaryczne, obrazujące ilość nieodbytych zajęć lekcyjnych w poszczególnych szkołach. Chociaż były to dane z pewnością bardzo zaniżone, bo podane przez szkoły, to i tak ilość niezrealizowanych lekcji była znaczna: średnio 25 godzin na każdy oddział w SP i 22 godziny w gimnazjach. Z praktyki wiadomo, że w rzeczywistości lekcji przepada dużo więcej, a wpisuje się do dziennika tylko niektóre przypadki, żeby nie psuć statystyki. Jest to problem kluczowy w szkołach i warto bardziej wnikliwie go przeanalizować.
Kiedyś, wracając myślą do mojej szkoły ponadpodstawowej (ogólniak), nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek przepadła nam jakaś lekcja. Było nie do pomyślenia, by podczas nieobecności nauczyciela klasa "chodziła luzem". Równo z dzwonkiem na korytarzu pojawiała się dyrektorka i z rozbrajającym uśmiechem oznajmiała, że mamy dodatkową geografię. Były też dodatkowe chemie, fizyki, matematyki itd.

Lekcja była świętością
Nie znaliśmy nawet takiego pojęcia, że lekcja może się nie odbyć. Gdy się nieraz zdarzyło, że po dzwonku nie przychodził nauczyciel, to w klasie było cicho jak w grobowcu, żeby nas nikt od razu nie wytropił. Obecnie dyrektorzy wcale się nie kwapią, żeby iść na zastępstwa. Nawet w szkołach, gdzie jest po dwóch wicedyrektorów, nikt się nie rusza, gdy zabraknie nauczyciela. Fatalnie wygląda efektywne wykorzystanie czasu pracy. Gdyby każdy nauczyciel z ręką na sercu policzył zgubione lekcje, to na pewno uzbierałoby się dwa miesiące spośród 10 w roku. Szkoły są zdecydowanie przeimprezowane - szczególnie podstawowe. Dzień dziecka, babci, dziadka, kobiet, nauczyciela, strażaka, kombatanta, policjanta, żołnierza, ziemi, wiosny, święto szkoły, matki, lasu, sportu, pieczonego ziemniaka itd. - to okazje do zorganizowania imprezy. Do tego dochodzą wyjazdy, przeróżne wycieczki, zawody sportowe, teatrzyki, jasełka, konkursy itp. Okazji do świętowania jest mnóstwo i kto się dobrze stara, to przynajmniej jedną imprezkę w tygodniu zaliczy. Wszystko byłoby OK, bo to są zajęcia kształcące i potrzebne, ale nie mogą zastępować lekcji. Powinny być ich uzupełnieniem, czyli mówiąc prościej - odbywać się w 90 proc. przypadków po lekcjach.

Firma socjalistyczna
Wspominałem już o braku zastępstw lekcyjnych i pladze przepadających lekcji. Tutaj potrzebne są radykalne zmiany. Znane są przypadki, gdy w szkołach np. z powodu choroby nauczyciela nie było lekcji z tego przedmiotu przez kilka tygodni. Takie zdarzenia są na porządku dziennym. Nasze szkoły, pomimo zewnętrznych zmian, nie zostały tknięte zębem przemian ustrojowych. Zachował się tutaj socjalizm w czystej formie. Nauczyciel odpęka swoje lekcje, zakłada czapkę i wychodzi ze szkoły. Firma go nie interesuje, chociażby dzieciaki przewracały ją do góry nogami. Zrobił swoje i ma wolne. Gdzie w innej firmie myśli się takimi kategoriami? To tak, jakby chirurg wyciął w jednym dniu trzy wyrostki i nie pokazywał się w szpitalu przez tydzień, bo wyrobił normę. Związki zawodowe bronią "świętego pensum" zacieklej niż onegdaj Breżniew socjalizmu, chociaż jest ono bzdurnym anachronizmem i nigdy nie powinno wejść w życie. Dokładnie nie chodzi mi o pensum, tylko o czas przebywania nauczyciela w szkole. Przecież tak jak każdy pracownik, powinien on określoną kodeksem ilość godzin przebywać w swoim zakładzie pracy. Wtedy wiele problemów zniknęłoby od zaraz. Nie byłoby kłopotów z zastępstwami, imprezami po lekcjach, dokształcaniem najsłabszych, opieką doraźną itd. Co ma zrobić dyrektor, gdy trzech nauczycieli przyniesie rano zwolnienie lekarskie? Wiadomo co: klasy mają wolne albo - jak jest "szczęśliwy" układ - idą do domu (razem z nauczycielem, który swoje ma już z głowy). To jest paranoiczny porządek. Okazuje się jednak, że na razie ci burmistrzowie czy wójtowie, którzy chcieli go zmienić, połamali zęby. Znamy przykład z naszego powiatu, gdy były wójt Widuchowej Wacław Gołąb chciał nauczycieli trochę dłużej przetrzymać w szkole. Wywołał rebelię i poddał się. Obecnie można przeczytać, że inni samorządowcy też próbują coś zrobić w tym kierunku, lecz sami nic nie zdziałają. Tutaj potrzebny jest nacisk rodziców i konsolidacja wszystkich samorządów.
Od razu powiem, że wcale nie mam pretensji do nauczycieli, bo każdy człowiek ma taką naturę, że nie pozbywa się za darmo przywilejów i broni swoich nabytych praw. Jest to jednak relikt i być może za kilkanaście lat wszyscy będą się z tego śmiali, jak teraz, gdy się wspomina, że w ramach należnych przydziałów dostawało się w szkole mydło, ręcznik i papier toaletowy.
Gdy już poruszyłem anachronizmy, to nie mniejszym od omawianego jest obwarowany system ochrony miernego nauczyciela. Właściwie nie ma takiego pojęcia - mierny czy zły nauczyciel, bo są tylko dobrzy, bardzo dobrzy i wybitni. Z praktyki jednak wiadomo, że tak jak w każdej profesji, są dobrzy pracownicy, wybitni, cała masa przeciętnych i trochę nieudolnych. W firmach ci ostatni są zwalniani. W szkołach nie ma takich przypadków. Nauczyciel, gdy już ma stosowny glejt (mianowanie), jest w praktyce nieusuwalny - jak sędzia.

Tadeusz Wójcik

Do problemów oświatowych jeszcze wrócimy. Zachęcamy czytelników do udziału w dyskusji.

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska