Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 10 z dnia 8.03.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Janicki znów pierwszy w Madrycie
Samorządowcy i historia
Sięgać po pieniądze
Co może sfinansować Unia?
Pierwsi demokraci
Jak Königsberg stawał się Chojną (3)
Ksiądz z rekordowym sandaczem
Zimowy turniej badmintona
Wiosna przesunięta, Odra bez Chifona

Jak Königsberg stawał się Chojną (3)

Kontynuujemy publikację fragmentów relacji niemieckiego starosty Königsbergu Reuschera z ostatnich dni jego urzędowania w styczniu i lutym 1945 roku. Jest to część dokumentacji, zebranej przez byłego mieszkańca miasta - Kurta Speera.

Brat Bormanna mówi "nie!"
Po tych bardzo smutnych ustaleniach wróciłem do miasta i na Rynku (dziś pl. Konstytucji 3 Maja) spotkałem burmistrza Kurta Flötera, który poprosił mnie, abym chwilę poczekał. Niedługo potem pojawił się obergruppenführer SA Bormann (brat szefa kancelarii Rzeszy Martina Bormanna - zastępcy Hitlera po tym jak Hess poleciał do Anglii). Martin wysłał swojego brata do Bad Schönfliess (Trzcińska Zdroju), aby uratować tajne dokumenty Rzeszy przed wpadnięciem w ręce Rosjan. Potem spotkał się z kilkoma dowódcami SS (Tourneau, Pett i inni). Bormann wyglądał bardzo poważnie.
Weszliśmy do ratusza. Flöter tłumaczył Bormannowi, że wydał swemu batalionowi volkssturmu (ja przejąłem potem dowodzenie nad Nadodrzańskim Batalionem z siedzibą w Bralitz/Bad Freienwalde) rozkaz przemarszu do Schwedt. Uzasadniał to tym, że Wehrmacht i jednostki z lotniska już się przeniosły za Odrę oraz że nie może żądać od swoich ludzi, którzy nie mają mundurów ani broni, by tu zostali. Przekazał już kobietom, dzieciom i starcom wezwanie do opuszczenia miasta. Również przybyły prosto z Dobberphul (Dobropola) administrator i zastępca dowódcy batalionu volkssturmu z Neudamm (Dębna) Richter (w mundurze pułkownika straży pożarnej) zameldował, że z powodu pojawienia się sowieckich czołgów pospiesznie udał się do Königsbergu po rozkaz wycofania się dla swoich ludzi. Poprosił Bormanna o pisemne zezwolenie. Stojący obok mnie Bormann po krótkim namyśle odparł: "Nie, to należy do obowiązków volkssturmu".

Strach przed "dzikim Azjatą"
Nie miałem tam już nic do omówienia i pojechałem do starostwa. Czekały tu na mnie kolejne hiobowe wieści. Rosyjskie czołgi w natarciu: sto w Witnicy, dalsze w Fürstenfelde (Boleszkowicach), sto następnych w Moryniu w marszu na Zäckerick (Siekierki), połączenie kolejowe z Kostrzynem przerwane w okolicy Neumühl (Namyślina), zawiadowca stacji zabity, Kozacy rozproszyli się w namyślińskich lasach, pierwszy rosyjski przyczółek mostowy w okolicy Hälse - Kalenzig - Kienitz (Porzecza - Kaleńska - Kienitz). Frontu już nie było, nędzne resztki naszych jednostek ściągały małymi grupkami, często bez broni. Wszyscy odjechali razem z ostatnimi uciekinierami 31.01.45 o czwartej rano pociągiem do Szczecina. W Zehden (Cedyni) pojawiły się pierwsze czołgi wroga, a wraz z nimi myśl, że Rosjanie dokonywać będą takich zbrodni jak w Nemmersdorfie: morderstwa, podpalenia, wywózki na wschód. (Nemmersdorf - dziś Majakowskoje w Obwodzie Kaliningradzkim - był pierwszą wioską zdobytą w październiku 1944 r. przez Rosjan w Prusach Wschodnich. To do dziś dla wielu Niemców symbol zbrodni, popełnionych przez Armię Czerwoną na ludności cywilnej. W Nemmersdorfie czerwonoarmiści okrutnie zgwałcili, torturowali i zabili ponad 70 kobiet i dzieci. Gwałcono nawet 8-letnie dziewczynki. Wydarzenia te odbiły się szerokim echem w Niemczech i spowodowały, że na początku 1945 r. wiele Niemek na wieść o zbliżających się Rosjanach popełniło samobójstwo - przypis redakcji "GCh".)


"Zwyciężymy, jeśli wytrzymamy, stojąc niezłomnie!" - nawoływała rozrzucana na tych terenach w lutym 1945 r. ulotka naczelnego dowództwa niemieckiego
Na zachodnim froncie ludność spokojnie poddawała się Amerykanom i Anglikom, ale tutaj nadchodził Rosjanin, Azjata, Mongoł ze stepu - nie jako rycerski przeciwnik, ale wytresowany przez władzę polityczny fanatyk pełen perwersyjnej brutalności.
Z tych wszystkich punktów widzenia pomysł wycofania nieuzbrojonego batalionu volkssturmu wydawał się zrozumiały. Wprawdzie w Königsbergu policja wydała nakaz ewakuacji (ogłoszony niestety tylko wewnątrz miasta), choć było to sprzeczne z rozkazem gauleitera, ale nie wszyscy mieszkańcy o tym wiedzieli.
Ja sam znalazłem się w diabelnie złej sytuacji. W sprawie swego wycofania szukałem ponownie pomocy u przewodniczącego okręgu Refarda we Frankfurcie nad Odrą. Chociaż dobitnie opisałem dramatyczną sytuację, w odpowiedzi usłyszałem: "Na Boga, obowiązuje zakaz opuszczania miasta! Zostanie pan rozstrzelany!".
W budynku starostwa z rozkazu pułkownika Passowa niszczono tajne dokumenty, a naczelnik poczty Patzke zameldował, że obecnie, stosownie do wskazówek, w obliczu zbliżającego się wroga przekazuje Wehrmachtowi centralę telefoniczną. Czułem się coraz bardziej osamotniony. Już się nawet nie zastanawiałem, czy mojej rodzinie uda się przedostać za Odrę.
Wyjaśniłem żonie: "Musicie natychmiast wyjeżdżać i w ciągu 10 minut być poza domem". Wszyscy byli przerażeni i natychmiast zaczęło się pospieszne pakowanie. Można było wziąć tylko tyle, ile dało się radę unieść. Mój szofer Wilcke czekał w samochodzie. Pani Krahmer - lekarka w piątym miesiącu ciąży - błagała, żeby ją też zabrać. Z tego powodu musieliśmy trochę rozładować samochód. Moja rosyjska pomoc domowa Zofia Smolarczuk ze łzami w oczach odrzuciła propozycję wyjazdu. Wolała zostać, a parę dni później została okrutnie zamordowana przez swych rodaków.
Syn wyjechał do swej baterii zapasowej we Frankfurcie nad Odrą. Moja rodzina była uratowana! Zostali jeden dzień w Bad Freienwalde, a potem pojechali do Berlina. Powiatowy kierowca Wilcke wkrótce zameldował się z powrotem.

Są już rosyjskie czołgi
Udałem się na stanowisko Nadodrzańskiego Batalionu Volkssturmu. Wysłałem swego adiutanta - starszego komornika Boldta do domu do Bralitz, żeby mi przygotował kwaterę u właściciela cegielni Dornbuscha. Potem wysłałem do Frankfurtu raport przekazany mi przez burmistrza Fürstenfelde (Boleszkowic) Benthina. Brzmiał on tak: 31 stycznia od strony Bärwalde (Mieszkowic) nadjechały 3-4 rosyjskie czołgi, zatrzymały się przy pierwszym gospodarstwie i rozbiły telefon. Potem Rosjanie pojechali pod ratusz, tam zaatakowali policyjnego urzędnika Behsego, przywiązali do pierwszego czołgu i kazali pokazać sobie najkrótszą drogę do Berlina. W Hälse (Porzeczu) zabrali starszemu już mężczyźnie pas, dystynkcje, pistolet i ze słowami: "Będą z was wszystkich dobrzy bolszewicy" kazali mu biec przy czołgu z ręką podniesioną w hitlerowskim pozdrowieniu.
Tak formował się przyczółek mostowy Küstrin (Kostrzyn)-Kienitz. Do raportu dołączyłem jeszcze wiadomość, że Rosjanie w Neumühl/Kutzdorf (Namyślinie/Gudziszu) potraktowali ludność przyjaźnie. Raport został wprawdzie przyjęty do wiadomości, jednak nie udzielono mi żadnych wskazówek.
Krótko przed rozmową z Frankfurtem, dwa rosyjskie czołgi (być może produkcji amerykańskiej) w szybkim tempie przejechały z pełnymi światłami przed moim domem w kierunku kościoła katolickiego, a potem skręciły w lewo i pojechały w kierunku Jädickendorfu (Godkowa). Wziąłem je za jeden z patroli oddziału z Witnicy.
(Ten opis nie jest pewny, gdyż żaden inny świadek nie widział wtedy tych czołgów.)
Cdn.
Tłum. Jakub Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska