Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 22 z dnia 31.05.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Rewelacyjny Bieniek
Europa bez granic w Trzcińsku
Ślady zakryte i odkryte
Ile stacji paliw?
Kultura, turystyka, tożsamość
Najlepsi w powiecie
Piłka nożna

Ślady zakryte i odkryte

Ruszył projekt "Po śladach - stara i nowa mała ojczyzna". Jego autorami są Niemiecko-Polskie Towarzystwo w Brandenburgii (DPG) i Polsko-Niemiecki Klub Dziennikarzy "Pod Stereotypami". Chodzi głównie o dotarcie do miejsc (często bardzo małych miejscowości), w których krzyżują się losy dawnych niemieckich mieszkańców i obecnych, polskich. Dzięki temu pojawia się tam dogodna możliwość konfrontacji własnych przeżyć z przeżyciami drugiej strony, co daje szansę na lepsze wzajemne zrozumienie się. Nierzadko działają tam już różne oddolne inicjatywy, o których jednak niewiele osób wie. Projekt "Po śladach" zamierza stworzyć sieć tego typu przedsięwzięć.

Police
16 maja studyjna podróż niemieckich i polskich dziennikarzy zaczęła się w Policach, gdzie Jan Matura z Miejskiego Ośrodka Kultury zaprezentował utworzone w centrum miasta lapidarium z przedwojennych nagrobków, a także ruiny byłej hitlerowskiej fabryki benzyny syntetycznej. W okolicy pracowało wielu więźniów nazistowskich obozów, którzy zginęli tu w czasie wojny.

Nowe Warpno
W Nowym Warpnie w kościele Wanja Ronge i Ewa Czerwiakowska już po raz 28. zaprezentowali swą wystawę o wypędzeniach Polaków i Niemców z okresu 1939-49 pt. "I wtedy nas wywieźli". Jest ona owocem rozmów przeprowadzonych przez nich w latach 90. na pograniczu z ludźmi, którzy po 1945 roku musieli opuścić tu swoje domy i z tymi, którzy przyjechali na ich miejsce ze Wschodu. Przypomnijmy, że wystawa miała swą premierę w 1999 r. w Chojnie, a potem pokazywana była w różnych miejscowościach po obu stronach Odry. Od 27 maja oglądać ją można w Klubie 13 Muz w Szczecinie.

Mieszkańcy Nowego Warpna opowiadali o swych losach. Od lewej: Zygmunt Kiraga, Inge Stefaniak-Wróbel, Uwe Conradt
Tego dnia w kościele w Nowym Warpnie o swych losach opowiadali mieszkańcy miejscowości. Na przykład Maria Tomczak mieszkała koło Pińska na Polesiu. - 6 kwietnia 1940 roku tata dostał wezwanie do NKWD i już nigdy nie wrócił - opowiadała. - 13 kwietnia nam z mamą, siostrą i 2,5-letnim bratem dali pół godziny na spakowanie i kazali wsiadać do wagonu towarowego. Czekaliśmy tam 5 dni, bo zwozili rodziny z całej okolicy. Podróż była straszna. Nie wiedzieliśmy, dokąd nas wiozą. Na niektórych stacjach dostawaliśmy tylko wrzątek, a tak jedliśmy wyłącznie to, co zdążyliśmy zabrać z domu. Tak było do 3 maja, kiedy przybyliśmy do Kokczetawu w Kazachstanie. Tam wsadzili nas na odkryte ciężarówki i wieźli jeszcze 150 km. Wyładowano nas w nocy w kołchozie na placu, na którym nocowaliśmy. Potem powiedzieli, że mamy szukać sobie mieszkania u kołchoźników, a kto by nie znalazł, to musi sobie sam zbudować lepiankę. Warunki były straszne. Rosjanie nie byli do nas wrogo nastawieni, robiliśmy to, co oni. Pracowaliśmy całe dnie. Jak w 1941 r. wybuchła wojna rosyjsko-niemiecka, to bardzo się ucieszyliśmy, bo liczyliśmy, że zaraz przyjdzie nasze wybawienie. Ale dopiero w 1946 roku takim samym transportem wróciliśmy do Polski. Siostra zmarła w wieku 16 lat na Syberii na rok przed powrotem. Kuzyn został po wojsku w Warnołęce i ściągnął nas tu. Nie mogliśmy się przyzwyczaić, na gospodarce mieszkaliśmy jeszcze z dwojgiem starszych Niemców - mówiła M. Tomczak.
Opowiadali o sobie nie tylko Polacy. Uwe Conradt urodził w Nowym Warpnie (Neuwarp) przed wojną, potem został wypędzony, żył w NRD, a kilka lat temu już jako emeryt wrócił tu i mieszka z żoną. Była też Inge Stefaniak-Wróbel (z domu Jung). Jej ojciec był szkutnikiem i po wojnie jako niezbędny specjalista nie musiał (i nie mógł) wyjechać. Została tu więc jako autochtonka. Teraz mieszka w Szczecinie. Losy wszystkich bohaterów spotkania były bardzo dramatyczne, a opowieściom przysłuchiwali się z uwagą m.in. miejscowi uczniowie.

Stargard
Następnego dnia dziennikarze wyruszyli do Stargardu. Tu na cmentarzu także istnieje lapidarium. W muzeum dyrektor Sławomir Preiss zaprezentował wystawę dokumentów, zdjęć i pamiątek z pierwszych miesięcy naszego osadnictwa w tym mieście. Była tam m.in. polska mapa kolejowa z 1945 roku, na której polskie nazwy miały miejscowości niemal aż po Łabę (były wówczas w Polsce głosy, by granicę z Niemcami przesunąć jeszcze dalej na zachód). Na przykład Schwedt to był Świec, Prenzlau - Przemysław, Pasewalk - Pozdawilk, Löcknitz - Łęknica. Königsberg nie nazywał się jeszcze Chojna, ale Władysławsko (bo ponoć maszynista pierwszego polskiego pociągu, który tu dotarł, miał na imię Władysław). Był też Gryfin i Widuchowo.

Sydonia rozsławia Marianowo
Kolejny przystanek: Marianowo, gdzie tamtejszy ksiądz proboszcz Jan Dziduch jest animatorem niezwykłych przedsięwzięć. Główne z nich to coroczne festyny "Lato z Sydonią", których bohaterką jest Sydonia von Borck. W XVII wieku mieszkała tu w poklasztornym domu dla szlacheckich panien, a potem została oskarżona o czary (przypisano jej m.in. rzucenie uroku na rodzinę książąt pomorskich z rodu Gryfitów). W 1620 r. wywieziono ją do Szczecina, gdzie została ścięta i spalona na stosie. Jak mówi ks. Dziduch, każda miejscowość chce mieć coś swojego, jakiś haczyk, na którym mieszkańcy mogą zaczepić poczucie swej tożsamości z małą ojczyzną. W Marianowie tym haczykiem jest Sydonia. Ks. proboszcz organizuje ponadto u siebie w poklasztornym zespole cysterek ogólnopolskie plenery malarskie, wydaje stare pocztówki z widokami Marianowa/Marienfliess.
Granica na środku jeziora
Ostatni etap podróży to Stolec (Stolzenburg). Ta malutka wieś pierwotnie miała być przedzielona granicą wzdłuż biegnącej przez środek drogi. Ostatecznie granicę przesunięto kilkaset metrów na zachód i w rezultacie piękny pałac znalazł się po polskiej stronie, a ogród po niemieckiej. Granica biegnie przez środek jeziora, z którego teraz mogą już korzystać mieszkańcy, bo wcześniej był to teren zamknięty. W Stolcu ważną postacią jest sołtys Krzysztof Stojkowski - założyciel i przewodniczący stowarzyszenia "Nasza Wieś", które samorzutnie chroni to, co zostało z przeszłości. W Stolcu dziennikarze spotkali się też z fotografikiem Andrzejem Łazowskim, który w ramach stowarzyszenia "Czas, Przestrzeń, Tożsamość" redaguje monografie małych miejscowości Pomorza Zachodniego. W dwujęzycznych wersjach ukazały się już bogato ilustrowane opracowania o Jasienicy oraz o Stolcu, Rzędzianach i Łęgach autorstwa Kazimiery Kality-Skwirzyńskiej i Mirosława Opęchowskiego.
Tekst i fot. Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska