Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 23 z dnia 7.06.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Zamach burmistrzów na prawa nauczycielskie
Wykopały srebro
Otwarcie Trasy Słoneczników
Powolny marsz w górę
Jak Königsberg stawał się Chojną (9)
Piłka nożna

Jak Königsberg stawał się Chojną (9)

Po zapiskach pastora F. Bliednera z 1945 roku, przedstawiamy obecnie wspomnienia Dory Dumke z domu Scheel "Jak przeżyłam zagładę naszego rodzinnego miasta Königsberg/Neumark". Opublikowano je najpierw po niemiecku w Kreiskalender z 1981 r. Jest to część dokumentacji, zebranej przez byłego mieszkańca miasta Kurta Speera.

30 lat po wojnie po raz pierwszy mieliśmy możliwość znów zobaczyć nasz rodzinny Königsberg. To była smutna podróż w przeszłość, jednak towarzyszyło jej dziwne radosne uczucie, że znów będziemy w domu. Myśli o ojczyźnie nie opuszczają mnie i często wspominam nasze miasteczko Königsberg w Nowej Marchii, w którym przez tyle lat żyliśmy w radości i szczęściu.
Jak to wszystko się potoczyło?
Chcę tu wyjaśnić, jak ja sama przeżyłam te dni, kiedy nasz Königsberg zamienił się w gruzy i popioły w wyniku pierwszego zetknięcia z Rosjanami.

Cofnijmy się do ostatnich dni stycznia 1945. Wielka ucieczka już trwała. Dzień i noc niekończące się konwoje wozów z wschodniopruskich miast, takich jak Marienburg (Malbork), Allenstein (Olsztyn) i innych. Często stawałam w oknie i przyglądałam się temu ponuremu sznurowi wozów, ciągnącemu przez ulice naszego miasta. Często były to całe wioski. Na wozy zapakowano ostatni posiadany przez tych ludzi dobytek, a na nim siedzieli owinięci w kołdry i pierzyny starcy i dzieci. Był to godny pożałowania widok.
Dla nas wszystkich jasne było, że wojna jest przegrana. Mój mąż od pięciu lat nie był w domu i został już uznany za zaginionego. Mieszkałam ze swoim czteroletnim synem sama. Rosyjski walec parowy napierał. Wiedzieliśmy o tym. Wszyscy żyliśmy w strachu. Co się stanie? Co powinniśmy zrobić?
Rząd twierdził, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a kiedy wozy będą ustawione na Rynku, będzie jeszcze wiele czasu na ucieczkę. Wszyscy byliśmy bardzo niespokojni. Niektórzy mieszkańcy pakowali się na wózki i opuszczali miasto. Któregoś dnia odjechał pociąg, ostatni z Königsbergu. Wielu ludzi szturmowało dworzec, żeby dostać się do tego po brzegi wypchanego pociągu i odjechać nim w bliżej nieokreśloną przyszłość.
Poszłam jeszcze raz na Rynek. Stały tam dwa gotowe do drogi wozy, tylko nie było nikogo, kto by je prowadził. Kto mógł, był już w bezpiecznym miejscu. Mnie nie pozostało nic innego, jak zostać. Zostały tylko kobiety z dziećmi i starzy ludzie. Mężczyźni byli przecież na wojnie. Nie mam pojęcia, ilu ludzi było w tym czasie w mieście.
Zamknęłyśmy się razem z trzema innymi kobietami w podobnym wieku i czwórką dzieci. Byłyśmy przygotowane spędzić kilka pierwszych tygodni w piwnicy. Ale wszystko potoczyło się całkiem inaczej.

Kolumny uciekinierów przejeżdżały dzień i noc. Nie ukazywała się już gazeta. Radio podało nam jeszcze, że Rosjanie walczą już w Landsbergu (Gorzowie), a potem umilkło na zawsze. Nie było prądu i wody. Takie czekanie na rozwój wydarzeń było straszne.
Miasto przestało żyć. Sklepy były zamknięte, a właściciele - ci, którzy mogli, już dawno wyjechali.
Zostałyśmy same: trzy kobiety z czwórką dzieci w wieku od pół do sześciu lat - zagubione i wystraszone. Siedziałyśmy w domu rodziny Techow na Hermann Göring Str. (Jagiełły). Zabrałyśmy tam wszystkie niezbędne rzeczy. W końcu zniknął niekończący się konwój uciekinierów. Ulice były opuszczone. Galopem przejechały jeszcze dwa rozpędzone wozy. Potem wszystko ucichło, było spokojnie i cicho jak przed burzą. Obserwowałyśmy ulicę przez okna, zastanawiając się, co się z nami stanie i czy powinnyśmy uciec wcześniej z miasta, korzystając z ciemności i mgły.
Wszyscy ci, którzy zostali, pochowali się jak my.

Niektórzy z mieszkańców nie znieśli napiętej sytuacji i odebrali sobie życie. Każdy był zdany tylko na siebie. Nie było już produktów spożywczych i każdy żywił się tym, co miał przy sobie.

4 lutego 1945 roku wszystko się zaczęło. (cdn.)
Tłum. Jakub Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska