Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 36 z dnia 6.09.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Zaczęła się szkoła
Normalna rozmowa
Nie stawiam żadnych roszczeń
Nadużycie słów czy władzy?
Program dożynek powiatowych
Cedynia - plan będzie poprawiony
Dolina Miłości widziana z Odry
Festyn promowy
Park w Chwarszczanach już istnieje
Polenmarkt - Jak dalecy sobie, jak bliscy
Piłka nożna

Polenmarkt - Jak dalecy sobie, jak bliscy

Przed tygodniem relacjonowaliśmy otwarcie w holu chojeńskiego Centrum Kultury wystawy fotograficznej "Targowiska w rejonie przygranicznym". To część ekspozycji, która miała swą premierę w listopadzie w Muzeum Pomorskim w Greifswaldzie. Oprócz fotografów (Andrzeja Łazowskiego i Geerta Maciejewskiego) w przedsięwzięciu uczestniczyli dziennikarze: Matthias Diekhoff i Andrzej Kotula, którzy rozmawiali na targowiskach z kupcami i ich klientami. Koordynatorem projektu była Agata Wiśniewska-Schmidt.
Targowiska przygraniczne to zjawisko wielowymiarowe: ekonomiczne, socjologiczne, psychologiczne, kulturowe. Nie da się ich jednoznacznie ocenić ani pozytywnie, ani negatywnie. Jedno jest pewne: przez minione 15 lat wywarły bardzo istotny wpływ na oblicze polsko-niemieckiego pogranicza.
Do poniedziałku wystawę oglądać można jeszcze w Chojnie (po raz pierwszy w Polsce), a 14 września otwarta zostanie w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Oprócz zdjęć, owocem projektu są komentarze A. Kotuli i M. Diekhoffa oraz zebrane przez nich na targowiskach wypowiedzi. Prezentujemy dziś pierwszą część.
(rr)

Polenmarkt
Jak dalecy sobie, jak bliscy...
Po kilkunastu latach otwartej granicy na pograniczu, bardzo bliskiego sąsiedztwa, socjologowie nadal nie dostrzegają przygranicznych targowisk jako płaszczyzny najbardziej masowych kontaktów Polaków i Niemców. A przecież to właśnie tutaj, mimo iż nie działa tu ani Deutsch-Polnisches Jugendwerk ani Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, ani nie widać oddziaływania polsko-niemieckich euroregionów czy jakiejkolwiek innej spośród bardzo wielu wspólnych organizacji, inicjatyw, projektów..., to właśnie tutaj od wielu lat najliczniej spotykają się sąsiedzi. Nie delegacje, nie artyści, intelektualiści i politycy, nie zorganizowane grupy z multiplikatorami i zaplanowanym programem, nie partnerzy wspólnych projektów, wreszcie: nie elity, tylko dziesiątki tysięcy przeciętnych zjadaczy chleba z Niemiec i Polski...

Mimo ostrej bariery językowej, jednoznacznego powodu tych spotkań, jakim jest materialny interes obu stron i z góry określonych ról: sprzedawca - klient, usługodawca - usługobiorca na kilkudziesięciu targowiskach rozrzuconych wzdłuż całej granicy, szczególnie gęsto w pobliżu przejść granicznych, przy tysiącach straganów, sklepów i sklepików, w zakładach fryzjerskich, barach i restauracjach, stacjach benzynowych, a także - tzw. agencjach towarzyskich ludzie ci rozmawiają ze sobą, przezwyciężają trudności komunikacyjne, różnice mentalne, barierę obcości, obserwują się i oceniają...
Przez te lata zmienił się świat wokół nich: Niemcy się zjednoczyły, oba państwa odzyskały suwerenność, Polska stała się sojusznikiem Niemiec i weszła do Unii Europejskiej, markę zastąpiło euro, pogranicze obrosło gęstą siecią kontaktów i współpracy we wszystkich chyba dziedzinach, ale też - po obu stronach granicy - upadło wiele firm i zakładów pracy, drastycznie wzrosło bezrobocie, recesja w obu państwach odbiła się na poziomie życia i samopoczuciu mieszkańców obu stron granicy...
Co zmienia się na przygranicznych bazarach? Czy te masowe i częste kontakty przyczyniły się do lepszego poznania się sąsiadów? Co myślą o sobie Polacy i Niemcy spotykający się na targowiskach? Jak się widzą? Jak oceniają? Jak do siebie odnoszą? Czy lepiej rozumieją?
O to pytaliśmy Polaków i Niemców na targowiskach w Świnoujściu, Lubieszynie, Krajniku i Osinowie Dolnym we wrześniu i październiku 2004 r.
Agata Wiśniewska-Schmidt, Matthias Diekhoff, Andrzej Kotula, Andrzej Łazowski, Geert Maciejewski

Kto tu przychodzi?
- Przychodzą tu różni, od 25 lat do 70. Siedzą na wsi, nudzą się, a sprzęt DVD u nich bardzo tani, to sobie to kupią i oglądają, jak nie mają co robić. Ale zauważ pan, u nich jak się jedzie przez te wioski, jak ja ostatnio do Schwedt, to o godzinie 19 prawie wszyscy już śpią, prawie nigdzie światło się nie świeci! Nie to co u nas, że się siedzi do 12 w nocy! U nich to oszczędność przede wszystkim! Na przykład na te rynki przyjeżdżają rano, bardzo wcześnie, już od 7 rano tu buszują! A ja rano nie przyjeżdżam, bo mi się z łóżka nie chce wstać! To jest zupełnie inny naród, inna mentalność, inne upodobania! Największa różnica? Są bardziej otwarci i bezpruderyjni! Tu przychodzi syn z matką czy ojciec z dziećmi, rozmawiają, dyskutują, każdy kupuje coś dla siebie i się nie wstydzą! I są o wiele grzeczniejsi od Polaków.
- Ja nie lubię takiego narodu! Niby niczym się nie różnią, ale tutaj u nas są tak wredni! Myślą, że w Polsce mogą wszystko!

Po co się tu przychodzi?
- Nadal głównym powodem ich przyjazdów są ceny: to, że tutaj jest taniej. Bardzo mało jest spacerowiczów, takich, którzy chcą coś zwiedzić, zobaczyć... Tylko benzyna, papierosy, jakieś zakupy i coś zjeść, szybko, dużo, dobrze i tanio, i z powrotem. To jest dla nich magnesem. Jeśli spada euro, to od razu to odczuwamy, od razu ruch się zmniejsza. Euro idzie do góry, zaczynają wracać. Tylko cena, nic więcej! Przynajmniej tutaj, w miejscowościach targowych, tu tylko z takimi mamy do czynienia.
- Tak, to prawda, że są weselsi od Polaków. Na przykład lubią słuchać dużo muzyki typu Hit-Parade czy coś w tym stylu. A czy u nas kobieta, która ma np. 70 lat pójdzie i kupi sobie CD z muzyką? Nawet jej na to nie stać. A te wesołe babcie z Niemiec przyjeżdżają i kupują tego dużo, no bo i tutaj tańsze! Ale też mają po 80 lat, a wyglądają na 60, są bardzo dobrze utrzymane. Inny poziom życia! A naszych rodziców praktycznie na nic nie stać!

Czy euro rządzi wszystkim?
- Mam dobrych znajomych! Przywożą jakieś suweniry, czasami wino czy piwo w podziękowaniu czy jakieś słodycze... Ale i ja też odwdzięczam im się jak mogę, jakimś lizakiem gratis czy czymś innym. Koleżeńskość jest ważna! I to nie tylko na targowisku! Zapraszają do siebie, już nie raz byliśmy z żoną i dziećmi u nich! Mamy takich superznajomych, trzy rodziny, z którymi jesteśmy tak zaprzyjaźnieni, że nawet na święta nawzajem się odwiedzamy. Tak, to znajomi stąd, z targowiska!
- Jeśli ktoś nie zna niemieckiego, nie wie, o co im chodzi, to mu może się wydawać, że naszymi stosunkami rządzi euro. Ale tak nie jest! To stereotyp!
- Bardzo nie lubią euro! Bo ich mają mniej, niż kiedyś marek! Są o wiele oszczędniejsi niż kiedyś. (cdn.)
Andrzej Kotula
Fot. Andrzej Łazowski

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska