Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 36 z dnia 6.09.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Zaczęła się szkoła
Normalna rozmowa
Nie stawiam żadnych roszczeń
Nadużycie słów czy władzy?
Program dożynek powiatowych
Cedynia - plan będzie poprawiony
Dolina Miłości widziana z Odry
Festyn promowy
Park w Chwarszczanach już istnieje
Polenmarkt - Jak dalecy sobie, jak bliscy
Piłka nożna

Nie stawiam żadnych roszczeń

Podczas Dni Integracji Europejskiej, Przyjaźni i Tolerancji w Chojnie tuż po nabożeństwie ekumenicznym w kościele Mariackim 27 sierpnia rozmawialiśmy z Peterem Helbichem z Hanoweru - przewodniczącym Fundacji Kościół Mariacki w Chojnie

"Gazeta Chojeńska": - Od kilkunastu lat obecni i dawni mieszkańcy Chojny spotykają się co roku, ale nie do końca te spotkania są wykorzystane. A jak wiadomo, nie będzie prawdziwego porozumienia między Polakami i Niemcami, jeśli nie będziemy rozmawiali na wszystkie tematy, łącznie z najtrudniejszymi. Jednym z nich, ważnych przynajmniej dla nas, Polaków, są niemieckie roszczenia majątkowe. Nie wiemy, czy w związku z działaniami Pruskiego Powiernictwa dawni mieszkańcy Chojny mają wobec nas takie roszczenia.
Peter Helbich: - Myślę, że Pruskie Powiernictwo to bardzo mała grupa. W każdym kraju - w Polsce, Niemczech czy Francji są grupy bardzo nacjonalistyczne. Do nich oczywiście należy także Pruskie Powiernictwo. One nie są nawet nacjonalistyczne, ale wręcz szowinistyczne. Mamy wrażenie, że częściowo za tymi ludźmi stoją określeni adwokaci, jak w Ameryce, którzy chcą na tym zarobić. Jest oficjalne oświadczenie niemieckiego rządu i jeśli po najbliższych wyborach władzę obejmie CDU, to myślę, że nic się w tej sprawie nie zmieni. Powiedziano, że granica jest ustalona, a wszelkie roszczenia niemieckie i polskie zostały anulowane. Z drugiej strony trzeba powiedzieć, że nostalgia i tęsknota za dawnymi stronami ojczystymi jest dla Polski czymś pozytywnym. Ludzi, którzy tu kiedyś żyli i pracowali, ciągnie w te miejsca, dlatego przyjeżdżają.
- Dzięki temu odbudowywany jest w Chojnie kościół Mariacki.
- Właśnie. Dzięki temu rośnie też zainteresowanie Polską. Ale starsze pokolenie wymrze, a młodzi interesują się tylko Zachodem i jeżdżą do Włoch, Francji, Hiszpanii itp. Wschód ich za bardzo nie interesuje. Ja pochodzę z tych ziem, urodziłem się w Szczecinie, ale dorastałem w Chojnie, interesuję się i dlatego tu jestem.
- We wrześniu ub. roku 70 byłych mieszkańców dawnych niemieckich ziem wschodnich opublikowało list, w którym oświadczyli oni, że pamiętają o krzywdach, ale zrzekają się wszelkich roszczeń wobec swych utraconych majątków. List podpisał m.in. przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse. Z dawnego powiatu Königsberg podpisało się jedynie kilkunastu byłych mieszkańców Mieszkowic. Czemu tylko oni?
- Nie znam tego listu. Myślę, że wyrażona w nim opinia jest powszechna w Niemczech. Powinniśmy przyjąć opcję zerową i nie rozmawiać już o odszkodowaniach. Jestem przekonany, że 95 procent Niemców tak myśli.
- Czy nie istnieje jednak potrzeba jakiegoś oficjalnego symbolicznego gestu w formie np. listu otwartego dawnych mieszkańców do obecnych, stawiającego wyraźnie kropkę nad i?
- Myślę, że uczyniono takie gesty, np. Bartoszewski, Kohl, Schröder.
- Ale chodzi o gest konkretnych ludzi, byłych mieszkańców Königsbergu wobec konkretnych ludzi żyjących tu dzisiaj.
- To trochę trudne. Myśmy się zrzeszyli w Hanowerze w pierwszym rzędzie po to, żeby odbudować kościół Mariacki. Drugie zadanie to pojednanie Polaków i Niemców na płaszczyźnie ekumenicznej. Jeśli zaangażowalibyśmy się mocno w politykę, to zmienilibyśmy cel statutowy naszego stowarzyszenia.
- Dla nas to nie ma nic wspólnego z polityką. Chodzi o poczucie bezpieczeństwa i pełniejsze zaufanie do Niemców.
- Myślę, że niewielki byłby skutek, gdybyśmy np. napisali list do burmistrza Chojny, bo byłoby to działanie na bardzo małym wycinku. Powinno się to dokonać w ramach wielkiej polityki między Berlinem i Warszawą.
- Czasem ważny jest symboliczny, nieformalny gest, nawet jeśli nie ma on znaczenia prawnego.
- Tego nie da się zrobić wyłącznie dla Chojny, bo będzie to bezskuteczne, jeśli Warszawa i Berlin nie porozumieją się w formie jakiejś umowy. My próbujemy odprężyć atmosferę. Przyjeżdżamy tu, angażujemy się i płyną tu też niemałe pieniądze w formie darowizn na odbudowę KM. To są te nasze gesty. Dzisiejsze uściski dłoni z mieszkańcami to też jest gest.
- A czy Pan osobiście nie będzie zgłaszał żadnych roszczeń majątkowych?
- Tak, ja nie stawiam żadnych roszczeń, choć mieliśmy duży dom w Gorzowie.
Rozm. i fot. Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska