Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 2 z dnia 10.01.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Ostro zagrali!
10 lat za zabicie dziecka
Kontrowersje wokół prywatyzacji ZEDO
Zdarzyło się w roku 2005
Kto dostanie bociana?
Chojna zazdrości hali
Widuchowa: w Krzywinie boiska czy hala?
Niestety, o polityce...
Najlepszy rok Hermesa

Lewy prosty
Niestety, o polityce...

Chojeńscy radni debatowali o budżecie ok. 1,5 godziny - część na komisjach, część na sesji. Gdy podzielić te 90 minut przez liczbę 15 radnych, otrzymamy w przybliżeniu 6 minut na głowę. Powie ktoś - długo. Wziąwszy jednak pod uwagę, że budżet jest najważniejszym dokumentem gminy, że mowa w nim o niemal 25 milionach zł, że w normalnej sytuacji dyskusja o budżecie jest też dyskusją o kierunkach i strategii rozwoju gminy - to jest to śmiesznie mało. W Chojnie takiej dyskusji nie było, bo ją zakneblowano.
Kierujący pracami rady jej przewodniczący Janusz Kowalczyk mógł mieć na te sprawy wpływ zasadniczy. Zamiast tego zdobył się jedynie na pewne stwierdzenie, które zresztą znakomicie oddaje stan debaty o sprawach publicznych w gminie. Otóż powiedział on, że "budżetowi poświęcił w tym roku tak skromny czas, bo doświadczenie poprzednich lat nauczyło go, że dyskusja nad budżetem zamieniała się w wielogodzinną kłótnię, z której nic nie wynikało". Pięknie powiedziane. A należy to stwierdzenie rozumieć mniej więcej tak: burmistrz Konarski, który autoryzuje projekt budżetu, ma w radzie taką popierającą go większość, która tak czy siak podejmie odpowiednią decyzję. W związku z tym jakakolwiek dyskusja jest trwonieniem czasu i środków.

Niby logiczne. Idąc konsekwentnie tym torem, można by rozwiązać radę. Albo przynajmniej ograniczyć jej skład wyłącznie do tych, którzy zawsze mają takie samo, odpowiednie zdanie. Bez niepotrzebnej, czasochłonnej gadaniny będą podnosić ręce wyłącznie jak należy. Jakaż to byłaby oszczędność środków i czasu!
Mówiąc zaś poważnie, rzecz cała dzieje się w miasteczku, w którym powstają specjalne, obradujące po wielekroć komisje ds. budowy pomnika Jana Pawła II. Zastępy prawdziwych bądź wyimaginowanych ankieterów, opłacanych z gminnej kasy, biegają po gminie, by wysondować nastroje społeczne "w tym temacie". W tym samym miasteczku i gminie mnóstwo ludzi boryka się z ubóstwem i bezrobociem. Dawno już w Chojnie zatracono poczucie proporcji i kontakt z realnymi problemami zwykłych ludzi. (Słowo ku wyjaśnieniu różnym świętoszkowatym pobożnisiom: jestem katolikiem.)

Słyszy się o przymiarkach nowego parlamentu do zmiany w ustawie samorządowej, która regulowałaby pełnienie funkcji burmistrza do maksymalnie dwóch kadencji, czyli ośmiu lat. Obecnie nie ma żadnych ograniczeń. Uważam, że to dobry pomysł, mimo pojawiających się głosów, że uderzałoby to również w "dobrych burmistrzów" ("dobrych", tzn. tych z właściwego nadania). Osiem lat to szmat czasu, w którym można zrobić wiele dobrego, jak i złego. Słyszałem stwierdzenia, że trzeba głosować na tych, którzy już są burmistrzami, "bo oni już mają doświadczenie". To rozumowanie doprowadziłoby nas do posiadania burmistrzów dożywotnich, bo ci, którzy już są burmistrzami, zawsze będą mieli większe doświadczenie od tych, którzy jeszcze nimi nie byli.
Czuję się jednak bardziej komfortowo, gdy czasami przypominam sobie, że żyję w kraju, gdzie mamy kadencyjność organów władzy. To umożliwia wyborcom okresowe wietrzenie salonów, daje możliwość przecinania zakonserwowanych układów. "Umożliwia, daje możliwość", ale tylko wtedy, gdy wyborcy tego chcą i potrafią to zrobić, gdy społeczność nie jest bierna i przesadnie lękliwa (z czym w Chojnie niestety problem). Nie wystarczy zmienić jednego człowieka, trzeba przyglądać się bacznie jego otoczeniu, umieć rozpoznawać, kto tak naprawdę i zza czyich pleców kręci tym całym interesem. To dla przeciętnego wyborcy trudne zadanie. Ale nikt nie obiecywał, że wolność to łatwizna.
Sławomir Błęcki
(autor jest radnym Rady Miejskiej w Chojnie)

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska