Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 4 z dnia 24.01.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Bociany wręczone
Wszystko jest możliwe
Drogie drzewa
Jajami w radnego
Integracyjnie w Mieszkowicach

Wszystko jest możliwe

W czerwcu tego roku zaplanował ze sztafetą niepełnosprawnych dotrzeć za krąg polarny aż do Przylądka Północnego. Jak sam powiedział, będzie to prawdziwe wyzwanie, najtrudniejszy etap (już ósmy) słynnej sztafety dookoła Europy, którą od kilku lat realizuje. Jerzy Chrabecki - Polak, a obecnie już obywatel Austrii, który prawie całe dorosłe życie poświęcił pracy z niepełnosprawnymi. Jest to praca nietypowa, bo nastawiona na pokazanie, że ludzie z pewnymi ograniczeniami potrafią wiele, że mogą w pełni korzystać z dotychczas niedostępnych dla nich dziedzin życia. Sylwetkę J. Chrabeckiego przedstawialiśmy wielokrotnie z okazji imprez organizowanych w Rynicy (gm. Widuchowa), a ostatnio przypomnieliśmy w nr. 48 "GCh", gdy otrzymał powołanie do Akademii Mistrzów Sportu - Mistrzów Życia. Pan Jerzy wciąż zadziwia. Robi rzeczy, które wydają się niemożliwe i przekracza granice dla innych nieosiągalne. Ostatnio podjął się realizacji nowego pomysłu, który umożliwia niepełnosprawnym prawie bezkosztowy udział w imprezach sportowych, a także - co chyba najważniejsze, daje silną motywację do systematycznego treningu i ciągłego przełamywania barier fizycznych i psychicznych. Dokonania J. Chrabeckiego zostały zauważone w naszym kraju. Latem ub. roku prezydent RP przyznał mu Złoty Krzyż Zasługi, wręczony uroczyście 24 stycznia w polskiej ambasadzie w Wiedniu z udziałem wójta Widuchowej Michała Lidwina i ks. Roberta Gołębiowskiego z Lubicza, który mocno wspomaga J. Chrabeckiego w wielu inicjatywach.

Oto rozmowa z Jerzym Chrabeckim.
"Gazeta Chojeńska": - W ub. roku zapowiadał Pan przejście na emeryturę, a więc automatycznie Pana kontakt z osobami niepełnosprawnymi jest mniejszy. Czy nadal więc będzie Pan kontynuował swoje dotychczasowe przedsięwzięcia?
Jerzy Chrabecki: - Oczywiście. Jestem od sierpnia na emeryturze, ale przecież wiedziałem wcześniej, że to nastąpi i tak kierowałem swymi poczynaniami, żeby po tym okresie nie ograniczać swojej aktywności. Zresztą moja praca zawodowa miała niewiele wspólnego z tym, co robię i zawsze te dwie rzeczy oddzielałem od siebie. Już kiedyś wspominałem, że nie chcę ograniczać się jedynie do działalności z osobami niepełnosprawnymi i założyłem stowarzyszenie o szerszej formule, czyli Europejską Organizację na rzecz Szczególnych Grup Społecznych. To pozwala mi m.in. na organizowanie spotkań przedwojennych mieszkańców Rynicy.
- Czy obecnie ciężar działań przeniesie Pan z Wiednia do Polski?
- Nie. Jestem obywatelem Austrii i miałbym w kraju utrudnione działanie. W Polsce system prawny jest dość zawiły i trudno się przez niego przebić, a dla kogoś z zewnątrz są podwójne ograniczenia.
- Podczas naszego ostatniego spotkania wspomniał Pan o nowej inicjatywie na rzecz niepełnosprawnych. Czy plany te nabrały już konkretnych kształtów?
- Ruszamy w tym roku. Jest to przedsięwzięcie pozwalające rozpowszechniać sport wśród dużej ilości niepełnosprawnych. Do tej pory z moich propozycji ze względu na koszty (wyjazdy na imprezy) korzystała zbyt wąska grupa najaktywniejszych. Obecna inicjatywa zmierza do zminimalizowania kosztów, aby praktycznie każdego było stać na udział w imprezie.
- Może trochę szczegółów?
- Będzie to trzyetapowa impreza pod nazwą "Calix Fortium Trophy", co w wolnym tłumaczeniu brzmi: puchar dla dzielnych (odważnych). Przyjmując taką nazwę wzorowałem się na tradycjach rzymskich, kiedy legionistom za specjalne wyczyny przyznawano korony i wieńce. Np. gdy ktoś zdobył basztę obronną czy pierwszy sforsował mury miasta, to od dowódcy dostawał specjalną koronę, która była powodem jego dumy i chwały. Podobnie jest z niepełnosprawnymi, w szczególności umysłowo - dla nich sam start w zawodach jest ogromnym wyzwaniem i swego rodzaju bohaterstwem. Gdy przekroczą pewną barierę, to będą zdobywać kolejne szczyty.
- Czy z Pańskiego doświadczenia wynika, że sport dla osób niepełnosprawnych może przyczyniać się do niwelowania niepełnosprawności i ogólnego rozwoju?
- Jak najbardziej. Są bardzo duże możliwości poprawy. To nieoceniona terapia. Rzeczą niezmiernie ważną jest to, iż taka osoba ma pewien cel w życiu, żyje sportem, przygotowuje się do zawodów. Tę nową imprezę zaplanowałem tak, że dwa etapy będą rozgrywane u siebie na miejscu. W internecie i swoimi prywatnymi kanałami rozesłałem regulaminy, zasady punktacji itd. Konkurencja są takie jak w dekathlonie (dziesięcioboju). Jest 10 grup sprawności i każdy może znaleźć tam dla siebie miejsce. System punktacji jest wybitnie motywacyjny, zachęcający do udziału w zawodach, a możliwości poprawy są ogromne - od 100 do 1000 pkt.
- Wśród niepełnosprawnych jest sporo osób poruszających się na wózkach. Siłą rzeczy nie mogą rywalizować z innymi, niemającymi takich ograniczeń.
- Ależ nic podobnego! Czy wie pan np., że na wózku też można skakać wzwyż?
- Nie mam takiej wyobraźni.
- Skok wzwyż wygląda tak, że osoba niepełnosprawna podjeżdża do zeskoku i rzuca 4-kilogramową piłką lekarską ponad poprzeczką. Mam specjalne przeliczniki, że np. gdy ktoś przerzuci 2 m, to zaliczam mu 1 m w skoku wzwyż. Jeszcze ciekawiej wygląda skok w dal. Podjeżdża się do linii i jednym szarpnięciem wprowadza wózek w ruch. Potem mierzy się przejechaną odległość.
- To bardzo proste i ciekawe pomysły. Czy to nie Pan jest wynalazcą tych patentów?
- Zgadł pan. Przez tyle lat pracy z niepełnosprawnymi poczyniłem szereg obserwacji i główkowałem na różne sposoby. Każdy ma szansę i prawie nieograniczone możliwości poprawy.
- Czy Puchar Dzielnych to impreza międzynarodowa?
- Moim marzeniem jest nawet to, żeby przekroczyła granice Europy. W praktyce wygląda to tak: grupa (np. DPS z dowolnej miejscowości) w pierwszym etapie przeprowadza imprezę na swoim podwórku i przesyła wyniki do centrali do Wiednia. Ja to weryfikuję, punktuję i wprowadzam do bazy danych. Po pierwszym etapie, który ma być zakończony do 15 maja, podzielę startujących na trzy terytorialne grupy europejskie - w każdej ma być równa ilość zespołów. Potem nastąpi start w II etapie (też u siebie), lecz prowadzony będzie już ranking w grupach, z którego wyłoni się po 7 najlepszych zespołów. III etap to finał, gdzie spotkają się zespoły z trzech grup terytorialnych. Prawo startu będzie miał także gospodarz oraz trzy najlepsze zespoły z roku ubiegłego. Tegoroczny finał będzie prawdopodobnie w Tampere w Finlandii bądź w Mohaczu na Węgrzech. Wystąpiłem do wielu organizacji, związków i klubów sportowych o wsparcie, lecz jestem przygotowany na ewentualność, iż imprezę przeprowadzimy własnymi siłami. Za start w I i II etapie każdy 20-osobowy zespół wpłacałby symbolicznie po 20 euro (razem 40) i z tych pieniędzy głównie finansowane byłyby koszty finałowych zmagań. Gdy zespołów będzie więcej, to uzbiera się znacząca kwota. Gdyby było mniej, to finaliści ponosiliby większe koszty. Wstępnie zakładam jednak, że będą to opłaty niewielkie - rzędu 100 euro, a więc niestanowiące rzeczywistej przeszkody do udziału. Gdyby udało się pozyskać sponsorów, to można by przeznaczyć dodatkową pulę na nagrody.
- Liczy Pan na duży oddźwięk?
- Niedługo się okaże, bo zgłoszenia przyjmujemy do 15 marca.
Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

Wkrótce o szczegółach wyprawy do krainy reniferów, czyli tam, gdzie nawet św. Mikołaj nie dociera

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska