Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 29 z dnia 18.07.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Ku pamięci i przestrodze
Kultura NA MOŚCIE
Ponadgimnazjalne po naborze
Razem do wyborów
Bez biura paszportów
Z Chojny do Liberca (2)
Rewolucjoniści potrzebni od zaraz
Chojeński orzeł
Trudna przeszłość
Sport

Chojeński orzeł

Mieszkańcy Chojny i pobliskich miejscowości zapewne zauważyli, jak w pogodne dni późnym popołudniem zatacza na niebie duże koła paralotniarz. Nieraz krąży na dużych wysokościach i prawie niknie w przestworzach jak orzeł, wykorzystujący powietrzne kominy wznoszące. Niekiedy zaś zniża się do kilkudziesięciu metrów i wtedy słychać wyraźnie warkot silnika. Wielu ludzi pyta, kto upatrzył sobie naszą okolicę i przyjeżdża tutaj, żeby sprawdzić swoje umiejętności. Okazuje się jednak, że to nikt z zewnątrz, lecz mieszkaniec Chojny - Waldemar Jarząb. Postanowiliśmy porozmawiać z nim i zarazem sprawdzić, jak takie latanie wygląda od podszewki. Miał pewne opory, bo nie chciał robić z siebie supermana, lecz ostatecznie zgodził się na podpatrzenie całej "ceremonii" związanej z podniebną wyprawą.

Po wizycie na chojeńskim Lotnisku (miejscu startu) mogę wszystkich zapewnić, że to jest hobby tylko dla określonej grupy ludzi i można nabrać do nich szacunku, gdy się zobaczy z bliska, jak to wygląda. W środę była upalna pogoda i lekki wiatr, a więc warunki prawie wymarzone. Jednak podmuchy zefirka były tak kapryśne, że trudno było wystartować. Start to najtrudniejsza i najbardziej technicznie skomplikowana czynność dla lotniarza. Można go porównać do jazdy na nartach wodnych lub desce. Gdy się już złapie poślizg, to reszta jest czystą przyjemnością. Panu Waldkowi udało się wzbić w powietrze za czwartym podejściem. Podczas pokazowego lądowania adrenalina skoczyła nie tylko naszemu lotniarzowi, lecz i przygodnym obserwatorom. Po zetknięciu z ziemią lotniarz chciał ponownie odlecieć i podkręcił obroty silnika. Wtedy kapryśny wiaterek zmienił kierunek i czasza paralotni skierowała się prosto na stojący na pasie startowym samochód. Wtedy na żaden manewr nie było już czasu. Lotniarz musiał przebiec po dachu auta i wylądował tuż za nim. Choć nie zamawialiśmy żadnych efektów specjalnych, nieoczekiwanie zobaczyliśmy kaskaderską scenę. Ufff... No cóż - to jest typowo męskie hobby.

W następnym numerze rozmowa z Waldemarem Jarząbem, w której przekażemy także parę istotnych wiadomości o lotniarzach i ich sprzęcie.
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska