Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 19 z dnia 08.05.2007

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Zielin mistrzem województwa
Klępicz: klamka zapadła
Którzy radni są bez wyroku?
Na drogach drgnęło
10 lat z Makuszyńskim
Polskie aborcje w Schwedt - polemika
No to biegniemy!
Piłka nożna

Polskie aborcje w Schwedt - polemika

Proszę o zamieszczenie niniejszego listu, w którym odnoszę się do artykułu "Polskie porody i aborcje w Schwedt" ("GCh" nr 18 z 1 maja). Podkreślam, że mój prywatny stosunek do współczesnych Niemiec i Niemców jest w większości pozytywny, niezależnie od przywołanych tu historycznych przykładów, których użyłem jako intelektualnej prowokacji.
1. Do roku 1956 obowiązywał w Polsce całkowity zakaz aborcji. Z krótką przerwą: okupanci hitlerowscy 9 marca 1943 r. zezwolili Polakom na aborcję. To samo rozporządzenie zakazywało pod karą śmierci dokonywania aborcji na dzieciach niemieckich. Następnie ustawą z 27 kwietnia 1956 r. stalinowskie władze w Polsce ponownie dopuściły możliwość praktycznie nieograniczonej aborcji. Czy to przypadek, że zajadli wrogowie narodu polskiego, hitlerowcy i stalinowcy, ułatwiali Polakom zabijanie ich własnych synów i córek? Obydwie te zbrodnicze ideologie stawiały w centrum zainteresowania eksterminację całych grup ludzi: faszyzm z powodów rasowych, komunizm z przyczyn klasowych. Wiek XX upłynął pod znakiem ludobójstwa, którego liczbę szacuje się na dziesiątki i setki milionów ofiar.
2. "Naród, który zabija własne dzieci, staje się narodem bez przyszłości" - mówił Jan Paweł II. Twierdzenie to łatwo udowodnić, choćby przykładem starożytnej Sparty, w której zabijano już urodzone, kalekie dzieci. Dziś o Spartanach można dowiedzieć się jedynie z podręczników historii, zaś ich kultury nie da się sklasyfikować inaczej niż mianem barbarzyńskiej.
3. "Do 6 tygodnia można usunąć ciążę za pomocą tabletek, bez zabiegu, po 12 tygodniu nie usuwamy ciąży" - mówi Janusz Rudziński, ordynator szpitala w Schwedt, jak rozumiem osobiście dokonujący owych "zabiegów". Rozumiem też, że "zabiegów" nie dokonuje się po 12 tygodniu z uwagi na zagrożenie zdrowia matki? Czy może dlatego, że po 12 tygodniach dziecko w łonie matki uznaje się za istotę ludzką? Czy dziecko poczęte i żyjące w łonie matki określony czas jest człowiekiem, zaś godzinę wcześniej nie jest? Kto i na jakiej podstawie o tym orzeka i decyduje? Czy fakt, że jestem człowiekiem, to kwestia czyjejkolwiek decyzji?
4. J. Rudziński mówi: "Medycznie jest to mały zabieg w zasadzie niepociągający większego niebezpieczeństwa". Dla kogo? Bo gdy skonfrontować te słowa ze zdjęciami szczątków dzieci po aborcji, powyższe stwierdzenie stanie się ponurym żartem. Propagatorzy aborcji często używają kłamliwego stwierdzenia, że jest ona wyłącznie sprawą matki. Tymczasem jest też sprawą ojca i przede wszystkim dziecka. Słowa J. Rudzińskiego są fałszywe również w odniesieniu do matki. Aborcja może mieć bardzo negatywne i trwałe skutki zarówno dla jej organizmu, jak i psychiki. Notuje się także urazy psychiczne personelu medycznego dokonującego aborcji. Nie jedyny to "żart" doktora Rudzińskiego, np. gdy mówi, że dokonuje aborcji również "po nabożeństwie w niedzielę". Czy na takie żarty jak wobec katolików pozwoliłby sobie np. wobec Żydów słowami, że dokonuje aborcji "w szabas po wieczerzy"?
5. "Jeśli chodzi o ocenę etyczną, to każdy człowiek musi sobie sam odpowiedzieć. My nie jesteśmy moralistami" - powiada J. Rudziński. Myślę, że podobnie mógł uzasadniać swoją misję w Auschwitz doktor medycyny Josef Mengele. Wszak nie rozważania etyczne były jego pracą, a eksperymenty na ludziach, dozwolone prawem III Rzeszy. To samo "prawo" zezwalało ówcześnie na bezkarne mordowanie Żydów czy innych "podludzi", np. niepełnosprawnych lub Polaków. Czy jednak oprawcy mordujący te grupy, uznawane za "nie całkiem ludzkie", byli niewinni, bo zezwalało im na to "prawo"? Czy też stwierdzimy bez wątpliwości, że ich postępowanie było godnym potępienia i kary barbarzyństwem? Bowiem mimo "prawa" czy "rozkazu" zezwalającego na mordowanie, powinni kierować się w pierwszym rzędzie sumieniem i nakazem etycznym - powinni właśnie "być moralistami" i nie zabijać? Norm etycznych nie można wywodzić z prawa, odwrotnie - prawo musi mieć źródło w niepodważalnych i niezmiennych normach etycznych. W przeciwnym razie narzucone gdzieś, kiedyś jakieś nieetyczne, nieludzkie "prawa" (np. nazistowskie lub komunistyczne) mogą zezwolić nam na najgorsze niegodziwości, na zło w majestacie prawa.
6. Odniosłem wrażenie, jakby artykuł, obok promocji kliniki w Schwedt, był również reklamą aborcji. Szczególnie makabryczne wrażenie wywiera on w kontekście innego materiału zamieszczonego w tym samym numerze pt. "Natura 2000", mówiącego o ochronie siedlisk i gatunków roślin i zwierząt. Z jednej więc strony zachwycamy się naszym humanizmem i wrażliwością wobec zwierząt i roślin, z drugiej - mamy "prawo" zachowywać się jak barbarzyńcy wobec innych istot ludzkich? Mam nadzieję, że moje wrażenia co do intencji autora są mylne. Chciałbym wierzyć, że postawił on publicznie problem w celu sprowokowania dyskusji.
7. Żeby poznać sedno rzeczy i zjawiska i rozwiązać jakikolwiek problem, należy go wpierw prawidłowo zdefiniować, nazwać. Bywa to bolesne, bo mamy skłonność do bagatelizowania swoich złych czynów. Czy przypadkiem nie po to używamy eufemizmów-zamienników typu "aborcja", "usunięcie ciąży", "zabieg", by nie psuć sobie dobrego samopoczucia i uspokoić sumienie? Podczas gdy w istocie mamy do czynienia z zabójstwem, szczególnie nieludzkim i okrutnym, bo dokonanym na najsłabszych i najzupełniej bezbronnych. To zło, które pozostanie złem bez względu na to, w jaki sposób będziemy je próbowali uzasadniać i usprawiedliwiać.
Sławomir Błęcki - radny Rady Miejskiej w Chojnie

Odpowiedź autora. "Żeby poznać sedno rzeczy i rozwiązać jakikolwiek problem, należy go wpierw prawidłowo zdefiniować". Zgadzam się z tymi słowami S. Błęckiego. I jeszcze jedno nas łączy: obaj chcemy, by aborcji było jak najmniej. Ale drogi do osiągnięcia tego widzimy różne, choć mam nadzieję, że nie całkowicie.
Zanim rozwiążemy jakikolwiek problem, musimy wiedzieć, że on w ogóle istnieje. Przed rozmową z lekarzami w Schwedt nie miałem pojęcia o jeżdżących tam na aborcję Polkach ani o skali tego zjawiska - podobnie jak zapewne zdecydowana większość czytelników. Uważam, że powinniśmy o tym wiedzieć - zarówno przeciwnicy aborcji, jak i jej zwolennicy. Nie sądzę, byśmy reklamowali aborcję, bo kobieta, która bardzo chce usunąć ciążę, bez kłopotu dowie się o klinice w Schwedt, nie czytając wywiadu w naszej gazecie. Za to dzięki jej lekturze osoby, którym aborcja leży mocno na sercu (jak np. autor listu), mogą zmobilizować się do działania i przekonywać kobiety, by jednak rodziły.
Aborcja nie jest niczym dobrym, ale nie każde zło da się ograniczać metodami prawnymi, co przyznaje nawet wielu katolików. Poza tym wokół tego gorącego tematu narosło w Polsce mnóstwo hipokryzji. Często ci sami ludzie, którzy głośno protestują przeciw aborcji, w praktyce zachowują się proaborcyjnie, bo potępiają zachodzące w ciążę kobiety, a ich partnerów wyzywają od dzieciorobów. Postawa taka ze strony rodziny, znajomych, sąsiadów jest nierzadka nawet wobec spodziewających się dziecka małżeństw, a co dopiero mówić o ciążach pozamałżeńskich czy młodocianych. Wielu Polaków radość z ciąży zna tylko z kina, a dla nich samych jest to przede wszystkim dramat i powód do wstydu. I to właśnie - plus ignorancja w kwestiach antykoncepcji i niedostateczne osłony socjalne - są podstawowe przyczyny aborcji.
Owszem, ktoś może wierzyć, że prawny zakaz rozwiązuje problem i w Polsce dzięki restrykcyjnemu prawu wykonuje się rocznie zaledwie kilkadziesiąt czy kilkaset aborcji, a w Chojnie wcale. Ale to jest znowu hipokryzja lub co najmniej naiwność, bo przecież rzeczywista liczba jest wielokrotnie wyższa, nawet pomijając aborcje dokonywane przez Polki za granicą. Na hipokryzję próbował też swym gorzkim i nietrafnie odczytanym przez S. Błęckiego żartem zwrócić uwagę doktor Rudziński: w naszym "katolickim" kraju istnieje przepaść między deklarowaną, powierzchowną religijnością a codziennym kierowaniem się zasadami wiary. Tego też powinniśmy być świadomi i dyskutować o przyczynach.
Nie wystarczy być przeciwnikiem aborcji, by być jednocześnie autentycznym obrońcą życia. Bo żeby nim być, trzeba inaczej patrzeć na ciężarne kobiety. A przede wszystkim trzeba mówić językiem miłości, a nie nienawiści i np. nie porównywać do faszystów, esesmanów i stalinowców tych, którzy dopuszczają aborcję, bo wyjdzie na to, że prawie wszystkie europejskie kraje poza Polską, Maltą i Irlandią rządzone są przez zwyrodnialców świadomie mordujących własne otumanione narody. Takim myśleniem nie przybliżymy się do lepszego zrozumienia zjawiska usuwania ciąży ani zrozumienia świata.
Żeby mówić językiem miłości, trzeba kochać bliźniego, a to u nas zjawisko deficytowe. Nie wystarczy o tej miłości mówić ani o niej nauczać. I tu leży klucz do zmniejszenia liczby aborcji.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska