Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 30 z dnia 24.07.2007

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Tragedia pielgrzymów
Od stycznia bez kontroli!
Kłopot w Mieszkowicach
W Chojnie powstał Klub Motorowy
W stronę słońca
Jedźcie do Spodka
Victory 2007 z nową trasą

W stronę słońca

Druga część relacji z nadmorskiego rajdu Chojeńskiego Klubu Rowerowego z Helu do Międzyzdrojów (2-8 lipca)

Jak już wspominałem w poprzednim odcinku, nieocenioną wartością na rajdzie jest odpowiednie nastawienie do przeciwności losu. Dzięki temu mogliśmy w ekstremalnych warunkach przejechać 440 km wzdłuż wybrzeża. Gdy strasznie lało, ktoś przypomniał, jak to będzie pięknie, gdy się wypogodzi, a gdy niemiłosiernie wiało, wmawialiśmy sobie, że sztorm trwa zwykle tylko 2-3 dni. Większego pecha od kobiet mieli mężczyźni, bo tak nas pokarało, że jadąc 4 dni po zatłoczonych nadmorskich kurortach, nie widzieliśmy żadnej rozdzianej dziewki. Koleżanki mówiły wtedy: "To dobrze, bo dla was bezpieczniej. Gdybyście się gapili, to ktoś mógłby rąbnąć rondlem (głową z kaskiem) w słup".
W piątym dniu wreszcie nagroda. Błysnęło słońce, a my jak stadko spragnionych wody owieczek rzuciliśmy się w stronę morza. Wiało straszliwie, było zimno, lecz trójka straceńców postanowiła powalczyć z rozjuszonym Neptunem. Po paru podcięciach i przeciągnięciu po szorstkim żwirze dali za wygraną. Potem była jazda przy sztormowym przeciwnym wietrze po plaży. To jest dopiero zabawa! Kręci się jak w młynku do kawy, a stoi się prawie w miejscu. Kto miał płuca za małe, spadał z roweru i pchał po piachu trzykrotnie cięższą maszynę.

Trochę normalności mieliśmy w ostatnim dniu rajdu. Dłuższy postój w Dziwnówku, słońce, niewymuszona kąpiel przy dwumetrowej fali. Niektórzy mieli ochotę nawet (o zgrozo!) na lody. Podjeżdżając w Międzyzdrojach pod znaczne wzniesienia, byliśmy mokrzy - lecz tym razem od potu.
Śmieszne przygody nie omijały nas do końca. W Szczecinie na dworcu zmienialiśmy perony, jadąc na rowerze. Część grupy pojechała przodem i wtedy zatrzymał ich patrol (policjant z sokistą), grzecznie upominając, że nie wolno jeździć po peronach. Wykonali polecenie, lecz dowcipniś (Marcin Wysocki) powiedział: "Dziękujemy za pouczenie, lecz mielibyśmy do panów małą prośbę. Tam z tyłu jedzie jeszcze dwóch, proszę ich dokładniej pouczyć". To był cyrk: legitymowanie, pouczenie, kodeksy, paragrafy, straszenie 500-złotowym mandatem i sądem grodzkim. Spóźniona dwójka była tak zmaltretowana, że każdy z nich już godził się na taką karę. Strażnicy prawa musieli mieć niezły ubaw, a kilkadziesiąt metrów dalej sprawcy pomysłu prawie tarzali się ze śmiechu. Legitymowani zaprzysięgli zemstę. Będzie okazja na następnym rajdzie.
W pewnym momencie droga rowerowa raptownie urwała się. Nic więc dziwnego, że nierzadko trzeba było przedzierać się przez ogromne kałuże, bagna, chaszcze albo przez zboże


Dobrzy ludzie

Kończąc relację z rajdu, chcę wyrazić wdzięczność ludziom, którzy nam bezinteresownie pomagali. Po pierwszym wyczerpującym etapie (byliśmy kompletnie przemoczeni) przyjął nas do swego domu Piotrek Pikul - kolega z ławy szkolnej Jacka Prętkiego. Wraz z żoną troskliwie się nami opiekowali, udostępniając cały dom z kuchnią, łazienką, garażem itd. i nie przyjmując żadnej zapłaty. Nagotowali dwa garnki pysznej zupy, poczęstowali kawą, słodyczami, a na drugi dzień Piotr przejechał z nami w ramach wakacyjnej przygody 80 km i po noclegu wrócił do domu. Serdeczne dzięki!
Drugi przypadek zupełnie bezinteresownej troski mieliśmy podczas kolejnego noclegu. Witek Kłapouch (kierownik administracyjny i techniczny rajdu) załatwił bardzo tani nocleg w porządnym domu i wszyscy byli mu wdzięczni, że tak jest fajnie i tanio. Gospodarz, widząc nasz stan (mokre kury), tak się przejął rolą, że jeszcze napalił w kotłowni, wysuszył nam mokre buty i ciuchy, a w pokojach zrobił parówę jak w ruskiej bani.

Przy okazji dziękujemy naszemu kierowcy - wspomnianemu Witkowi Kłapouchowi, który poświęcił swój urlop, wożąc nasze klamoty, załatwiając noclegi i szukając w przydrożnych barach dobrego jadła. Witku, wiemy, że nie był to dla Ciebie odpoczynek, lecz niewdzięczna robota.

Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska