Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 47 z dnia 20.11.2007

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Kto chce ukraść Lagunę?
Cedyńska debata o tożsamości
Kabat oskarża burmistrza i wojewodę
Gorące szkoły w Chojnie i Mieszkowicach
Szkoły: po pierwsze rozsądek
Netto tak, Tesco nie
W Trzcińsku rolnicy tupnęli
Kościół Mariacki ma 600 lat
Jedwabnym Szlakiem do Chin
Ślad spod ziemi

Jedwabnym Szlakiem do Chin

Warto przebyć kilkanaście tysięcy kilometrów, aby pochodzić po Wielkim Chińskim Murze. Ale to także marzenie milionów Chińczyków. Ich zainteresowanie turystyką jest ogromne, tak jak wielki jest ten kraj (powierzchnia 9,5 mln km2, czyli prawie jak Europa)

Gapa, ale ciekawa i szybko się uczy
Za niewielkie pieniądze można pojechać na przyszłoroczną olimpiadę do Pekinu. Tak twierdzi Andrzej Kordylasiński. Przetarł szlak i pokazuje, jak dotrzeć do Chin i zwiedzić po drodze mnóstwo niesamowitych miejsc.

- Co tak się zawziąłeś na ten kraj? Przecież byłeś 10 lat temu w Chinach. W ubiegłym roku też spakowałeś plecak, wziąłeś parę kanapek i znów chciałeś podbijać Chiny, ale zawróciłeś. Jak to było?
- Gapa byłem. Zgubiła mnie pewność, że zdążę wszystko załatwić. Doświadczenia sprzed 10 lat okazały się nieprzydatne. O ile na zachód Europy podróżujemy coraz łatwiej, o tyle na wschód trudniej, bo jest coraz więcej formalności. Miesiąc czasu nie wystarczył na samodzielne załatwienie wiz. Zrezygnowałem, bo wyjazd na niecałe 4 tygodnie to za krótko, a wakacje się kończyły. Zmieniające się gwałtownie Chiny to niesamowite miejsce. Chciałem mieć swój punkt widzenia. Nie żałuję, bo zobaczyłem tereny nieskażone nowoczesnością i te, gdzie w zawrotnym tempie ku niebu pną się wieżowce, bo na ziemi mało miejsca.
- Ale chciało ci się? Tyle zachodu.
- Wizę do Chin załatwiłem sobie sam. Jest bezpłatna, nie licząc dwóch wyjazdów do ambasady (wniosek i odbiór) do Warszawy. Natomiast do Rosji i byłych republik radzieckich najlepiej załatwiać przez biuro turystyczne. To szybciej i znacznie taniej niż kilkakrotne odwiedziny w ambasadach. Trzeba też wcześniej przygotować listę, co jest niezbędne na podróż. Musimy zdawać sobie sprawę, że są miejsca gdzie się nie dokupi tych rzeczy.
- Nie bałeś się podróżować? U nas ostrzegają, gdy ktoś jedzie na Ukrainę, a ty sam do tak egzotycznego kraju? To nie jest Europa. Przecież tam mają jeszcze komunę!
- Zawsze jest strach przed nieznanym. Kilkanaście miesięcy zbierałem informacje. Nie tak łatwo je znaleźć. Pomocą służył głównie internet. Najwięcej czasu zajęło mi wyznaczenie szlaku. Musiałem pogodzić historyczny Jedwabny Szlak z dzisiejszymi możliwościami podróżowania. Nikt rozsądny nie wybierze się przez Afganistan. Unika się miejsc, gdzie są wojny i jakieś niepokoje. Szalenie ważna rzecz to poznać choć trochę język. Teraz są rozmówki nawet na CD i można ćwiczyć. 10 lat temu byłem bezsilny wobec tych chińskich krzaczków, czyli ich pisma. Teraz już trochę je odróżniałem. Wyobraź sobie np. nazwy ulic. Chińszczyzna!
- Gdy wziąłeś rozmówki, mapy i te wszystkie klamoty, to plecak był pewnie ciężki jak diabli!
- To fakt i druga torba podręczna, gdzie wsadziłem dwa aparaty. Dlaczego dwa? 10 lat temu jeden padł na trasie, więc teraz się zabezpieczyłem. Doświadczenie nauczyło mnie też, że zawsze należy mieć zapas wody. Poprzednio zabrakło mi w okolicy pustyni Gobi. Tym razem, jak na złość, dowiozłem mineralną z Warszawy aż do Pekinu. Nie zawsze na pustyni Takla Makan wody było dość, ale miałem psychiczny komfort, że mam zapas. Wziąłem też antybiotyki na wszelki wypadek. Zawsze brałem węgiel, a tym razem zapomniałem i była wpadka...
- Jak to?! Sam kiedyś mówiłeś, że Chińczycy jedzą wszystko, co fruwa i nie jest samolotem, wszystko co pływa, a nie jest łodzią podwodną i wszystko co pełznie, byle nie był to czołg. Jak mogłeś zapomnieć? To podstawa!
- Wpadłem! To typowe. Europejczyk nie ma azjatyckiego żołądka. Postanowiłem podczas tej wyprawy poznawać też najróżniejsze smaki. I to była cena. Rozwolnienia dostałem nim dojechałem do Chin. Już w Kazachstanie po zjedzeniu na dworcu "bliny z kartoszkaj". Kolejne dolegliwości miałem w górach po chińskiej stronie Tien-Szan, gdy przebywałem w jurcie. Walczyłem, aby się nie odwodnić. Podleczyłem się trochę ziołami.
- Odwiedziłeś Rosję, Kazachstan i wiele miejsc w zachodnich i wschodnich Chinach. Ile to kilometrów i ile czasu potrzeba?
- Ile by nie było, to za krótko! (śmiech). Przez ponad miesiąc przemierzyłem kilkanaście tysięcy km pociągami i autobusami, nie licząc statku, jazdy na wielbłądzie, koniu i ośle.
- Powiedz szczerze: za ile złotych można dojechać do Chin takim sposobem jak ty?
- Cały czas jestem szczery. To trudno wyliczyć. Noclegi o połowę tańsze niż u nas, a żywność jeszcze tańsza. Mogę konkretnie mówić o kosztach biletów. Za 100 dolarów (wtedy stał po 2,8 zł, a dziś już po 2,5 zł, gdy Pekin skrytykował USA) przemierzyć można wzdłuż całe Chiny. Taniocha, bo to trasa jak stąd przez Hiszpanię do Afryki. Od granicy do Moskwy można za 20 euro.
- A więc jedziemy na przyszłoroczną olimpiadę?
- Jasne! Skrzyknijmy ludzi i za małe pieniądze zrobimy wspólną wyprawę z egzotycznymi atrakcjami po drodze.
(cdn.)

Rozm. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska