Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 09 z dnia 26.02.2008

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Jak planowali, tak zrobili
Chińczycy nadchodzą
Włóczykij już w akcji
Tragiczna brawura
Jedwabnym Szlakiem do Chin (13)
Sport

Jedwabnym Szlakiem do Chin (13)

Przedolimpijska gorączka
Z Andrzejem Kordylasińskim tym razem rozmawiamy o przygotowaniach do tegorocznej olimpiady w Pekinie

- Czy widziałeś jakieś oznaki przygotowania do igrzysk?
- I to na każdym niemal kroku. Przyglądałem się z bliska przedolimpijskiej gorączce w samym Pekinie. Reklamy wiszą w całych Chinach, a Pekin to jeden wielki plac budowy. Ruch budowlany obserwowałem nawet w słynnym cesarskim Zakazanym Mieście. Na potęgę restaurowali zabytki z myślą o turystach, którzy zjawią się na igrzyska.
- Widziałeś budowę obiektów sportowych?
- Tak, ale budowa jak budowa. Największe wrażenia robiły na mnie wyburzone kwartały starych dzielnic Pekinu. Tam, gdzie jeszcze 10 lat temu oglądałem hutongi, teraz stały nowe domy. Zniknęły całe stare dzielnice mieszkalne, których początki sięgają XVI-XVII w. Pamiętam, że w nich był inny rytm życia. A na miejscu nowych wyburzeń pojawiły się tabuny ludzi z wózkami. Zajmują się tym zawodowo, zarabiając kilka dolarów dziennie. Zbierają makulaturę, złom, plastik - słowem wszystko. Tam często burzyli z całym inwentarzem, nie patrząc chyba na to, czy ktoś się zdążył wyprowadzić.
- Mówi się, że Chińczycy "hodują" specjalne ekipy na olimpiadę, nie pokazując ich wcześniej, by potem wszystkich zaskoczyć. Mają jakieś tajne ośrodki.

Od roku na placu Tiananmen w Pekinie stoi zegar. Oddzielony jest barierkami i pilnują go strażnicy. Czasu na nim ubywa. Odlicza bowiem sekundy, minuty, godziny i dni pozostające do inauguracji olimpiady.

- Zaskakiwanie to chińska specjalność. Do igrzysk Chińczycy przygotowują 3200 sportowców. W każdej dyscyplinie jest drużyna główna i co najmniej dwie rezerwowe. Ale jak ich znaleźć w 1,3-miliardowym narodzie? Obserwowałem, jak ćwiczą małe dzieci. Są specjalne szkółki mistrzów, przygotowujące do kolejnych igrzysk. Rzucają się też w oczy ćwiczenia Armii Ludowej. Wszędzie pełno żołnierzy. Demonstracja siły jest chyba celowo zaplanowana.
- Wspominałeś o ich pędzie do nauki języka angielskiego. To też przygotowanie do olimpijskiego przyjęcia gości z całego świata.
- W Pekinie to istna plaga, bo niemal na każdym kroku zaczepiają obcokrajowców i chcą przez konwersację szlifować język. Wychodzi im to fatalnie, ale spotkałem też w pociągu studentki świetnie mówiące po angielsku. Gdy je chwaliłem, to nigdy nie potwierdzały. Chińczycy nadal wychowywani są w skromności i nie przyznają się, że coś robią dobrze.
- I co chcą wiedzieć podczas takiej rozmowy?
- Niemal wszystko. Nie ma pytań niestosownych, a niektóre by u nas za takowe uchodziły. Zaczynają standardowo: witają i chcą wiedzieć, skąd jesteś. Muszą ćwiczyć wyuczone zwroty. Po n-tym razie stało się to dla mnie bardzo męczące. Początkowo cierpliwie odpowiadałem, ale ile można?! W końcu znalazłem sposób. Dziwnym, chrypliwym głosem, z poważną miną odpowiadałem: "I'm from space!" (jestem z kosmosu). I gdy "Chinglish" wpadał w zdumienie, szybko się oddalałem.
- Na zaczepianie narzekali też nasi pływacy, którzy byli na mityngu przedolimpijskim. Mówili również o niebywałym drylu na pływalni. Czy widać takie podejście w życiu codziennym?
- O tak! Na żaden peron nie wejdziesz z ulicy. Najpierw kontrola przed wejściem na dworzec, potem czekasz w poczekalni i dopiero na hasło wychodzisz na peron, przechodząc oczywiście najpierw kontrolę. Na autostradach co ok. 100 km bramki-opłaty za przejazd. To też swoiste punkty kontrolne. Ograniczenia przyjmowałem z pokorą. Mają inną mentalność, nakazy i trzeba to uszanować. Nie rozumiem dziennikarzy narzekających, że u nich nie jest tak jak u nas. Nie jesteśmy pępkiem świata!
- Wracając jeszcze do nauki angielskiego: czytałem, że ruszył program nauczania obejmujący wszystkich pekińczyków od dzieci po emerytów. To korzystne pociągnięcie.
Ruch budowlany na każdym kroku. Wszystkie domy w uczęszczanych miejscach są od strony ulic odnawiane

- Ale jaki będzie skutek? Tam jest wszystko z inicjatywy i polecenia władz. Pięć miesięcy temu, gdy byłem w Pekinie, taksówkarze byli po takim szkoleniu... - i co? Nic. Przy taksometrach mają nagrane specjalne formułki. Na koniec jazdy puszczają: "Dziękujemy za jazdę i zapraszamy ponownie". Ale nauka nie dotyczy tylko angielskiego. Na ulicach widziałem starsze panie, które gonią chińskich turystów. Pilnują, aby nie pluć i nie smarkać na trotuary. Na razie jednak z obyciem u Chińczyków nie jest najlepiej. Bez pardonu wpychają się do kolejek czy rozpychają łokciami na zatłoczonych ulicach. Nieraz oberwałem pod żebro.
- Porównuje się pekińską olimpiadę do berlińskiej z 1936 r. Plany przebudowy miasta robił wówczas słynny hitlerowski architekt Albert Speer. Była gigantyczna przebudowa (bez liczenia się z protestami) z wyburzaniem całych dzielnic itp., czyli to, o czym wspominałeś w Pekinie. Obecnie Pekin przebudowuje wnuk Speera. Analogia rzucająca się w oczy, łącznie z megalomanią i pokazem mocarstwowości.
- Szykują się nacjonalistyczne igrzyska. Próbuje się na nich budować poczucie dumy narodowej i państwowej. Władze Chin przekonują swój naród, że przyznanie im organizacji olimpiady to wyraz międzynarodowego uznania dla rządu.
- Ostatnio jednak słychać o protestach w związku z łamaniem praw człowieka, a Spielberg zrezygnował z przygotowywania ceremonii otwarcia i zamknięcia igrzysk. To chyba zabolało Chińczyków.
- Dla Chińczyków to utrata twarzy i nic na to nie odpowiedzą. Przemilczą. Trzeba jednak dostrzec, jaką pracę wykonali. Gdy dokonałem porównań sprzed 10 lat - to kosmos! Teraz już nie miałem na karku szpicla. Byłem w Kaszgarze czy Yining, gdzie 10 lat temu nie wjechałbym ze względu na krwawe starcia z Ujgurami. Sądzę, że olimpiada przyspieszyła pewne przemiany.
Rozm. Tadeusz Wójcik, fot. Andrzej Kordylasiński

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska