Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 19 z dnia 06.05.2008

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Absolutorium w Chojnie nierozstrzygnięte
Tragiczna ucieczka
Widuchowa w dobrej kondycji
Z higieną nie jest źle
Czternastka wspaniałych
Mistrzostwa didżejów
Afryka nie jest dzika (6)
Biegali po pasach

Afryka nie jest dzika (6)

Smak Afryki

Kontynuując rozmowę z podróżnikami - z pochodzącą z Góralic Joanną Bylińską i Bartoszem Skórzewskim, tym razem porozmawiamy o afrykańskich smakach

"Gazeta Chojeńska": - Jaki smak zapamiętaliście z Afryki?
- Smaków jest tam wiele, ale generalizując, kuchnia afrykańska jest bardzo ostra i wonna. Używają dużo ostrej papryki i innych przypraw. Jak słyszeliśmy, to jest celowe, bo wiadomo, że są problemy z higieną, a takie przyprawy wspomagają trawienie i dezynfekują.
- A co jedliście oryginalnego, czego u nas się nie jada?
J.: (śmiech) - Bartek sobie upodobał kolby z trzciny cukrowej i je obgryzał jak miś panda.
- Nie wiedziałem, że trzcina w tej postaci jest jadalna.
B.: - Ma dużo słodkawego soku i mnie to odpowiadało, bo gasiło pragnienie. Można było też kupić sok z trzciny.

Targ w Etiopii

J.: - Zajadaliśmy się w Etiopii ich specyficznym plackiem - indżerą. To jest ciasto ze specjalnej mąki tofu, którą ponoć tylko tam wytwarzają z jakiegoś rodzimego zboża, rosnącego na etiopskich wyżynach. Placek ma wielkość i grubość pizzy i jest specyficzny w smaku - trochę kwaśny. Na początku nam nie smakował, ale potem jedliśmy do oporu. Przyrządzają go na różne sposoby, z różnymi dodatkami, np. z kawałkami mięsa, papką mięsną, a w środy i piątki (to kraj chrześcijański) z nadzieniem wegetariańskim. Indżerę jada się rękoma. Podają na wielkich tacach, polewa się sosem i je. Jedna porcja w zupełności wystarczała dla nas dwojga. Kiedyś podczas jedzenia ludzie zaczęli na mnie dziwnie patrzeć. Okazało się, że jadłam lewą ręką, a to jest poważne uchybienie. Czysta jest ręka prawa.
- W kraju chrześcijańskim też obowiązują takie reguły?
- To raczej powszechna tradycja w tych krajach, gdzie nie używają papieru toaletowego.
- Owoce były ciekawe i u nas niespotykane?
- Oczywiście, tylko nie zawsze nam smakowały i trzeba by było wszystkie próbować. W niektórych krajach, np. w Ugandzie, ważnym produktem żywnościowym są banany. Jadają je na różne sposoby, np. z sosem i mięsem (matoka), jak u nas ziemniaki. My znamy parę odmian bananów, a tam jest chyba ponad 140: są małe, zielone (w środku), żółte, słodkie, kwaśne itd. Podają je na gorąco w różnych postaciach.
- Jedliście w restauracjach czy sami próbowaliście coś przyrządzać?
Indżera ma specyficzny smak

- Tylko czasami na śniadania czy kolację jakieś gotowce, bo w głębi Afryki nie ma półproduktów i trudno byłoby jakiś obiad przygotować. Typowa afrykańska kobieta spędza w kuchni bardzo dużo czasu. Trzeba ręcznie wszystko przyrządzić, a ponadto zadbać o drzewo do kuchni, przynieść wody ze studni, która nieraz oddalona jest parę kilometrów. Używają jeszcze prostych narzędzi, jak ręczne młynki, moździerze do rozbijania twardych produktów czy żarna do zboża. To zajmuje dużo czasu. W restauracjach jest stosunkowo tanio, bo jest tania siła robocza i mają małą marżę. Tak więc kto ma takie możliwości, to nie opłaca się gotowanie. Mówiąc jeszcze o smakach afrykańskich, należy wspomnieć, że są one różnorodne chociażby z tego względu, że były to kraje kolonialne. Tubylcy uczyli się od kolonizatorów i zachowali częściowo ich zwyczaje, upodobania kulinarne. Np. w Kenii lub Ugandzie, które były koloniami angielskimi, można zamówić herbatkę angielską z mlekiem. Mają też specjalną przyprawę - masalę, która nadaje specyficzny smak. Kenia ponadto tak się zeuropeizowała, że w restauracji trudno spotkać rodzime danie, lecz są sałatki, frytki, hamburgery, kurczaki pieczone itp. W Etiopii z kolei byli Włosi i zostawili swoją kuchnię ze słynnymi makaronami. W Ugandzie jedliśmy ryby świeżo wyłowione z Jeziora Wiktorii.
- To znane miejsce i niebywała atrakcja turystyczna. Zafundowaliście sobie przejażdżkę po tym morzu afrykańskim?
- Oczywiście. Promem płynęliśmy na wyspę, a wracaliśmy łódką - taksówką.
- A żywe taksówki też widzieliście?
- Bez nich trudno sobie wyobrazić turystykę. Wielu tubylców się z tego utrzymuje. Nie ma utwardzonego nabrzeża, więc "taksówka" bierze bagaż, a druga turystę na barki i niesie do łódki. Należy podejrzewać, że oni specjalnie nie budują pomostów, żeby ludzie nie stracili pracy. (cdn.)
Rozm. Tadeusz Wójcik, fot. J. Bylińska, B. Skórzewski

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska