Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 39 z dnia 23.09.2008

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Chojeńska znieczulica
Czy będzie referendum śmieciowe?
Sługa Boży odwiedzał Chojnę
Gryfino się zbroi
Sekrety dyplomaty
Deficytowa wrażliwość
Plany sobie, życie sobie
Sport

Deficytowa wrażliwość

Rodzinną tragedię przeżyła niedawno mieszkanka Mieszkowic. Jej dorosłą córkę w ubiegłym roku zaatakował złośliwy nowotwór piersi. Zaczęła intensywną kurację. 15 maja wychodziła ze szpitala w Szczecinie. Bardzo osłabioną pacjentkę, z mocno obniżoną po terapii odpornością, odwoziła do domu karetka. Jednak nie bezpośrednio, lecz z postojem w Gryfinie. - Nie pozwolono mi jechać z córką, więc jechałam z zięciem za karetką. W Gryfinie ambulans z córką stał w upale przez półtorej godziny. Nikt do niej w tym czasie nie przychodził poza kierowcą, który od czasu do czasu pytał, czy wszystko w porządku. Córka leżała przywiązana na noszach, cierpiała z bólu. Jęczała. Masowałam jej ręce i nogi, dawałam pić i czekaliśmy na karetkę z Chojny - mówi w rozmowie z naszą gazetą matka. W końcu ambulans przyjechał, ale do Mieszkowic chora dotarła wyczerpana i według matki - pogorszył się jej stan. Dwa dni później trzeba było wezwać pogotowie, lekarz stwierdził zapalenie oskrzeli. Nazajutrz kobieta zmarła...

Matka 3 czerwca napisała do Romana Pałki - dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie skargę na - jak to określiła - bezduszność dyspozytora, który zlecił dwuetapowy przewóz oraz na ratowniczkę, która - według matki - nie interesowała się przewożoną pacjentką. "Uważam, że osoby na tych stanowiskach są niekompetentne, a poprzez swoje lekceważenie przyczyniają się do cierpienia osób chorych, ich bólu, a nawet śmierci" - napisała.

30 czerwca kobieta otrzymała odpowiedź od kierownika Działu Wykonania Usług Medycznych Wojew. Stacji w Szczecinie dr. Daniela Jankowskiego. Pismo jest krótkie: "Przewozy dwuetapowe są praktykowane i wynikają z wewnętrznych ustaleń. Medyczne zespoły wyjazdowe muszą pozostawać w gotowości dla działań ratunkowych. 15 maja pacjentka B.O. musiała być transportowana karetką z podstacji w Chojnie, wizytę ostatecznie zakończono o godz. 20.30. Chora pozostawała w czasie transportu pod opieką. Przebyta infekcja dróg oddechowych nie może pozostawać w związku z transportem sanitarnym. Odczucia Pani odnośnie zachowania się dyspozytora i załogi ambulansu mają charakter wyłącznie subiektywny. Wniesioną skargę uznaję za nieuzasadnioną". Tyle miał do powiedzenia matce zmarłej pacjentki doktor nauk medycznych, specjalista medycyny ratunkowej, anestezjologii i intensywnej terapii. - W tym piśmie wystarczyłoby jedno słowo: "przepraszam" - mówi podwójnie rozżalona kobieta. - Teraz oczekuję na publiczne przeproszenie w prasie. Czuję potrzebę powiedzenia o tym głośno, żeby na przyszłość inny chory był lepiej obsłużony. Nie oczekuję żadnego materialnego zadośćuczynienia, choć uważam, że w sądzie wygrałabym.

Kierownik gryfińskiej stacji pogotowia Grzegorz Dolata mówi naszej gazecie: - Nie czujemy się winni. Procedury nie zawiodły. Miał być przewóz bezpośrednio ze Szczecina do Mieszkowic, ale karetka miała awarię i trzeba było zmienić ją w Gryfinie. Ta, która już jechała z Chojny do Gryfina, po drodze dostała wezwanie do zawału. Nie wszystko da się przewidzieć. Z ludzkiego punktu widzenia ta pani ma rację. W rozmowie z nią próbowałem nadrobić braki tego formalnego pisma. Jednak przeprosiny nie wchodzą w grę - mówi kierownik i zastrzega, że to nie jest ostateczne stanowisko jego firmy, dlatego kieruje mnie do rzecznika prasowego w Szczecinie - Moniki Bąk. Dzwonimy, rzecznik zna sprawę, ale prosi o kilka dni na zapoznanie się z wszystkimi pismami. Umawiamy się za cztery dni. Mija jedenaście. Pani rzecznik milczy.

"Procedury nie zawiodły" - mówi kierownik Dolata. Ale człowiek umarł. Żaden ekspert nie może być w stu procentach pewny, że do zgonu nie przyczyniły się warunki transportu ze Szczecina. Wiadomo za to, że w obliczu śmierci wszyscy jeszcze żyjący powinni czuć się winni wobec tych, którzy właśnie umarli. Tak po ludzku, nie w sensie prawnym. A od instytucji, która na co dzień styka się z wielkim cierpieniem i śmiercią, oczekuje się szczególnej wrażliwości, podobnie jak od wszystkich lekarzy. Ale tego raczej na studiach medycznych nie uczą... Może dlatego ślady tej wrażliwości trudno znaleźć w oficjalnej odpowiedzi na skargę. Rzecz jasna nie sposób oczekiwać, by kierownictwo pogotowia przeprosiło, biorąc na siebie winę za śmierć pacjentki. Ale jest jeszcze współczucie, które można okazać na różne sposoby, wyrażając choćby ubolewanie, że doszło do tak tragicznego finału
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska