Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 47 z dnia 18.11.2008

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Kredyt na wodociąg
Ślady i pamięć
Tor motocrossowy to jednak nie kopalnia
Chojna za mało sprzedała
Czy jesteśmy zaściankiem Europy?
Spór o podatki w Moryniu
Sport

Ślady i pamięć

To bardzo rzadkie wydarzenie na naszym terenie: promocja książki miejscowych autorów. Beata Woźniak i Remigiusz Rzepczak (nauczyciele Gimnazjum w Mieszkowicach) napisali i wydali własnym kosztem książkę pt. "Ślady". To zbiór ich rozmów z najstarszymi mieszkańcami Mieszkowic (i nie tylko) o dramatycznych wojennych i powojennych losach, które rzuciły ich w te strony. Reportaże Rzepczaka były wcześniej publikowane w "Gazecie Wyborczej" i "Kurierze Szczecińskim".

O swych losach opowiadają: Stanisława Piasecka, Marian Kwaśniak, Antoni Paszko, Melania Dworczyk, Fortunata i Czesław Szantryrowie, Marian Izmajłowicz, Jakub Przewłocki, Alina Podbielska, Bolesław Kijana, Józef Szcząbrowski, Janina Łopatko, Marianna Stybułkowska - wszyscy z Mieszkowic, Henryk Barszczewski z Chojny, Wacław Piotrowicz ze Starych Łysogórek, Katarzyna Schmidt z Dargomyśla, Kazimiera Szumińska z Wierzchlasu, Franciszek Sołtys z Kostrzyna, Jerzy Romaniuk z Gryfina, Anna Graca, Rozalia i Michał Dulakowie z Goszkowa. Przykładem skomplikowanych życiorysów jest też opowieść Tatiany Tyszkiewicz (z pochodzenia Rosjanki, która obecnie mieszka w Mieszkowicach), Urszuli Berlitz z Kłosowa (córki niemiecko-polskiego małżeństwa) czy słynnej pary Elwiry i Fortunata Profé-Mackiewiczów z Mieszkowic, których miłość przetrwała pół wieku rozłąki. 10 listopada w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Mieszkowicach przy okazji obchodów Narodowego Święta Niepodległości odbyła się promocja "Śladów". Przy wypełnionej po brzegi sali B. Woźniak i R. Rzepczak odczytali krótkie fragmenty książki, a następnie wręczali swym rozmówcom egzemplarze i czerwone róże. Było to dla powojennych pionierów szczególne przeżycie.

Beata Woźniak i Remigiusz Rzepczak - autorzy książki "Ślady"
Dwójce mieszkowickich autorów należą się słowa wielkiego uznania za ich dzieło. Zebrane przez nich wspomnienia to niezastąpione źródło wiedzy z pierwszej ręki - od świadków historii, którzy przeżyli ją osobiście i których jest wśród nas coraz mniej. Lektura takich tekstów pomaga lepiej poznać i zrozumieć tragiczne polskie losy (Syberia, ukraińskie czystki, walki na różnych frontach, Powstanie Warszawskie, przymusowe roboty, obozy koncentracyjne, opuszczenie domów na Wschodzie i osiedlenie się nad Odrą). Ale nie zawsze pomaga lepiej zrozumieć korzenie opisywanych wydarzeń, bo ich przyczyny są lepiej widoczne dopiero okiem historyków. Przy opisywaniu okrutnych mordów na Polakach w pierwszej połowie lat 40. na Podolu, pojawia się w książce zdanie: "W Ukraińcach obudziły się pewnego razu demony nienawiści". W rzeczywistości demony rosły przez wiele dziesięcioleci, a korzenie sięgają nawet wieku XVII. Odrodzona w 1918 r. Polska miała bardzo trudną sytuację narodowościową, obywateli narodowości polskiej było tylko 65 procent, a największą, 5-milionową mniejszość stanowili Ukraińcy. Nie istniały idealne metody integrowania nowego państwa, rzecz jednak w tym, że z niedoskonałych rozwiązań polskie władze nierzadko wybierały te najgorsze. Można tu wymieniać np.: polonizację ukraińskiego szkolnictwa, próby nawracania na katolicyzm, a nawet burzenie cerkwi. Przy zderzeniu z narodowymi aspiracjami Ukraińców tworzyło to mieszankę niezwykle wybuchową, która w sprzyjających okolicznościach eksplodowała.

Zrozumieć przyczyny to nie znaczy rzecz jasna usprawiedliwiać mordowanie - zwłaszcza kobiet i dzieci. Musimy próbować lepiej zrozumieć mechanizmy wydarzeń, choćby po to, by okrutne czystki etniczne nie powtarzały się. A że powtórzyć się mogą nawet u progu XXI wieku, świadczą krwawe wydarzenia w latach 90. całkiem blisko nas - w byłej Jugosławii. Opisy dokonywanych tam na tle narodowościowym okrucieństw do złudzenia przypominały mi wołyńskie opowieści mojej babci (była jedną z wielu polskich kolonistek). O ile ukraińscy nacjonaliści kierowali się pobudkami narodowościowymi, to dla sowieckich władz przy deportowaniu milionów ludzi na Sybir decydujące były kryteria klasowe. To, że deportowani byli Polakami, dla NKWD miało trzeciorzędne znaczenie. Pierwszymi i zdecydowanie najczęstszymi ofiarami stalinizmu byli sami Rosjanie, a potem wiele innych narodowości, w tym Polacy. Wystarczyło, że uznano kogoś za klasowego wroga ustroju ("kułak", urzędnik, oficer itp.). To niezbyt wyraźnie widać w zebranych w książce opowieściach. Ale taki polonocentryzm z jednoczesnym idealizowaniem przedwojennej rzeczywistości można uznać za coś naturalnego w tego typu wspomnieniach. Warto też unikać złudzeń, że kiedyś będzie funkcjonować jedna pamięć historyczna. To niemożliwe nawet na tak ograniczonym obszarze, jak Europa Środkowo-Wschodnia. I zawsze pewni ludzie będą (nawet w tym samym kraju) dla jednych bohaterskimi bojownikami o wolność, a dla innych bandytami. I jeszcze coś: może za mało dowiadujemy się ze "Śladów" o sprawach, o których wiemy niewiele: jak wyglądała w okresie 1945-47 koegzystencja Polaków i Niemców, gdy mieszkali razem w tych samych domach i mieszkaniach (bo przecież nie zawsze zasiedlano opuszczone domostwa).

Tych kilka refleksji nie może umniejszyć uznania dla Beaty Woźniak i Remigiusza Rzepczaka. Dokonali rzeczy, na którą nie potrafią zdobyć się inne, dużo większe gminy naszego powiatu.
Tekst i fot. Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska