Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 52-53 z dnia 23.12.2008

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Pogodnych świąt
Powiało optymizmem
W Chojnie jednak wybory?
Bomby przy urzędzie
Radość dla kilku rodzin
Anielskie śpiewy
Uczy młodych teatru
Czy tylko dla wzorowych?
Szachowe szaleństwo

Czy tylko dla wzorowych?

Druga część rozmowy z dyrektor Szkoły Podstawowej w Chojnie Edytą Kalarus, która uczestniczyła w Gdańsku w konferencji poświęconej zmianom programowym w wychowaniu fizycznym. Wzięli w niej udział znani naukowcy, specjaliści problematyki wf w szkole, spraw zdrowotnych, fizjologii, żywienia itp. Takie nazwiska, jak prof. Tomasz Frołowicz z AWF Gdańsk, prof. Jerzy Pośpiech czy prof. nauk medycznych Barbara Wojnarowska wskazywały, iż akcent reformy programowej przesuwa się w kierunku zdrowotnym.

"Gazeta Chojeńska": - Jakie jest wąskie gardło dotychczasowego, mało wydolnego systemu wf w szkole, że po kilku latach trzeba go zmieniać? Mówiliśmy już, że nie widać efektów, mimo zwiększenia ilości godzin obowiązkowych i lepszej bazy. Mało tego, w szkołach, szczególnie gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, młodzież ćwiczy niechętnie, jest zatrważająco duża absencja na lekcjach, spada sprawność.
Dyr. Edyta Kalarus: - Właśnie tym zagadnieniom poświęcono dużo miejsca. Problem ten w mniejszej części dotyczy szkół podstawowych, bo tam dzieciaki są z natury aktywne i garną się do ćwiczenia. Nawet gdyby nauczyciel chciał, to nie ma szans na "luzy", bo dzieci nie posiedzą. Potem im dalej, tym gorzej. Uczniowie się wymigują, nieraz wstydzą (gdy klasy są łączone), dziewczęta mają obawy, że się spocą itp. Potrzebna jest większa świadomość i przekonanie, że ruch, wysiłek fizyczny ma bezpośredni związek ze zdrowiem. Uczeń musi wiedzieć, po co to mu jest potrzebne, a rodzice i nauczyciele innych przedmiotów powinni mieć przekonanie, że wf to niezwykle ważny przedmiot, może nawet najważniejszy. No bo gdy nie ma zdrowia, to inne cele są nieosiągalne.
- Ładnie powiedziane, ale jak to zrobić?
- W nowej filozofii podstawy programowej mocno stawia się na edukację zdrowotną. W gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych w ramach wspomnianych już fakultetów będzie to oddzielny obowiązkowy przedmiot w wymiarze 30 godzin przez jeden semestr, kiedy nauczyciel wf będzie wdrażał zdrowy styl życia w szerokim tego słowa znaczeniu. Ponadto, wybierając zajęcia fakultatywne, uczeń nie będzie już jak gdyby zmuszany do form ćwiczeń, których nie lubi. Gdy sam wybierze, to jest szansa, że złapie bakcyla i będzie to sport jego życia. To są metody sprawdzone już w innych krajach. U nas ogromna większość młodzieży aktywność fizyczną kończy z chwilą ukończenia szkoły. To się musi zmienić.
- Założenia są logiczne i tylko im przyklasnąć, ale mam uzasadnione obawy, że wszystko będzie po staremu. Powód jest bardzo prozaiczny: nikt tego nie będzie sprawdzał i egzekwował. Nauczycieli wzorowych, ambitnych jest 15-20 proc i oni będą to robić, a reszta pójdzie swoją utartą ścieżką. Bo kto ich rozliczy z realizacji programu?
- Może tak być, bo praktycznie nikt - poza dyrektorem - nauczyciela nie kontroluje. Inaczej jest w innych przedmiotach, gdzie kończąc podstawówkę czy gimnazjum, uczeń poddawany jest sprawdzianowi, a tym samym sprawdza się efekty pracy nauczyciela. Są narzędzia oceny wuefisty, ale zdaję sobie sprawę, że prawie nikt tego nie robi. W każdej klasie czy bloku klasowym są pewne umiejętności, które uczeń powinien opanować, a ponadto nauczyciel ma obowiązek na początku i na końcu roku szkolnego robić porównawcze sprawdziany motoryczne. To jego obowiązek. Oczywiście sprawdzian to nie ocena z przedmiotu, lecz informacja dla nauczyciela o postępie lub braku postępu wychowanka.
- Już to widzę, jak nauczyciele robią sprawdziany. Szkoda słów. Zobaczyć ucznia poza salą gimnastyczną to tak, jakby ujrzeć wielbłąda na ulicy.
- Wiem, bo w zimie zimno, a w lecie muszki gryzą.
- I co dalej?
- Twórcy reformy wiedzą o tym i z całą mocą podkreślali, że tak nie można. Zajęcia muszą być różnorodne. Ćwiczenia w sali gimnastycznej mają być tylko jednym z wariantów wychowania fizycznego i trzeba stosować wiele innych form. Utyskiwania nauczycieli, że nie ma gdzie ćwiczyć, są nieraz nieuzasadnione. A co się stanie, jak pójdziemy na wycieczkę do lasu, pokonamy jakiś tor przeszkód, pobawimy się zimą na boisku? Efekty będą dużo lepsze, zważywszy chociażby na proces hartowania.
- Czy twórcy reformy w ocenie sprawności zwracali na jakieś elementy szczególną uwagę?
- Tak. Powinno się przede wszystkim kształtować i sprawdzać wytrzymałość i gibkość. Wytrzymałość to cecha bezpośrednio skorelowana z wydolnością, a więc pośrednio też ze zdrowiem, układem krążenia. Można ją stosunkowo łatwo rozwijać, a to jest nieodzowna baza dla innych cech. Gibkość z kolei była ostatnio bardzo zaniedbywana. Wychowanie fizyczne w naszym kraju zdominowały gry sportowe. One nie rozwijają gibkości. Trzeba wrócić częściowo do dawnych ćwiczeń gimnastycznych, bo uczniowie nam zupełnie zesztywnieją. Nie muszę mówić o prawidłowej postawie, ćwiczeniach korekcyjnych itp. Nie może tak być, że uczeń ma 4 godziny wf, a jest zgarbiony i jakby powiązany sznurkami.
- Nie widzisz kolejnego niebezpieczeństwa, że nauczyciel na zajęciach fakultatywnych będzie "mordował" swoją ulubioną dyscyplinę? Gdy jest koszykarzem, to wybierze kilku wysokich i będzie robił trening, a resztę puści do domu lub posadzi na ławce?
- Nie powinno tak być, bo właśnie fakultety mają zapobiegać treningowi na lekcjach. Mają to być zajęcia dla wszystkich, chyba że będzie to grupa wyselekcjonowana o profilu sportowym. W dużej szkole, gdzie są nauczyciele o różnorodnych zainteresowaniach, niebezpieczeństwo zawężonej specjalizacji jest mniejsze.
- Założenia reformy są piękne, ale jako były doradca metodyczny jestem przekonany, że to kolejny miraż. Gdy nie dopracujemy systemu kontroli, to będzie tylko reforma dla ambitnych. Trzeba iść w kierunku sprawdzania realizacji programu nauczania. Tu jestem zgodny z leninowską zasadą: wierzyć nauczycielowi, ale go kontrolować. Inaczej na żaden postęp nie można liczyć.
- Rzeczywiście, u nas wszystko można "położyć", bo chyba my, Polacy, jesteśmy specjalistami od kombinowania, szukania przeszkód, wykrętów. Ja też nie mam pewności, jak to wszystko będzie funkcjonowało. Dużo będzie zależeć od nas, dyrektorów, bo właściwie poza nami nie ma innego systemu kontroli.
Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska