Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 01 z dnia 06.01.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Nie będzie referendum w Trzcińsku
22 lutego wybory w Chojnie
Miłość i polityka
Starosta o budżecie
Ciekawe budżety
Cięcia w Centrum Kultury
Podatki lokalne na 2009 rok w gminach powiatu gryfińskiego
Pierwszy w powiecie Orlik
Nowa szefowa ARiMR
Bocian doda mi skrzydeł
Sport

Bocian doda mi skrzydeł

Podczas sesji Rady Powiatu 18 grudnia wręczono statuetkę Bociana w kategorii sportowiec roku gryfińskiemu ultramaratończykowi Jarosławowi Janickiemu, który w listopadzie ze względu na start we Włoszech w Mistrzostwach Europy na 100 km nie mógł uczestniczyć w gali wręczania statuetek. Janicki zaznaczył, że bardzo sobie ceni to wyróżnienie i ma nadzieję, że bocian doda mu skrzydeł, aby nadal mógł osiągać wyniki na światowym poziomie. Dodał też, że ten rok był dla niego pod względem sportowych sukcesów wyjątkowo udany. Oto nasza rozmowa z królem długich dystansów.

"Gazeta Chojeńska": - Czy spodziewałeś się tego wyróżnienia?
Jarosław Janicki: - Wiedziałem, że byłem w trójce nominowanych, ale patrząc na obsadę, nie robiłem sobie dużych nadziei. Dowodem może być to, iż nawet nikogo nie uprzedziłem, że nie będę na uroczystości i pojechałem na mistrzostwa do Włoch.
- Sądziłeś, że z olimpijczykami trudno będzie konkurować? (wśród nominowanych był skoczek wzwyż - olimpijczyk Michał Bieniek i multimedalistka trzech paraolimpiad Renata Chilewska)
- Tak dokładnie pomyślałem i dlatego szczególnie cenię sobie to, że dostrzeżono moje osiągnięcia.
- Ten rok miałeś niezwykle udany. Kilka bardzo szybkich zwycięskich maratonów w kraju, medalowe miejsca w światowych imprezach: m.in. wygrana w wieloetapówce Budapeszt - Wiedeń, II miejsce w słynnym maratonie Comrades w RPA czy wicemistrzostwo Europy na 100 km we Włoszech. W czym upatrujesz pasma takich sukcesów?
- Sam nie wiem i też czasem nad tym się zastanawiałem, skąd teraz taka forma. Może dlatego, że przez cały sezon omijały mnie kontuzje i spokojnie zrealizowałem plany treningowe? Patrząc z perspektywy czasu, jest to chyba najlepszy sezon od chwili mojej przygody z bieganiem. Kiedyś zdarzało się kilka dobrych biegów, ale i parę kompletnych wpadek. Teraz od stycznia do listopada miałem stabilną formę i wszystko wychodziło.
- Nic w swoich planach nie zmieniałeś?
- Właśnie nic. Nieraz mam ochotę coś zmienić, wprowadzić jakiś nowy bodziec, ale boję się ryzykować, bo patrząc obiektywnie, wyniki nie są złe, a przez eksperymenty można byłoby wszystko zburzyć.
- Czy konsultujesz się z kimś przy ustalaniu planu treningowego?
- Nie, wszystko planuję samodzielnie, ale nie znaczy to, iż przekonany jestem o swojej nieomylności. Wręcz przeciwnie, zawsze mam wątpliwości czy robię dobrze i czy np. w przeszłości w pełni wykorzystałem swoje możliwości. Kiedyś nie było takiego zainteresowania ultramaratonami i wszystko wziąłem na siebie, bo nikt w zasadzie nie interesował się moimi osiągnięciami.
- Jakie masz tętno maksymalne i spoczynkowe? Biegasz z pulsometrem?
(z zakłopotaniem) - Obecnie nie wiem nawet, jakie mam maksymalne tętno wysiłkowe, bo go nie sprawdzałem. Spoczynkowe wynosi w granicach 40-42. Przyznam, że nie wiem też, jaki mam maksymalny pułap tlenowy. Pewnie wysoki, bo inaczej być nie może, ale praktycznie teraz to mi nie jest potrzebne. Zapewne moje parametry wysiłkowe byłyby ciekawymi danymi dla fizjologa i chętnie bym się poddał takim badaniom, ale nikt jak do tej pory nie jest tym zainteresowany, a mnie to już nie jest potrzebne.
- Czyli biegasz jak to się mówi na wyczucie, bo rozszyfrowałeś dokładnie organizm?
- Mam takie doświadczenie, że sam sobie radzę.
- Jaką masz objętość treningową: tydzień, miesiąc, sezon?
- Ustawiam się raczej pod cykl miesięczny. Największa objętość, którą robiłem i nadal robię, to 1000 km miesięcznie. W tym sezonie wybiegałem 9 600 km.
- Jak byś określił swój zawód wykonywany? Bo wyuczony to technik-elektryk.
- Oj, to trudno określić.
- Jesteś przecież zawodowcem.
- Ja tak do tego nie podchodzę, bo prawdziwy zawodowiec jest na kontrakcie, ma umowę podpisaną z klubem czy sponsorem, a ja utrzymuję się tylko z premii wygranych na zawodach. Absolutnie nie uznaję siebie za zawodowca.
- Czy uważasz, że należy Ci się pomnik na Pomorzu Zachodnim?
- Cha, cha! Pomnik?
- Nie czytałeś tekstu Damiana Żmudzińskiego w internecie?
- A, już sobie przypominam. No nieee... gdybym mieszkał w RPA, to moja pozycja i sytuacja byłaby zupełnie inna, ale tu, w Polsce nie twierdzę, że zrobiłem karierę. Daleko mi do sławy i takiego statusu, żeby myśleć w tych kategoriach.
- A czy rzeczywiście słynny maraton Comrades jest tak ciężki, jak on tam opisuje?
- Tak, bieg jest strasznie ciężki. Ja tam startowałem już dziesiąty raz i za każdym razem wiem mniej o tym biegu. To jest taki dystans, mający tyle pułapek (duże przewyższenia, temperatura, wiatr itp.), że nie wiadomo, jak się do niego przygotować. To przeogromna loteria. Można za każdym razem popełnić masę błędów.
- Nawet taki mistrz Janicki ma problemy, a co inni mają powiedzieć?
- Popełniam dużo błędów, mimo starannego przygotowania, bo więcej tych biegów miałem nieudanych niż udanych.
Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska