Miłość i polityka
"Mała Moskwa" podzieliła jurorów ostatniego Festiwalu Polskich Filmów w Gdyni, co nie przeszkodziło jej zdobyć głównej nagrody. Nie przeszkadza też publiczności, która tłumnie idzie do kin. Specjalny seans zorganizowano 28 grudnia w kinie "Gryf" w Gryfinie z udziałem reżysera i scenarzysty - Waldemara Krzystka - doświadczonego twórcy, także teatralnego i telewizyjnego.
Fabuła oparta jest na autentycznych wydarzeniach z lat 60. z Legnicy, gdzie do 1993 roku mieściło się dowództwo i wielkie koszary Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej, dlatego miasto nazywano "małą Moskwą". Dla Krzystka to swojskie klimaty, bo choć urodził się w 1953 r. w Swobnicy (gm. Banie), to potem przez 20 lat wychowywał się w Legnicy. Wydarzyła się tam tragiczna historia niczym z uwspółcześnionego Szekspira: gorąca miłość polskiego oficera i żony rosyjskiego lotnika oraz wielka polityka (w postaci bezwzględnego KGB), przekreślająca szczęście kochanków. Reżyserowi udało się uniknąć prostych schematów typu: dobrzy Polacy i źli Rosjanie, gdyż pokazał, że oba narody (jak i wiele innych, np. widoczni w filmie Ormianie) były ofiarami sowieckiego systemu. Jak mówi reżyser, występujący w rolach nieszczęsnych małżonków rosyjscy aktorzy: Swietłana Chodczenkowa i Dmitrij Ulianow mieli straszną tremę przed pokazem filmu na festiwalu w Gdyni. Bali się, jak zostaną potraktowani przez publiczność, skoro Rosjanie wyrządzili Polakom tyle krzywd. Byli szczęśliwi, gdy dostali owację na stojąco, a Chodczenkowa otrzymała nawet nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą. Rosyjski minister kultury złożył już deklarację, że film będzie rozpowszechniany w jego kraju. Według Rosjan film w bardzo krytycznym świetle stawia KGB, ale - jak się wyrazili - nie jest antyrosyjski, bo jest prawdziwy.
Organizator gryfińskiego pokazu Przemysław Lewandowski odnalazł w Chojnie dwoje Rosjan, którzy stacjonowali przed 1992 rokiem na tutejszym sowieckim lotnisku (czyli też takiej "malutkiej Moskwie"), a potem zostali i obecnie mieszkają w tym mieście. Jednak nie skorzystali z zaproszenia do Gryfina. Może mieli podobne obawy, jak rosyjscy aktorzy przed przyjazdem do Gdyni? Szkoda, bo zapewne spotkaliby się z podobnym ciepłym przyjęciem.
(tekst i fot. rr)