Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 03 z dnia 20.01.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Nasi autochtoni
„Dom mojego ojca” w Chojnie
Znów byliśmy hojni
DIROW z władzami
Obligacje na deficyt
Odra i reszta
Hermes po sezonie
Przyjechali z całej Polski

"Dom mojego ojca" w Chojnie

Michał Majerski
Dokładnie dwa lata temu oglądaliśmy w Chojnie dokumentalny film Michała Majerskiego "Kraj mojej matki", opowiadający o Niemkach, które po 1945 r. pozostały na przejętym przez Polskę Pomorzu. Ich sąsiedzi często nie mają pojęcia o niemieckim pochodzeniu tych kobiet. Dopiero 60 lat po wojnie odważyły się opowiedzieć przed kamerą o swym życiu. Po seansie reżyser spotkał się z publicznością, a w rozmowie z naszą gazetą powiedział: "Moja matka jest Niemką i miała podobne problemy. Pracuję w tej chwili nad filmem o mężczyznach, którzy osiedlali się tu, wprowadzali do niemieckich domów i przejmowali majątki. Podobnie było z moim ojcem, który jest Polakiem. Być może te dwa filmy będą się dobrze uzupełniały". Majerski w ub. roku zrealizował swój plan i ukończył film pt. "Dom mojego ojca". Obejrzeć go będzie można w Chojnie we wtorek 27 stycznia o godz. 18 w sali widowiskowej Centrum Kultury. I - podobnie jak dwa lata temu - po projekcji będzie spotkanie z reżyserem. "Dom mojego ojca" wypełniają rozmowy z mężczyznami: Niemcami, którzy po 1945 r. musieli opuścić tu swe domy oraz z Polakami, którzy zajmowali ich miejsce. Dotąd mało wiemy, jak naprawdę wyglądały tamte czasy. Przecież nie było tak, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z dnia na dzień zniknęli Niemcy i pojawili się Polacy. Nierzadko przez długi czas mieszkali razem pod jednym dachem, nawet w tym samym ciasnym mieszkaniu. Mówi reżyser: - Film jest o spotkaniu dwóch światów. Los sprawił, że nagle oba zetknęły się ze sobą i musiały się nauczyć żyć w swoim towarzystwie. Jak to było? Co się wtedy działo? Przecież niedawni wrogowie nagle zamieszkali pod jednym dachem, spali w jednym łóżku, jedli z jednego talerza, razem uczyli się w szkole i modlili w kościele. Czy się zaprzyjaźniali, czy nienawidzili? Jak się dogadywali?
Film jest tym bardziej osobisty, że Majerski (dedykował film swemu ojcu) występował jednocześnie jako scenarzysta, reżyser, kamerzysta i rozmówca swych bohaterów. - Szukałem ludzi, którzy nie myślą w kategoriach ideologicznych. Chciałem, żebyśmy posłuchali ludzi mało wykształconych, ale mądrych, którzy zastanawiali się nad swoim losem - tłumaczy. I z góry wyprzedza ewentualne uwagi polskich widzów, którzy mogą zarzucić mu, że nie zapytał Niemców, czy chcą wrócić i odzyskać utracone majątki. - Dla mnie odpowiedź była zbyt oczywista, żeby o to pytać. Ten strach przed powrotem dawnych właścicieli to jest jakiś mit, który stworzono w Polsce. Na co dzień mieszkam w Niemczech i wiem, że obawy są bezpodstawne - odpowiada Majerski.

Jednym z rozmówców jest Fortunat Mackiewicz-Profé z Mieszkowic - bohater mnóstwa reportaży prasowych i telewizyjnych. Jego małżeństwo stało się symbolem i pokazuje, że dramatyczne polsko-niemieckie losy mogą kończyć się szczęśliwie. Poznali się w Mieszkowicach w 1945 roku i zakochali w sobie, lecz życie rozdzieliło ich na blisko 60 lat. Mimo to odnaleźli się, pobrali i żyją tu razem. A jak Fortunat wspomina swe pierwsze chwile w Mieszkowicach? - Smutek nas ogarnął, że tu pustki są takie, że miejscowych ludzi nie ma. Bo myślało się, że między starymi mieszkańcami będziemy razem mieszkać. A tu nie! Ptaka żadnego się nie zobaczyło, kota ani psa - mówi i opowiada, jak odprowadzał codziennie wieczorem młodą Niemkę Elwirę, która przychodziła do jego mamy po mleko. Pewnego razu podali sobie ręce na pożegnanie. Następnego razu delikatnie pocałował ją w czoło. - Na drugi dzień ona pyta mnie, dlaczego ją pocałowałem. "Tu Niemców wszystkich nienawidzą, a ty jesteś moim przyjacielem". I już ona mnie pocałowała, bo jestem przyjacielem.

Oto jak wspomina Szczecin polski osadnik z 1945 roku: - Jeden strażak powiedział: "Tam, gdzie mieszkam, mieszkają dwie Niemki. Przyjdziesz tak jak ja, wyrzucisz i będziesz miał mieszkanie umeblowane, wszystko. Na Piastów 12". Poszedłem, pukam, otwiera starsza pani. Mówię po niemiecku tyle, co potrafiłem, że chcę przespać się tu. I ona mi daje pokój, przynosi czystą pościel. Położyłem się i mówię: "Boże, ja mam ją wyrzucić? Tak jakbym moją matkę wyrzucił". O 4 rano cichutko ubrałem się i uciekłem. Nie mogłem tego zrobić. A widziałem i znam takie historie, że do dziś nie pracują dzięki temu, że Niemców wyrzucali.

Większość rozmówców Majerskiego w 1945 roku była dziećmi. Opowiada Niemiec: - Z dzisiejszego punktu widzenia przyszli do nas biedni ludzie, w zasadzie z niczym. Dla nas to byli intruzi, to było oczywiste. Moja matka odstąpiła im największy pokój. Dla nich to też nie było łatwe. Przed sobą mieli obce twarze, ale my też mieliśmy przed sobą obcych. Wszystko, co mieliśmy, miało być dzielone po połowie. Rano, kiedy matka doiła kozy, to Polka chciała dostać połowę mleka, potem jak robiła masło, to też - mówi i w pewnym momencie zaczyna poprawnie liczyć po polsku, tylko "dziękuję" myli mu się z rosyjskim "spasiba". - Jako dzieci uczyliśmy się szybko, ale moja matka mniej. Mówiła, że jeżeli oni czegoś ode mnie chcą, to niech mówią po niemiecku.

Inny Niemiec (wtedy mały chłopczyk): - Wszystko, co było w naszym domu, to Polacy powyciągali i podzielili między sobą. A tu (pokazuje ręką) znalazłem moje zabawki, które jak zwykle pozbierałem, bo były moje. Ale polscy tzw. przybrani rodzice (jego prawdziwa matka była zamknięta w Potulicach w obozie dla Niemców) poinformowali mnie, że teraz już te zabawki do mnie nie należą i muszę je odnieść i przeprosić.
Polak (też wówczas dziecko): - Bawiliśmy się z niemieckimi dziećmi w wojnę. Nie było bariery językowej, dogadywaliśmy się migiem. My w hełmach ruskich, oni w niemieckich, drewniane karabiny i prawdziwe, tylko że zardzewiałe były. - Kto wygrywał? - pyta reżyser. - Przeważnie my. Ich było więcej, ale się poddawali.

Michał Majerski urodził się w 1948 roku w Polanicy-Zdroju. Ukończył wydział łódzkiej Filmówki. Zrealizował wiele filmów dla niemieckiej i polskiej telewizji. Mieszka w Berlinie i Szczecinie. "Dom mojego ojca" w grudniu emitowała regionalna TVP Szczecin. Film trwa 1 godz. i 24 min. Organizatorami pokazu są: Niemiecko-Polskie Towarzystwo w Brandenburgii, Centrum Kultury w Chojnie i "Gazeta Chojeńska". Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych 27 stycznia o 18 do sali widowiskowej Ratusza! Wstęp wolny. Nazajutrz, w środę, film wyświetlony zostanie w teatrze UBS w Schwedt.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska