Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 09 z dnia 03.03.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Za rok kolejne podróże
Jak wędrowny ptak
Kiedy mosty w Siekierkach przestaną dzielić?
755 lat Gryfina
Stara Widuchowa i jej piewca
Chojna zasługuje na muzeum
Tam, gdzie pieprz rośnie (2)
Konkursy przedmiotowe - czekamy na następnych
Orlik nie orzeł

Tam, gdzie pieprz rośnie (2)

Życie nocne Sherlocka Holmesa
Dziś dalsza część rozmowy z cedyńskim podróżnikiem Andrzejem Kordylasińskim, któremu w Wietnamie ukradziono paszport i kartę pamięci z kilkoma tysiącami cennych zdjęć

Bujne nocne życie Sajgonu
"Gazeta Chojeńska": - Nie wyobrażam sobie, jak mogłeś wpaść na pomysł, żeby szukać złodzieja w miejskiej dżungli, jaką jest Sajgon. To irracjonalny pomysł! Zadanie dla Sherlocka Holmesa!
A. Kordylasiński: - Dopiero kiedy znalazłem hotel i wytargowałem cenę oraz kiedy poprosili mnie o paszport, to spostrzegłem, że nie mam dokumentu. Zacząłem szybko analizować, gdzie mi wsiąkł. Doszedłem do wniosku, że wtedy, gdy przysnąłem przy tym Angliku. Pomyślałem, że może wyrzucił w autobusie. Wybiegłem szukać autokaru. Działałem na początku instynktownie, a potem coraz bardziej przemyślanie. I niby znalazłem kierowcę i autokar, ale okazało się, że to nie ten, a autokar nie "mój".
- To trzeba było dać sobie spokój!
- Cały dzień straciłem na formalności. Ale w nocy postanowiłem prowadzić dochodzenie i pochodzić po knajpach. Dowiedziałem się, gdzie zwykle chodzą biali turyści. Polowałem w dzielnicy I. Odwiedzałem też hotele i pytałem o wytatuowanego Anglika, ale nie wszyscy skorzy byli do udzielania informacji.
- Nie bałeś się wchodzić nocą do podejrzanych knajp?
- Byłem zdeterminowany, bo nie wiedziałem, jak dalej mogą się sprawy potoczyć, gdy nie odzyskam paszportu. Masz rację, że można było mieć obawę, znając legendarną sławę Sajgonu. Tu od dawna - najpierw francuscy legioniści, potem amerykańscy żołnierze, a dziś różni biali siedzą otoczeni gromadą barowych dziewczyn.
- Przy wejściu proponowali ci drinka czy może innego typu rozgrzewkę?
- No... były zabawne sytuacje. Wchodziłem i zaglądając w różne zakamarki, z miejsca komunikowałem, że szukam przyjaciela. A oni: "Mamy dla ciebie przyjaciółkę, zobacz i wybierz". A ja dopowiadam: "Nie, szukam przyjaciela". Więc oni na to: "Nie ma sprawy" i chcą mnie prowadzić gdzie indziej. W międzyczasie zdążyłem przejrzeć gości przy barze.
- Musiałeś zwracać na siebie uwagę, bo takich wybielonych dryblasów u nich za dużo nie ma.
- Co wieczór inaczej się ubierałem, zakładałem inny kapelusz - zrobiłem na tę okoliczność dodatkowe zakupy. Fakt - na południu mieszkają niższego wzrostu Azjaci, ale w Sajgonie jest mnóstwo turystów i tzw. seksturystów, których przyciąga czarna sława Perły Orientu.
- Nie zapraszali cię, żebyś pokazał jakiś numer przy rurze? Widać po zdjęciach, że barmanki były niczego sobie.
- Widzę, że cię to śmieszy. Dziś jest to nawet zabawne, ale wówczas towarzyszył mi stres. Adrenalina wymuszała działania. Tutaj w styczniu mieliście kilkanaście stopni mrozu, a ja tam 30 stopni ciepła. Działałem pod presją. W dzień zwiedzałem, a wieczorami i w nocy śledziłem. Straciłem radość fotografowania. Ale gdy po trzech dniach motywacja siadła, powiedziałem sobie: "Śledzenie to też niezła przygoda". Podjąłem kilka działań. W biurze szukali kierowcy autobusu, a hotelarz pomagał mi obdzwaniać biura turystyczne. Starałem się myśleć jak ten Anglik. Próbowałem skontaktować się z pół-światkiem, aby na czarnym rynku odkupić i paszport, i karty pamięci.
- To poznałeś nie tylko stręczycieli, lecz i paserów?
- To nie takie proste. Pytałem o czarny rynek, a oni nie potrafili mi go wskazać, bo w Wietnamie wszystko jest jedną wielką szarą strefą.
- Ale w końcu dorwałeś tego gościa.
- Przypadkiem, podczas zwiedzania w dzień sąsiedniej dzielnicy. Patrzę - znam typa! Złapałem go za rękę i lekko odskoczyłem. Był zdziwiony, że mnie widzi i lekko zmieszany. Udawał, że nie wie, o co chodzi.
- Powiedziałeś mu, że go rozpracowałeś i się nie wymknie Sherlockowi?
- Zaproponowałem mu układ. Zwróci mi rzeczy - dostanie kasę. Cały czas się wypierał, ale wyraźnie sugerował, abym sprawdził jeszcze w autobusie.
- To może nie on?
- Jak to nie! Jak dawał mi wizytówkę, to z kieszeni wyjął 100 hongkońskich dolarów. To były te moje z saszetki! No i po zachowaniu poznałem gada.
- Nie trzeba było dać cynk na policję?
- Myślałem o tym, ale... Po pierwsze, taki fachowiec nie trzyma fantów przy sobie, a ponadto jak udowodnisz, że papierowa stówa jest twoja? Aby dostać specjalne zaświadczenie, napisałem policjantom tylko, że kradzież zauważyłem w dzielnicy I. Inaczej nie przeszedłbym procedury, bo nie wiadomo byłoby, który komisariat ma mi wystawić kwit. Takiemu typowi zależy na pieniądzach, więc dałem mu wizytówkę i czekałem na ofertę! (cdn.)
Rozm. Tadeusz Wójcik, fot. Andrzej Kordylasiński

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska