Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 13 z dnia 31.03.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Kolos dla Klonowskiego
Były przewodniczący nowym wiceburmistrzem
Urząd Pracy pod lupę
Swobodnie o Swobnicy (4)
Jeszcze raz o muzeum w Chojnie
Zmiana warty w Moryniu
Mamy pomysły i entuzjazm
700 tys. na dziury
Kiedy specjaliści w Chojnie?
Tam, gdzie pieprz rośnie (5)
Sport

Tam, gdzie pieprz rośnie (5)

W rytm gongów
O rytualnym tańcu na grobach przodków plemienia Mnongów z Wietnamu opowiada Andrzej Kordylasiński z Cedyni

Tradycyjny zespół laotańskiego plemienia Mnongów
Piję z tych dzbanów. Na rogach, symbolizujących kły słoni, jest krew. Nagle widzę obcięte nogi, chyba bawoła, i wtedy czuję, jak wszystko, co zjadłem i wypiłem, zaczyna mi się cofać
"Gazeta Chojeńska": - Ostatnie zdjęcia z psiną w misce trochę szokowały. Czy natknąłeś się jeszcze na jakieś niespotykane u nas osobliwości przyrodnicze czy obyczajowe? Słyszałem, że kiedyś słoni używano tam jako zwierząt pociągowych.
- Raz wybrałem się do miejscowości Buon Ma Thot, gdzie wypożyczyłem motor - w przeliczeniu na nasze za kilkanaście zł dziennie. Nabawiłem się kataru i miałem małą kolizję, ale dojechałem w tak piękne miejsca... jak z bajki. Biały człowiek z długim nosem budził tam sensację. Na kilka dni udałem się na wycieczkę do parku narodowego niedaleko granicy z Laosem.
- Szukałeś dzikich słoni?
- Nie zobaczyłem, bo tam obecnie jest ich tak mało, że w dżungli z lupą ich szukać! Ale pojeździłem na oswojonych z przeprawą przez rzekę. Kolejnego dnia szukałem grobu myśliwego, który zabił 444 słonie. Obejrzałem, obfotografowałem i słyszę dziwne, rytmiczne dźwięki. Jakieś motory co chwila jadą, jacyś ludzie... Podeszła do mnie dziwna z wyglądu dziewczyna, jakby była na haju i pokazuje, że mam gdzieś iść.
- Liczyłeś na egzotyczne obrzędy z dziewczynami?
- Pomyślałem, że w wiosce mają jakieś święto. Podjechałem z kilometr, a tu na cmentarzu wokół grobu pełno ludzi. No i przeżyłem szok! Obrzęd mickiewiczowskich dziadów po wietnamsku.
- Rytualne tańce, duchy i ofiary dla nich?
- Dokładnie. Tylko jedzenie i alkohol były dla żywych. To był klanowy obrzęd laotańskiego plemienia Mnongów. Płakali, jedli, pili na grobach, ja z nimi. Twarze tych ludzi pamiętam do dziś i słyszę te metalowe gongi.
To był niczym chocholi taniec przy metalowych gongach, w które uderzali pałkami. Coś, co pozostawia ślad w pamięci i chyba w psychice
- Jak to zrobiłeś, że jesteś na zdjęciach?
- To jest taki mój patent. W trudnych sytuacjach, gdy nie wiadomo, czy można robić fotki, dajesz aparat, pokazujesz działanie i nastawiasz na automat. Oni zaczynają się bawić, robić sobie zdjęcia - od razu oglądając się na monitorku, a na karcie pamięci wszystko się zapisuje. Ja w tym czasie tańczę wokół grobu, piję jakieś napoje... W pewnym momencie robi mi się ciemno przed oczami i padam. Na szczęście to była słabość krótkotrwała. Musieli mnie poczęstować jakąś nieziemską mieszanką. (cdn.)
Rozm. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska