Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 18 z dnia 05.05.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Absolutoria w kolejnych gminach
W przygranicznym biznesie iskrzy
Hala w Osinowie to nie targowisko
Ma talenty
Udawali policjantów
Tam, gdzie pieprz rośnie (8)
Biegamy i maszerujemy
Sport

Tam, gdzie pieprz rośnie (8)

Biedni, ale efektownie ubrani z plemienia Xa Pho. Nie dali sobie zrobić zdjęcia, ale przyszli na targ do sąsiedniej wioski Tajów.
Agroturystyka po wietnamsku
Jak żyją wietnamscy górale - opowiada Andrzej Kordylasiński

- Trochę cukierkowo opisujesz swoje spotkania z górskim plemieniem Hmongów. Byli tacy przyjaźni?
- Byłem też rozczarowany. Jest tam wiele plemion górskich i nie wszędzie przyjmowano mnie z otwartymi ramionami. Niektórzy zachowywali się dziwnie. Kiedyś chciałem zobaczyć, jak żyją prawdziwi biedacy. Ruszyłem na wyprawę do plemienia Xa Pho. Wiedziałem, że to najbiedniejsze i o najniższym poziomie rozwoju plemię. Wioska leżała w trudno dostępnym miejscu na grzbiecie góry. Nim doszedłem, zobaczyły mnie dzieci. I wrzask, a potem chodu do lasu, jakby diabła ujrzały.
- Może w swoim zielonym uniformie wyglądałeś jak Marsjanin albo górski rozbójnik?
- Wyglądałem inaczej niż one, ale dlaczego się mnie bały? Już w samej wiosce chowały się do chat przede mną. Były tam prawie same kobiety i dzieci.
- A chłopy pewnie na rybach lub polowaniu?
- Trudno dociec, bo przecież nie szło popytać. Wszedłem do jednej chaty, coś tam pohandlowałem, fotki zrobiłem i trzeba było się wycofać, bo jakoś zrobiło się nieprzyjemnie. Mimo późnej pory musiałem szukać schronienia w innej wiosce. Do dziś zachodzę w głowę, dlaczego tak mnie chłodno przyjęli. Może mieli złe doświadczenia z białymi, a może byli prześladowani podczas wojny lub tuż po? A może kultura taka hermetyczna? Należę do tych, którzy lubią rozumieć to, co widzą.
- Nie możesz się dziwić, bo pewnie w Cedyni czy Chojnie też nie wszyscy cię lubią.
- Tylko bez aluzji! Ale żeby tak przestraszeni byli i tacy nieufni? Fascynuje mnie obserwacja ludzi, poznawanie ich kultury, zrozumienie uwarunkowań, w jakich żyją. Staram się być otwartym, a tam natrafiłem na taki mur.
- Ale schronienie w końcu znalazłeś?
- Na sąsiedniej górze za rzeką w wiosce Tajów - w Muong Bo. Już po ciemku odnalazłem nauczyciela w wiosce, a on pokazał mi dom, gdzie można przenocować. Wioski mniejszości etnicznych często dostają pieniądze, aby takie budować.
- Czyli taka agroturystyka?
- Coś w tym rodzaju - taka plemienna. Padłem na posłanie. Było ono u góry, na bambusowej podłodze poddasza, a na dole małe, czarne wietnamskie świnie. Śmierdziały wybornie. Mocno zmęczony i podduszony tą narkozą już zasypiałem, a tu nagle jakaś Tajka wyciąga mnie z legowiska.
- Młoda była?
Młodzież z plemienia Xa Pho. Członkowie tej etnicznej mniejszości są bardzo hermetyczni i nie wchodzą w związki małżeńskie z obcymi. Plemieniu grozi wyginięcie, zostało ich już niewielu.

- Oj, masz lubieżne skojarzenia. Tym razem chodziło o jedzenie. Na nic były moje protesty, że zmęczony jestem. Ona ze łzami w oczach stała i pokazywała, że muszę wstać i jeść.
- Znamy przysłowiową wschodnią gościnność, a tu chyba trafiłeś na jeszcze dalej posuniętą dalekowschodnią. Czy - tak jak u Rosjan - butelka na stole się pojawiła?
- Owszem, gospodarz postawił ryżówkę, ale najważniejsze było jedzenie: jakaś brukiew gotowana, ryż, kurczak i mięso. Ucztowała ze mną cała rodzina: mąż, żona i dwójka dzieci.
- A rodziny tam liczne?
- Takie jak mówię. Wietnamczycy mają z reguły po jednym dziecku, bo podobnie jak w Chinach, istnieje tam kontrola urodzeń.
- Ale - jak stwierdziłeś - mają tam swoje zwyczaje, kulturę i pewnie opierali się wpływom przymusowej cywilizacji.
- Długi czas byli odizolowani. Kultywują własną tradycję. Plemiona nie mieszają się raczej ze sobą. Byłem świadkiem, jak podczas Bożego Narodzenia pod kościołem rozdawano używaną odzież. Chłopaki dostali dżinsy. Byli niezwykle zadowoleni, mierzyli, podziwiali, radość aż z nich tryskała.
- To już nasze obrazki.
- Niestety tak, i mam świadomość, że jak będę w Wietnamie po 10 czy 15 latach, to już nie zobaczę mężczyzn w barwnych, ręcznie robionych koszulach, tylko w dżinsach i katanach. Jest grupa handlarzy, którzy żyją z turystów. Nagle mają pieniądze, dużo pieniędzy jak na tamte warunki. To szok kulturowy. Teraz będąc w górach, zapisałem w swoim dzienniczku: "Jest jak przed wiekami". Chyba po kilku latach ten zapis będzie nieaktualny.
Rozm. Tadeusz Wójcik, fot. A. Kordylasiński

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska