Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 34 z dnia 25.08.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Program Dni Integracji, Przyjaźni i Ekumenizmu w Chojnie
Odzyskiwanie Odry
Projekty na 13 mln
I tak było pięknie
Skrzynka pełna dziwolągów
Uhuru dwa razy we Francji
Na koniach szlakiem zakonów
Sport

Skrzynka pełna dziwolągów

W nr. 31-32 w artykule "Radni przeciw zwolnieniu radnego" zrelacjonowałem głosowanie Rady Miejskiej w Chojnie nad wnioskiem dyrektora Centrum Kultury o zgodę na zwolnienie z pracy Sławomira Błęckiego, który jest także radnym. Tekst był suchy i bez komentarza. Jeśli ktoś mógł poczuć złość, to dyrektor CK, bo przytoczyłem więcej zarzutów wobec niego niż wobec Błęckiego, co odzwierciedlało przebieg sesji. Jednak urażony poczuł się Błęcki, czemu dał wyraz w ostatnim numerze tzw. "Chojeńskiej Gazety Skrzynkowej" w tzw. liście do tzw. redakcji. Specyficznej wrażliwości radnego nie warto byłoby komentować, gdyby nie fakt, że radny Błęcki świadomie kłamie.
Parę osób ze zdziwieniem pyta mnie, co tak dotknęło Błęckiego w moim tekście, bo oni niczego takiego tam nie widzą. Nie widzę i ja, więc sądzę, że ta nerwowa reakcja nie wiąże się z samym artykulikiem. Potwierdza to sam Błęcki, żaląc się ryczałtem za wszystkie nasze polemiki z ostatnich lat - te na łamach i poza nimi. A co go boli naprawdę, to wyjaśnia na końcu: domaga się od gmin, by ogłoszenia publikowały w "Skrzynkowej", a nie w "Gazecie Chojeńskiej". Wywody swe uzasadnia żenująco. Błęcki przede wszystkim obraża siebie i własną inteligencję, bo jeśli traktuje "Skrzynkową" jako normalną gazetę, to daje tym samym fatalne świadectwo swego rozsądku i swej wizji życia publicznego, w tym prasy. Można mu jednak gratulować tupetu.

W normalnych, cywilizowanych krajach bezpłatnie rozdawane gazety w ogóle nie są brane pod uwagę przy zlecaniu urzędowych ogłoszeń. Jest to zupełnie inny rodzaj prasy, która nigdzie nie pretenduje do porównywania się z gazetami kupowanymi przez czytelników. Jest bowiem oczywiste, że 5 tysięcy nakładu podrzucanego za darmo pod drzwi nie mówi nic o poczytności, bo wiele osób wszystkie ulotki i reklamówki uważa za śmieci i bez zaglądania wrzuca do kosza. Zupełnie inaczej, gdy ktoś co tydzień dobrowolnie płaci 2 złote za gazetę - nie po to, by ją zaraz wyrzucić, lecz by przeczytać. Od 20 lat ludzie płacą, żeby przeczytać to, co piszemy w "Gazecie Chojeńskiej". Błęcki swoje teksty w "Skrzynkowej" wciska ludziom za darmo, a mimo to nawet jego najbliżsi koledzy nie bardzo chcą czytać. Nie może tego przeboleć. Dlaczego jednak w bezsilnej złości kłamie i pisze, że nasza gazeta ma znaczne zwroty? To bzdura wyssana z palca. Drukujemy co tydzień 2 tysiące egzemplarzy, które mieszkańcy powiatu KUPUJĄ. Na tle rynku prasowego zwroty mamy znikome: poniżej 10 procent. To wszystko jest do sprawdzenia.
Można zapytać, dlaczego w takim razie starosta Wojciech Konarski zleca "Skrzynkowej" płatne ogłoszenia. Cóż, widocznie nie jesteśmy jeszcze krajem normalnym. Zresztą odpowiedź jest łatwa: starosta odwdzięcza się "Skrzynkowej" za to, że publikuje mu w każdym numerze jego felietony opatrzone zdjęciem. Żadna prawdziwa gazeta tego by nie robiła, niezależnie od stopnia sympatii do Konarskiego. Po prostu w demokratycznym świecie gazety nie promują w ten sposób prominentnych polityków.

Jednym z ważnych zadań każdej władzy jest układanie zdrowych stosunków z mediami, także tymi bardziej krytycznymi. Gdy zamiast tego władza próbuje tworzyć własne gazety lub faworyzować ulubione, to kończy się to dla niej w opłakany sposób (patrz los PiS-u po romansie z Telewizją Trwam i Radiem Maryja). Krótka była też polityczna kariera innego starosty, który do promowania się wybrał sobie gazetę wydawaną przez burdel. Decydowało tylko to, że go nie krytykowała.

Błęcki udaje, że "Skrzynkowa" jest normalną gazetą, choć nie próbuje tego udawać nawet jej redakcja, zapychając dziury materiałami przysyłanymi przez organizatorów różnych imprez lub kopiując z internetu, nawet bez poprawienia błędów ortograficznych i gramatycznych. Każda gazeta korzysta z tekstów i zdjęć dostarczanych z zewnątrz, ale traktuje je jako surowy materiał, a nie jako gotowiec kierowany żywcem do druku metodą "kopiuj i wklej". Najistotniejsze są materiały własnych dziennikarzy, którzy najpierw uczestniczą w wydarzeniu, a potem piszą relację. Listy do redakcji nigdy nie zastąpią materiałów własnych. Bez tego gazeta nie jest gazetą. Jeśli informowanie o funkcjonowaniu władz Chojny "Skrzynkowa" opiera wyłącznie na agresywnych "listach" pisanych regularnie przez opozycyjnych radnych, bez wysilania się redaktorów, by samemu przyjść na sesję - to jest to antygazeta.

Najpierw nazwać poglądy, a potem ich bronić
Błęcki może mojemu tekstowi zarzucić jedno: że pominąłem sprawę najbardziej drażliwą, czyli jego poglądy. Otóż radni bronili go, mówiąc, że nikogo nie wolno prześladować za poglądy - i ja w pełni się zgadzam. Ale dla elementarnej przejrzystości należało te poglądy przynajmniej z grubsza nazwać, czego radni nigdy nie zrobili. W nr. 49 z grudnia 2007 r. w tekście pt. "Różne oblicza antysemityzmu" napisałem wyraźnie (jest to w naszym internetowym archiwum), że radny Błęcki w "Skrzynkowej" głosi poglądy antysemickie. Zdania nie zmieniłem. Jego poglądy pokrywają się z przedrukowywanymi w każdym numerze felietonami Stanisława Michalkiewicza, czasem nawet trzema jednocześnie. To guru polskich antysemitów, ksenofobów i ludzi owładniętych obsesją antyniemiecką. Jestem przekonany, że to Błęcki (fan Młodzieży Wszechpolskiej) jest pasem transmisyjnym między "Skrzynkową" a Michalkiewiczem. Idol Błęckiego notorycznie w "Skrzynkowej" określa poszerzenie Unii Europejskiej o Polskę jako anschluss, a Angelę Merkel jako Katarzynę Wielką, zaś Polaków niepodzielających takich poglądów nazywa folksdojczami. O polskiej polityce zagranicznej pisze, że to "spółka folksdojczów z Żydami", o europosłach - "faszyści z tzw. Parlamentu Europejskiego". Unijną Agencję Praw Podstawowych, analizującą m.in. przejawy rasizmu, ksenofobii, homofobii i antysemityzmu, Michalkiewicz określa jako "centralę gestapo". Lansuje też klasyczny antysemicki mit, że Żydzi są winni całemu złu na świecie. Kuriozalnie wygląda tuż obok tekst radnego Sejmiku Województwa - gryfinianina Pawła Muchy pt. "W sprawie politycznej przyzwoitości". Ale o przyzwoitości Michalkiewicza Mucha nie pisze ani słowa. Liczy się tylko to, że ma się gdzie promować.

Wolność słowa to także wolność głoszenia idiotyzmów. Tyle że inaczej jest, gdy takie felietony pojawiają się na ostatnich stronach jakichś gazet, a inaczej, gdy - jak w "Skrzynkowej" - na prestiżowej stronie trzeciej, co sugeruje, że odzwierciedlają poglądy redakcji i wyznaczają jej linię ideową. W każdym numerze na sąsiedniej, drugiej stronie, poglądy Michalkiewicza chcąc nie chcąc firmuje swymi tekstami i twarzą starosta Konarski, który przecież - jako członek PO - w terminologii Michalkiewicza występowałby jako folksdojcz. O partii starosty felietonista "Skrzynkowej" pisze, że "przejęła rolę PZPR, która za komuny pełniła u nas rolę sowieckiego prokurenta". Innymi słowy: PO to zdrajcy działający na zgubę Polski. Ciekawe, jak radzi sobie z takimi epitetami inny "folksdojcz" (bo też z PO) - Rafał Skrzypek, klubowy kolega Błęckiego w Radzie Miejskiej.

Kwestii poglądów nie może rozstrzygać kodeks pracy. A kodeks karny? Też mam poważne wątpliwości, dlatego skłaniam się ku temu, że nawet za tzw. kłamstwo oświęcimskie (czyli publiczne zaprzeczanie Zagładzie Żydów) sądy karać nie powinny. Rzecz jasna dyrektorzy domów kultury czy szkół nie muszą zatrudniać danej osoby (chyba że zmuszają ich do tego przełożeni). Ale w społeczeństwie obywatelskim to rodzice mają rozstrzygać, czy chcą, by wychowawcą lub katechetą ich dziecka był antysemita i ksenofob. Zapewne większość rodziców uznałaby, że działoby się to z krzywdą dla psychiki ich dziecka. Ale najpierw powinni podjąć wysiłek przyjrzenia się poglądom wychowawcy. Gdy głosi je publicznie, to wyrobienie sobie zdania nie jest trudne. Natomiast jeśli rodzice podejmują się obrony bez takiego rozeznania, to postępują nieroztropnie.

Tekst ten nie jest polemiką z Błęckim. Jest skierowany do grupki nieco skołowanych osób, które uważają, że w Chojnie są dwie normalne gazety. Nie ma. "Skrzynkowa" to wydawnictwo reklamowe skrzyżowane z politycznym biuletynem starosty i jego chojeńskiego zaplecza oraz tubą ksenofobów i antysemitów. Szanowny panie starosto, szanowni radni i nieliczni przedsiębiorcy reklamujący się w "Skrzynkowej"! Przestańcie powtarzać, że nie czytacie Michalkiewicza i Błęckiego. W końcu choć raz ich przeczytajcie i zdecydujcie, czy chcecie to nadal firmować swą twarzą i nazwiskiem.
Robert Ryss

Zainteresowanych odsyłam do tekstu "Różne oblicza antysemityzmu": www.gazetachojenska.pl - archiwum, rok 2007, nr 49

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska