Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 39 z dnia 29.09.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Laboratoryjna droga przez mękę
Jabłko zamiast chipsa
Rosja czeka
Nasza młodzież w euroregionie
Premiery w UBS
Teatry już w akcji
Alkohol na okrągło?
Nigdy więcej?
Sport

Nigdy więcej?

W niedzielę 20 września, wraz dwoma zawodnikami z naszego klubu biegowego KB Hermes, wystartowałem w największej biegowej imprezie Europy, czyli Maratonie Berlińskim. Wszyscy byliśmy debiutantami, więc był to dla nas prawdziwy chrzest biegowy i pewna nobilitacja dla długodystansowca-amatora. Maraton Berliński to nie tylko bieg, to potężna instytucja, potężne przedsięwzięcie organizacyjne, spory biznes i przede wszystkim niesamowita impreza. Komuś, kto tego nie widział, trudno wytłumaczyć, jak na starcie może stanąć 41 tys. uczestników, co się potem dzieje, jak organizatorzy sobie z tym radzą. W tym roku padł kolejny rekord, bo do Berlina przyjechali zawodnicy ze 122 krajów. Niesamowita mieszanka języków, kolorów skóry, ubiorów, zwyczajów itp. Tylko to warto zobaczyć. A na trasie? Prasa podaje, że było milion kibiców. A co oni wyprawiają? Tańczą, śpiewają, biją w bębny, trąbią, krzyczą, gwiżdżą, a przede wszystkim klaszczą i dodają otuchy tym, którzy przez 2, 3, 4, 5 lub 6 godzin uklepują nogami asfalt. Niezliczona ilość transparentów, narodowych flag, napisów. Poza tym była to ostatnia niedziela przed wyborami parlamentarnymi, więc biegło się ulicami przypominającymi galerię obrazów w muzeum.

Co z nami? Wszyscy dobiegliśmy, ale ciężko zgrzeszyłbym mówiąc, że było lekko i pięknie. Nawet nie ma sensu opisywać w szczegółach tych wrażeń, bo może to zrozumieć tylko maratończyk, który biegał pierwszy raz. Najgorszy jest piekielny stres, że się nie dobiegnie i przynajmniej rok przygotowań pójdzie wniwecz. To tak, jakby alpinista musiał 10 metrów przed szczytem skapitulować. Wszyscy byliśmy bliscy tego. Jurek Kołaczyk z Morynia musiał skorzystać z masażu, ja chyba tylko cudem skończyłem, bo miałem już totalne skurcze łydek (zatrzymywałem się kilkakrotnie na automasaż), a nasz "młodzik" - student z Gryfina Olek Ludwiniak po biegu długo miał ciemno w oczach. Byłem tak padnięty, że nawet na mecie się nie cieszyłem, a zawieszony na szyi medal ważył chyba ze 2 kg. Gdy spotkaliśmy się po biegu, każdy oświadczył: nigdy więcej! No tak, ale na następny dzień, gdy wymienialiśmy telefonicznie wrażenia, już to stwierdzenie się nie pojawiało.

Dwie godziny po biegu przed siedzibą parlamentu. Od lewej: A. Ludwiniak, T. Wójcik i J. Kołaczyk
Wyniki? Wygrał już po raz czwarty najlepszy obecnie maratończyk świata - Etiopczyk Haile Gebreselassie w czasie 2 godz. 6 min. 8 sek. Chciał poprawić swój dotychczasowy rekord 2:03,59, lecz też na 35. kilometrze dopadł go kryzys i musiał zwolnić. W Berlinie jak na tę porę roku było bardzo gorąco. Gdy dobiegaliśmy, temperatura dochodziła do 25 stopni w cieniu. Optymalna dla maratonu to 12-14 st. To chyba było podstawową przyczyną naszych kłopotów, bo gdy organizm wydziela więcej potu, to wydala więcej makro- i mikroelementów. Potem ich niedobór zakłóca metabolizm. Jak się okazuje, nie tylko my mieliśmy przeboje, bo parę tysięcy uczestników nie ukończyło biegu.
Olek jak na debiutanta pobiegł rewelacyjnie, bo z czasem 3:09,00 sklasyfikowany został na 1 953. miejscu, ja miałem 4:21,11, co dało mi 21 026. pozycję, a Jurek z czasem 5:17,24 był 32 383.

Według wskazań mojego pulsometru spaliłem 2 872 kalorie przy średnim tętnie 163 na min. Przeliczając na banany, spaliłem ich około 3 kg lub 1,8 kg kurczaka. Gdybym odżywiał się tylko piwem, musiałbym zamówić 12 dużych.
Tadeusz Wójcik

PS. Na maraton w Berlinie trzeba zgłaszać się dużo wcześniej. My zgłosiliśmy się już w marcu. Wtedy jest niższa opłata (80 euro). Chyba na 3 miesiące przed startem już jest lista zamknięta.

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska