Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 10 z dnia 09.03.2010

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Dolina Miłości przed wielką szansą
Włóczykij u celu
Kolejni kandydaci
Zmiana szefa policji
Ile jest kultury w domach kultury?
Moryń w Szczecinie
Europejskie kontakty szkół
Mniej na kąpielisko
Nowy szef KRUS-u
Intuicja i wiedza
Niemcy podarowali stroje Czciborowi
Sport

Intuicja i wiedza

- Od kiedy Pani maluje?
- Od zawsze mnie to bawiło i interesowało. Pamiętam jedną z pierwszych lekcji rysunku w chojeńskim ogólniaku, gdy nauczyciel Danisz pozbierał prace i po przeglądnięciu odłożył kilka, moją na wierzch i powlepiał wszystkim dwóje. - Te prace są ładne, ale dostajecie dwóje - powiedział. - Dlaczego? - zapytałam. - Ty Krakowiak, powinnaś wiedzieć, dlaczego - odrzekł. Miał rację. Odwaliłam parę rysunków, zresztą niezupełnie bezinteresownie, bo koleżanki dawały ściągnąć z innych przedmiotów. Tak się złożyło, że te wątki z rysunkami odrodziły się i doczekały się epilogu po kilkudziesięciu latach.

Chojeńska malarka-amatorka Krystyna Krakowiak-Jędruszkiewicz od pewnego czasu prowadzi zajęcia w Centrum Kultury w Chojnie. - Nie traktuję tego zarobkowo - mówi. Chciałam wszystko robić za darmo, lecz był problem z rozliczeniem materiałów, więc zgodziłam się pobierać symboliczną kwotę.
We wtorki i soboty przez pracownię plastyczną przewija się mnóstwo dzieci. Przychodzą też i dorośli. Pani Krystyna oraz druga instruktorka mają pełne ręce roboty. Dzieci rysują, malują, kleją, lepią, wycinają itd. Są chętne, chłonne i ciekawe. Wciąż pytają, podpatrują, tryskają radością, gdy pani je pochwali lub wystawi pracę w widocznym miejscu. Chciałyby jej dorównać i dopytują się, kiedy będą mogły popróbować trudniejszych technik. - Nawet nie znam tych wszystkich dzieciaków - mówi pani Krystyna. Przychodzą, siadają przy stoliku i coś robimy. Jest to przede wszystkim forma zabawowa. Uczą się bawiąc, a ja im podsuwam różne pomysły, poprawiam, inspiruję do działania.
Wróćmy jednak do wątku malarskiego hobby naszej bohaterki. Powiedziała, że zdolności artystyczne odziedziczyła po ojcu. - Tata był niesamowity - wspomina. - Wszystko potrafił zrobić: meble, wieszaczki, zabawki, buty. Szyć też potrafił. Miał złote ręce i praktycznie nic nie trzeba było kupować. Brat Rysiek też jest bardzo uzdolniony pod tym względem. Ja malowałam po amatorsku takie różne obrazki, przeważnie akwarele. Nawet część sprzedałam. Sporo kupili Niemcy, bo to były ładne prace, starannie oprawione. Pracując zawodowo, nie miałam zbyt dużo czasu i za malowanie brałam się sporadycznie. To się zmieniło trzy lata temu, gdy był zjazd w liceum. Przyjechała między innymi moja wychowawczyni (wtedy nauczycielka języka rosyjskiego) Urszula Juszkiewicz, a obecnie pani z tytułem profesorskim jednej z lubelskich uczelni. Były też koleżanki, które porobiły kariery zawodowe, np. ordynator kliniki ginekologicznej. Zaprosiłam je do siebie i po obejrzeniu moich obrazów zgodnie orzekły, że to jest skandal, iż ja ich nie pokazuję, siedzę w domu i się ukrywam. Postanowiły, że będą mnie mobilizować do pracy i sponsorować. No i tak to się zaczęło. Wystawa, którą zorganizowaliśmy na ubiegłoroczne Dni Integracji w Chojnie to ich zasługa. Ramy, farby i inne materiały miałam dzięki sponsoringowi. Mało tego, pani Juszkiewicz zaczęła mi podsyłać fachowe podręczniki, albumy, książki o malarzach itp. Pochłaniałam tę fachową literaturę i szybko sobie przyswoiłam sporo wiedzy, bo jak się człowiek czymś interesuje, to łatwo wchodzi do głowy. Niektóre rzeczy, techniki wcześniej intuicyjnie łapałam, lecz nie wiedziałam, jak je nazwać czy opisać. Teraz te specjalistyczne terminy są mi bardzo przydatne, bo czytając, wiem, o co chodzi.

Podczas naszej rozmowy pani Krystyna zadziwiła szeroką wiedzą ogólną i specjalistyczną, odsłaniając wiele tajników malarskiego warsztatu, nieszablonowych spostrzeżeń. Z pasją opowiada o efektach (nieraz niezamierzonych), o swoich zachwytach, gdy obserwuje przesuwające się cumulusy bądź galopujące konie. W pracowni, gdzie prowadzi zajęcia, wyeksponowano ponad 40 jej prac, które pozostały od wystawy. Powstają też nowe. Właśnie zatrzymujemy się przy starannie dopracowanej głowie konia. - Głowa jest najtrudniejsza - mówi. Teraz mogę przymierzyć się do całej dynamicznej sylwetki - dodaje.
Obecnie po pierwszej poważnej wystawie postanowiła, że będzie pokazywać obrazy na różnych lokalnych przeglądach, aby - jak mówi - ludzie zobaczyli, a ja będę się mogła porównać z innymi twórcami.
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska