Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 11 z dnia 16.03.2010

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Kolejny protest antyatomowy
Włóczykij integracyjny
Wystartuję
Ciocia trochę niedzisiejsza
Do wzięcia kolejne pieniądze dla wsi
Proboszcz rekordzista
Kochać i wymagać
Sport

Kochać i wymagać

Ogólnopolski program wspierania umiejętności wychowawczych rodziców i nauczycieli funkcjonuje w naszym kraju od ponad 10 lat. Popularnie zwany jest szkołą dla rodziców. Jego prekursorką w Chojnie była ówczesna dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej Elżbieta Pokidańska, która w Warszawie uzyskała uprawnienia koordynatora programu, a potem szkoliła innych pedagogów. Obecnie idea ta trafiła pod strzechy. Niedawno zakończyła się pierwsza edycja szkoły dla rodziców w chojeńskiej podstawówce. Prowadzona była przez pedagogów: Halinę Szczygieł i Ewę Mróz. Uczestniczyły w niej mamy uczniów. Na warsztaty przeznaczono 40 godzin (cotygodniowe spotkania po 4 godz.). Frekwencja nie była oszałamiająca, bo do końca dotrwało 5 osób, lecz są one entuzjastycznie nastawione do tego rodzaju wychowawczej edukacji i z pewnością druga edycja, która ruszyła już 9 marca, będzie dużo liczniejsza. Panie solennie zapewniały, że będą działać na rzecz propagowania kursu, który ich zdaniem powinien ukończyć każdy z rodziców.
Mówi współprowadząca zajęcia Halina Szczygieł: - Mottem programu jest hasło "Wychowywać to kochać i wymagać". Są różne części, w zależności od potrzeb. My realizowaliśmy pierwszą część, traktującą o budowaniu właściwych relacji między rodzicami a dziećmi. To nie jest, jak niektórzy błędnie sądzą, terapia dla rodziców, ale wymiana doświadczeń, ćwiczenia i scenki. Bycia rodzicem można się nauczyć, wykorzystując odpowiednią wiedzę. Adresatami programu są nie tylko rodzice i nauczyciele, lecz także księża, policjanci, wychowawcy domów dziecka czy pracownicy pomocy społecznej. Bazowałyśmy na sprawdzonych wzorcach i lekturach - kanonach, a w szczególności na książce A. Faber i E. Mazlish. Jedna z części, która nas najbardziej interesowała, nosi tytuł "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły". Na naszych warsztatach chyba najważniejsze było to, że obecne tu osoby potrafiły się otworzyć, że nie poruszałyśmy jakichś wydumanych problemów i wreszcie to, że każdy mógł przetestować nabytą tutaj wiedzę. Zresztą niech same panie podzielą się spostrzeżeniami.

Oto kilka wypowiedzi rodziców: - Jak pani Halina wcześniej zaznaczyła, to nie było nic sztucznego, wydumanego. Wszystkie jesteśmy matkami i nabytą wiedzę zaraz wprowadzałyśmy w życie, a potem dyskutowałyśmy, jak to wyszło i czy się sprawdziło. Następnie była analiza, dlaczego moje dziecko zareagowało tak, a inne inaczej. Gdzie był błąd, dlaczego reakcje nie były identyczne.
- To wszystko, czyli nabyta wiedza, przynosi efekty. Ja np. już teraz wiem, że gdy "zjechałam" córkę, to zrobiłam źle, że to wywołało odmienny skutek od zamierzonego. Nie mogłam się powstrzymać od tej reakcji, chociaż zdaję sobie sprawę, że popełniłam błąd. Być może drugi raz tego nie zrobię.
- Wykonywałyśmy tutaj ćwiczenia na sobie i o dziwo, gdy znajdowałyśmy się w jakiejś niekomfortowej sytuacji, to reagowałyśmy podobnie jak dzieci. Trzeba też zrozumieć, że nie możemy odnosić pewnych doświadczeń wychowawczych do siebie, bo ja tak miałam, bo mnie tak wychowywano, za moich czasów to było tak czy tak, więc moje dziecko musi robić podobnie. Kanony wychowawcze też się zmieniają. Trzeba sobie uświadomić, że nie zawsze ja mam rację. Podane w książce przykłady niewiele dają, gdy się ich dogłębnie nie przerobi, przedyskutuje, przepracuje. Gdy Ewa (pedagog) powiedziała mi o tej szkole i o książce, to szybko ją przeczytałam, żeby móc lepiej zrozumieć swoje dziecko. Podane tam przykłady wydawały mi się sztuczne, nieprawdziwe. Tutaj z początku, gdy odgrywałyśmy jakieś scenki, to też tak to odbierałam. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest głupie, że to działa. Można było to sprawdzić na swoim dziecku i uzyskać pozytywny efekt. Najgorsze jest to, że rodzice mówią nieraz: "To jest moje dziecko i nikt nie będzie mnie uczył, jak mam je wychowywać, bo ja jestem tu autorytetem". Gdy zaproponowałam warsztaty mojemu mężowi, to powiedział: "Po co? Przecież ja to wszystko wiem!". Może tak być, że wszystko pójdzie zgodnie z naszymi wyobrażeniami o dobrym wychowaniu, ale może być też inaczej, że dziecko pójdzie inną drogą i wtedy wiedza będzie nam bardzo potrzebna.
Pedagog szkolny Ewa Mróz: - Zanim zaczęłam prowadzić tę szkołę, to wcześniej jako rodzic też w niej uczestniczyłam, aby się doskonalić i przede wszystkim zrozumieć swoich trzech synów. To było tak cenne i fajne, że stałam się gorącą entuzjastką i propagatorką tego programu.
H. Szczygieł: - My z Ewą się uzupełniamy, bo ona jest na bieżąco z wychowaniem swoich synów, a ja mam już dwie dorosłe córki. To jest cenne doświadczenie, bo mamy trochę inne punkty odniesienia.

Na spotkaniu z mamami - absolwentkami wspomnianej szkoły długo rozprawialiśmy o wymienionych wcześniej problemach. Panie nadmieniały też o innym pozytywnym aspekcie rodzicielskich spotkań. Poczuły potrzebę wzajemnego kontaktu, luźnych, nieskrępowanych dyskusji, wymiany myśli. Przyrzekały, że w tym gronie będą dalej się spotykać.
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska