Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 15 z dnia 13.04.2010

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Polska tragedia
Siekierki tydzień później
Nikt nie chce smrodu
Absolutorium dla Kitlasa
Wielkanoc z Niemcami
Awans recytatorów
Sport

Nikt nie chce smrodu

Piotr Kajdaniak
Jak parokrotnie informowaliśmy, burmistrz Morynia Jan Maranda na 27 marca zwołał publiczną rozprawę administracyjną w sprawie planowanej fermy norek w pobliżu Starego Objezierza. Miejscowy inwestor Piotr Kajdaniak chce tam utworzyć hodowlę na dużą skalę (150 tys. sztuk w 48 wiatach po ok. 100 m długości). Jak nietrudno się domyślić, natychmiast odezwały się głosy sprzeciwu. Zaprotestowały niemalże wszystkie stowarzyszenia i organizacje w gminie, zawiązał się komitet protestacyjny. Burmistrz zwołał więc otwartą dla społeczeństwa rozprawę, aby wszystkie strony przytoczyły swe argumenty i aby po ich analizie można było podjąć decyzję. Sprawa jest wielce drażliwa w związku z dużym oddziaływaniem inwestycji na środowisko i dotyka wielu mieszkańców.

Rozprawę poprowadził burmistrz, przypominając harmonogram działań. P. Kajdaniak 16 września 2009 r. złożył wniosek o wydanie decyzji o środowiskowym uwarunkowaniu budowy fermy. J. Maranda zwrócił się do instytucji sanitarnych, czy jest potrzeba oceny oddziaływania tej inwestycji na środowisko. Po twierdzącej odpowiedzi wydano postanowienie o potrzebie sporządzenia przez inwestora szczegółowego raportu. Na początku lutego raport przesłano do regionalnego dyrektora ochrony środowiska w Szczecinie i do powiatowego inspektora sanitarnego w Gryfinie oraz upubliczniono, aby każdy zainteresowany mógł wnieść uwagi. Wpłynęły one na piśmie od pięciu podmiotów. Maranda podkreślił, że inwestycja na tak dużą skalę w bezpośredniej bliskości miasta i innych zabudowań to precedens w skali kraju. Stwierdził, że tak wielki zakład nie da zachować czystego powietrza.

Piotr Kajdaniak powiedział, że to duża inwestycja i "trochę smrodu będzie". Tymi słowami wywołał poruszenie na sali, więc uściślił, że smród będzie zanikał 300 m od ogrodzenia. To wywołało salwę śmiechu. Według inwestora na smród nie ma takich norm jak na dźwięk czy zapylenie, a towarzyszy nam on od początku życia. - Nie rzucajmy sobie kłód pod nogi. Mam pozytywną opinię powiatowego inspektora sanitarnego, czego burmistrz nie powiedział. Zobaczymy, jak się wypowie regionalny dyrektor ochrony środowiska - dodał. Uznał, że turystyczny biznes w Moryniu jest iluzoryczny, zaś na jego fermie będzie zatrudnionych co najmniej 60 miejscowych osób.
Wilhelm Brzozowski - przewodniczący komitetu protestacyjnego, a zarazem przedstawiciel Nadleśnictwa Mieszkowice oraz klubu płetwonurków w Moryniu uwypuklił kamuflowanie przekroczeń stężenia amoniaku w raporcie inwestora. Zapowiedział, że postara się uchylić pozytywną opinię powiatowego sanepidu, odwołując się do inspektora wojewódzkiego. Zwrócił też uwagę, że na tak poważnej debacie znajduje się tylko dwóch radnych (J. Domaradzki i J. Wszołek - przyp. red.). To sytuacja nienormalna, żałosna wręcz - dodał. Później sekretarz gminy Jerzy Choroszewicz chciał zatrzeć niemiłe wrażenie tego przytyku, informując, że radni z wielką uwagą i starannością pilotowali sprawę i dwukrotnie wizytowali podobną fermę.

Ryszard Laska - reprezentant Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa powiedział, że jego firma, która ma działki rolne w okolicy planowanej fermy, jest przeciwna tej inwestycji, bo wartość ziemi diametralnie spadnie z powodu uciążliwego sąsiedztwa. Adam Nowiński z Gminnego Stowarzyszenia Turystycznego Tur-Mor zauważył, że najwięcej argumentów przeciwnych budowie zebrał wśród mieszkańców okolic, gdzie takie fermy powstały. Są duże uciążliwości, kłócące się z turystycznym wizerunkiem gminy i zaprzepaszczające wszelkie jej dotychczasowe działania na rzecz ekologii, czystej wody i powietrza. Wojciech Fragstein-Niemsdorff - lekarz weterynarii (prowadzący gospodarstwo agroturystyczne z ok. 20 końmi w pobliżu planowanej inwestycji) też mówił o spadku wartości nieruchomości, a także koniunktury turystycznej. - Intensywna hodowla na dużą skalę jest sprzeczna ze strategią rozwoju tych obszarów. Nadmierna ilość odoru działa szkodliwie - podkreślił, twierdząc, że będą to duże przekroczenia, a w państwach zachodnich w miejscach zorientowanych na turystykę odstępuje się od takich inwestycji.

Biolog prowadzący wieloletnie badania w tym rejonie - Paweł Pluciński totalnie skrytykował przedstawiony raport o oddziaływaniu na środowisko. - Wiele raportów widziałem, ale tak niedbale i tak lekceważąco traktującego przyrodę jeszcze nie widziałem - stwierdził, podając liczne przykłady pominiętych w opracowaniu chronionych, rzadkich gatunków roślin i zwierząt. Przy tak dużej hodowli istnieje niebezpieczeństwo ucieczek norek i tym samym zagrożenie dla niektórych unikalnych gatunków zwierząt. W podobnym tonie wypowiedział się przedstawiciel Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego, określając raport jako żenujący dokument. Akcentował destrukcyjny wpływ hodowli norek amerykańskich na środowisko. Niebawem ma wpłynąć do regionalnej dyrekcji negatywna opinia środowiska naukowego. Mieszkaniec Morynia Wiktor Bokiej, oprócz odoru, podkreślił duże prawdopodobieństwo inwazji szczurów, które zawsze towarzyszą takim hodowlom i przenoszą choroby. Inny mieszkaniec ocenił, że kiedyś społeczeństwo nic nie miało do powiedzenia, bo decyzję podejmowano z góry. - Ale teraz, w demokratycznym kraju możemy przegłosować, że my tej inwestycji nie chcemy.

Robert Dziedzic ze Społecznego Stowarzyszenia Ratowniczego w Moryniu, konsultant wielu instytucji w zakresie bezpieczeństwa odczytał pismo kategorycznie protestujące przeciw uruchomieniu tak ryzykownego przedsięwzięcia. Wymienił szereg zagrożeń, w tym toksyczny amoniak i siarkowodór. - Nie ma metody na zatrzymanie smrodu. Wpuszczając norki, zniweczymy nasz wspólny, wieloletni wysiłek, bo nikt tu nie przyjedzie - dodał. Od 17 lat zajmujący się ochroną środowiska na tym terenie Marek Puchalski - pełnomocnik regionalnego dyrektora ochrony środowiska potwierdził, że raport został wykonany źle, niezgodnie z przepisami. W tej chwili regionalna dyrekcja czeka 30 dni na odniesienie się do swych uwag. Po uzupełnieniu i otrzymaniu dokumentu zajmie stanowisko.

Burmistrz Maranda w podsumowaniu sugerował, że jest wiele zagrożeń związanych z ewentualną budową fermy, kolidujących ze strategią rozwoju gminy. Na zakończenie do zarzutów ustosunkował się P. Kajdaniak, zaznaczając, że czeka na odpowiedź ze Szczecina, bo "tam się ludzie znają na sprawie". Odnośnie spadku wartości przylegających gruntów uznał, że "jest wolność i demokracja - ceny idą w górę i w dół", a rolnik będzie się cieszył, bo kupi taniej. Nie zaprzeczał, że są ucieczki norek. Powiedział, że Moryń jest gminą rolno-turystyczną, a nie turystyczno-rolniczą, bo rolnicy dają 70 proc. dochodów gminy, a nie turystyka. Dane te od razu zweryfikował burmistrz, bo na 12 mln zł tegorocznego budżetu z podatku rolnego ma wpłynąć zaledwie 610 tys. - Nie jesteśmy przeciwko rozwojowi przedsiębiorczości, ale wszystko ma swoje granice - stwierdził J. Maranda i przypomniał, że w 2003 r. przyjęto strategię rozwoju, która zakłada, że w 2015 r. Moryń przeobrazi się w gminę turystyczno-rolniczą.
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska