Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 26 z dnia 29.06.2010

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Wyborcze okruchy
Skrucha grzesznika Jarosława
Nad morze po S3
Wielki mały patriotyzm
Crash test na lotnisku
Skomercjalizowany - jeszcze nie prywatny
Transgraniczni fajczarze
Sztuka na ulicy
W Cedyni budują i remontują
Sport

Skrucha grzesznika Jarosława

W październiku 2007 roku, zaraz po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych, napisałem, że przegrał zły język liderów tej partii. "Pół biedy, gdyby język ten wykorzystywano tylko do opisywania rzeczywistości. Najgorsze, że służy on do tworzenia rzeczywistości, której obiektywnie nie ma: Jarosław Kaczyński kreuje podziały obywateli, kreuje wrogów Polski (tak w kraju, jak i za granicą), którzy albo naprawdę nie istnieją, albo istnieją zupełnie gdzie indziej. A przede wszystkim obraża ludzi - i to nie jakichś przestępców czy aferzystów, ale miliony Polaków. A władza nie może bezkarnie obrażać swych obywateli. Trudno o jaskrawszy przykład chorego dzielenia Polaków, jak wypowiedź premiera tuż po ogłoszeniu wyników wyborów: tych, którzy nie głosowali na PiS, postawił w jednym rzędzie obok zabójcy księdza Popiełuszki" - pisałem w nr. 43 z 2007 roku.

Niespodziewanie ostatnio Jarosław Kaczyński pośrednio przyznał mi rację, odcinając się od swego języka. Co prawda trudno na razie do końca ufać tej przemianie, ogłoszonej w kampanii wyborczej, ale zmiana języka (choćby tylko obliczona na polityczny zysk) to niemało. Nie spodziewałem się aż takiej samokrytyki po człowieku, który do tej pory znany był z wojen na górze, dzielenia ludzi, obelg, odmawiania rzeszom rodaków miana patrioty czy w ogóle miana Polaka. Więc tym bardziej cieszy widok kajającego się Kaczyńskiego. Zwłaszcza że - jak mówi Ewangelia - "w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia".

Czy doczekamy dnia, gdy język zmienią także ci, którzy fanatycznie Kaczyńskiego popierają? Takiej zmiany języka oczekuje zwłaszcza mnóstwo zgorszonych katolików, którzy w wielu kościołach nadal słyszą stary język Kaczyńskiego: mowę nienawiści i wykluczania. Na razie oczekują na próżno. Niektórzy wskutek tego gwałtu na swych sumieniach zmienili kościoły i chodzą do tych, które są mniej partyjne. A niektórzy przestali chodzić w ogóle. Bo krew ich zalewa, gdy słyszą zacietrzewionych kapłanów, uprawiających polityczną agitację zamiast cieszyć się, że katolikami są zwolennicy różnych partii. Duszpasterze ci, owładnięci obsesjami niczym w groźnych sektach, opisują świat wybiórczo i obłudnie, głosząc w chrześcijańskich świątyniach antychrześcijańskie treści. Nie chcą słuchać papieża, który w maju stwierdził, że "dziś największym zagrożeniem dla Kościoła nie są jego wrogowie z zewnątrz, lecz grzechy zrodzone we wnętrzu Kościoła". Nie jest to zresztą nowa diagnoza, bo wcześniej niektórzy biskupi mówili już, że dzisiaj największym wrogiem Kościoła jest sam Kościół. Przypomina się też klasyczny cytat z księdza Tischnera: "Jeszcze nie widziałem nikogo, kto stracił wiarę, czytając Marksa, za to widziałem wielu, którzy stracili ją przez kontakt z księżmi". A nowy prymas Polski abp Józef Kowalczyk przestrzegał niedawno przed Bożym Ciałem: "Niech ten dzień nie będzie okazją do rozgrywek czy krytyk politycznych. Trzeba z tym skończyć, bo to jest obraźliwe dla Eucharystii". Niektórzy kapłani mimo to obrażali Eucharystię i nie posłuchali prymasa, podobnie jak nie chcą słuchać przestróg Benedykta XVI. Ale skoro tylu polskich księży nie słuchało papieża-Polaka, to tym bardziej trudno oczekiwać, że posłuchają papieża-Niemca. Bo dla nich wyżej od papieża stoi ojciec dyrektor.

Szkoda, że Jarosław Kaczyński nie odcina się od tej części swych nawiedzonych nienawiścią zwolenników. Uwiarygodniłby w ten sposób swą przemianę. Pokuta jest ważna tylko wtedy, gdy towarzyszy jej szczery żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy. A z tym jest kłopot, bo w kluczowych momentach stara (prawdziwa?) natura nadal bierze górę nad nowym Jarosławem, gdy np. jako mistrz insynuacji obwinia swych politycznych przeciwników o spowodowanie katastrofy pod Smoleńskiem.
Mimo to cieszę się z symptomów nawrócenia się Jarosława Kaczyńskiego. Napawa to nadzieją. Ale ta nadzieja jest jeszcze zbyt wątła, żebym zaufał mu do tego stopnia, by głosować na niego w niedzielnych wyborach prezydenckich.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska