Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 38 z dnia 21.09.2010

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Rusza kampania wyborcza do samorządów
Wyrobnik pamięci
Pamiętają o Muslimie i jego ojcu
Teatr łączy narody
Elfy nadchodzą
Włóczykij perłą w koronie
Powiatowy radny broni starosty
CK bez dotacji
Chciałem się sprawdzić
Sport

Chciałem się sprawdzić

Przez 6 dni dla własnej satysfakcji przejechał samotnie rowerem całą Polskę z zachodu na wschód, odwiedzając przy okazji Litwę. Rozmowa z Andrzejem Mazurem z Cedyni, który lubi samotne wycieczki rowerowe.

"Gazeta Chojeńska": - Co Pana tak daleko pognało?
Andrzej Mazur: - Po prostu chciałem się sprawdzić. Jestem początkującym rowerzystą, bo właściwie jeżdżę dopiero od roku, ale już na dobre połknąłem tego bakcyla i mam dalsze plany.
- Jak to się zaczęło?
- W Cedyni sporo ludzi jeździ. Mamy nawet konkurencyjne grupy rowerowe i to działa na wyobraźnię. Więc też zacząłem jeździć z młodszym bratem. Prawdziwy chrzest bojowy przeszedłem, gdy grupa Kopieckiego zaprosiła mnie na rajd. Włożyli mi do sakwy 3,5-kilogramowy kamień i... przejechałem z nimi 95 km. Nie powiem, że było łatwo, ale dałem radę i miałem dużą satysfakcję. Potem już jeździłem systematycznie - przeważnie sam, bo łatwiej się zorganizować niż dopasować do grupy. Teraz nawet zabieram na wycieczki 16-miesięczną wnuczkę. Wsadzam ją do specjalnego wózka i ruszamy w trasę.
W tym roku oprócz wypadu na Suwalszczyznę przejechaliśmy z bratem wzdłuż zachodniej granicy Polski: od Świnoujścia do Zgorzelca. Mieliśmy zamiar jechać aż do czeskiego Liberca, bo tam się kończy szlak rowerowy Odra - Nysa (po niemieckiej stronie), ale zaczęło mocno padać i zakończyliśmy wyprawę wcześniej.
- A czemu na Suwalszczyznę wybrał się Pan samotnie?
- Też zamierzałem jechać z bratem, ale nie mogliśmy dopasować się z urlopami i już nie miałem wyjścia.
- Nie było awarii na trasie, kłopotów z noclegami?
- Wszystko wyszło tak, jak zaplanowałem. Pogodę miałem idealną. Wyruszyłem z Cedyni 3 września, a wróciłem 9 (pociągiem z Suwałk przez Warszawę). Trasę podzieliłem na 6 etapów: Barlinek, Piła, Świecie, Ostróda, Mikołajki, Suwałki. Z Suwałk jeszcze pojechałem na Litwę przez przejście w Ogrodnikach, odwiedziłem miasteczko Lazdijai (po polsku Łoździeje - red.), zjadłem tam obiad i wróciłem. Całą trasę zaplanowałem w szczegółach, łącznie z noclegami. Przeważnie wyszukiwałem w internecie gospodarstwa agroturystyczne, bo tam są stosunkowo tanie noclegi. Mam przystosowaną do roweru nawigację samochodową na akumulatorek, która okazała się bardzo pomocna. Wprowadzone są bardzo dokładne trasy, nawet drogi leśne, a więc czułem się w miarę bezpiecznie i nie błądziłem. Nieraz jednak miałem pewne obawy, gdy przemierzałem duże leśne obszary, np. w Puszczy Piskiej, gdzie jechało się kilkanaście kilometrów, nie spotykając żywej duszy. Na szczęście na całej trasie nie miałem żadnego defektu roweru, a przejechałem w sumie 875 km.
- To była prawie ciągła jazda i zapewne niewiele Pan zwiedził?
- Rzeczywiście, niewiele, bo na samą jazdę trzeba było przeznaczać około 7 godz. dziennie. Odwiedziłem w Pile muzeum Staszica, byłem też w Suwałkach w muzeum Marii Konopnickiej, no i mam przed oczyma to, co zobaczyłem na trasie. Jednak ten wypad zachęcił mnie dopiero do dokładniejszego spenetrowania tamtych stron. Zapewne już w przyszłym roku pojadę tam znowu, bo zamierzam przejechać północną granicą, tzn. Wybrzeżem aż do Obwodu Kaliningradzkiego. Chcę też dłużej zatrzymać się na Suwalszczyźnie i spokojnie, bez gonitwy pozwiedzać. Nie wyobrażałem sobie, że tam są takie górki i piękne krajobrazy.
Rozm. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska